r a z

2.3K 107 77
                                    

Hermiona poczuła dziecięcą radość, gdy znaleźli się na Pokątnej. Ulica wydawała się jej jeszcze bardziej żywa niż zawsze, co było prawdopodobnie spowodowane jej tęsknotą. Jako, że został jeden dzień do rozpoczęcia nauki, gwar był niesamowity. Wszędzie migały znajome, zaczynające już dojrzewać twarze i młodziutkie, które nie wiedziały co może je czekać w sławetnej szkole.

Molly Weasley wcześniej nakazała wszystkim rozdzielić się po potrzebne im rzeczy, żeby załatwić wszystko najszybciej jak tylko się da. Oczywiście jej dzieci i Harry odłożyli pakowanie się na ostatni dzień, mimo częstego upominania ich przez Hermionę, której upakowany kufer od kilku dni czekał przy łóżku.

Jedyne czego potrzebowała to typowo szkolne zakupy, które udało się jej skończyć w rekordowym czasie. Jako, że miała ponad pół godziny do zbiórki, skierowała swoje kroki w stronę księgarni, by znaleźć jakąś ciekawą lekturę na drogę do Hogwartu. Po drodze jednak jej oko przykuła wystawa sklepu z miotłami, na której pysznił się najnowszy model - Burza 4600. Hermiona westchnęła, opierając dłonie na wystawie jak małe dziecko. Z zawiścią wpatrywała się w szczęśliwca, któremu ktoś właśnie kupował sprzęt w środku sklepu. Gdyby to tylko była ona, gdyby od dziecka próbowała się przekonać...

Przesunęła się bliżej witryny, przez co potrąciła kogoś, kto stał obok niej. Odruchowo przeprosiła, odwracając głowę w kierunku poturbowanego i na jej nieszczęście - był to Ślizgon. Blaise Zabini we własnej osobie, lustrował ją rozbawionym wzrokiem.

– Przeprosiny przyjęte Granger, ale co ty tu robisz niby? Zajęć z latania nie mamy od pierwszego roku, więc nie masz możliwości poprawy ocen... które nie były zbyt dobre jeśli mnie pamięć nie myli?

– Daj sobie spokój, nie widzę powodu, dla którego miałoby cię to interesować – odparła niechętnie, gdyż po prostu nie znosiła tego chłopaka. Należał do bandy Malfoya, co już samo w sobie było minusem, jednak po prostu według Hermiony był irytujący, zawsze dogadywał nauczycielom na lekcjach, czy też nachalnie zaczepiał każdą ładniejszą dziewczynę.

– Oj przestań, nie bądź taka uprzedzona. Nie mamy już powodu żeby się nie lubić, może to okazja to poznania się? – odparł z uśmiechem.

– Błagam cię, to, że Voldemort nie żyje nagle ma znaczyć, iż nagle nie chce się ci wyzywać mnie od szlam? Nie rozśmieszaj mnie człowieku – Hermiona odwróciła się, by odejść.

– Kogo moje oczy widzą? – usłyszała za sobą dobrze znany głos. Odetchnęła głęboko i spowrotem zwróciła się do Zabiniego żeby stanąć oko w oko z Draco Malfoyem. Wydało jej się, że urósł od kiedy widziała go ostatnio kilka miesięcy wcześniej, czego szczerze mu zazdrościła. Nie był jakimś dryblasem, lecz na pewno nie mierzył stu sześćdzięciu trzech centymetrów, tak jak panna Granger. Był mniej więcej dwadzieścia centymetrów od niej wyższy, co dodatkowo irytowało dziewczynę; lepiej, żeby osoba, której tak nienawidziła nie posiadała pozytywnych cech, których mogła pozazdrościć.

– Zgubiłaś się Granger? Biblioteka jest dalej, a butik bez ubrań twojej babki po drugiej stronie – wytknął jej Draco, co ją bardzo zdenerwowało. Moda była dla niej czarną magią, gdyż nie miała stałej formuły jak rzeczy, których uczyła się w szkole. Gdyby miała nadążać za wszystkim, co jest na czasie, to zabrakłoby jej energii na życie. Dlatego ubierała wygodne, szerokie i długie rzeczy, które nie przeszkadzały jej w przemieszczaniu się. A Malfoyowi było zupełnie nic do tego.

– Z tego co kojarzę to na Pokątnej nie ma żadnego domu publicznego, więc myślę, że też się zagubiłeś – odpaliła, nawiązując do plotek szkolnych, jakoby młody Malfoy lubił sypiać z różnymi dziewczynami każdej nocy.

Sztuka latania • DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz