d z i e w i ę ć

1.5K 78 18
                                    

To nie tak, że Gryfonka miała coś przeciwko chodzeniu na nocne patrole. Lubiła to, uspokajała się, wdychała świeże powietrze i cieszyła się samotnością. Byłaby nawet z nich szczęśliwa, gdyby nie to, że kolejny dzień z rzędu natrafiła na Malfoya, który długo po ciszy nocnej latał na miotle po boisku. I absolutnie nie wiedziała, co ma z tym zrobić.

- Powtarzasz się! - krzyknął z góry Malfoy, gdy po raz kolejny zagroziła mu wizytą u dyrektora i utratą punktów. Była bezsilna, bo bardzo nie lubiła robić innym uczniom problemów, a nie miała się komu stronniczemu poradzić. Harry, Ron, Ginny odpadali, bo byliby za wyrzuceniem go ze szkoły. Marzyła o innym Prefekcie Naczelnym niż Parkinson, gdyż ta by prędzej wywalczyła puchar dla Malfoya niż zgodziła się na karę. Nie chciała też niepotrzebnie niepokoić McGonagall, która miała wystarczająco spraw na głowie przez nową posadę. Nie widziano jej od rozpoczęcia roku, gdyż nawet nie wychodziła ze swojego gabinetu.

- Powiesz mi chociaż czemu to robisz, skoro i tak utykam tu z tobą co nocy? Nudzisz się? Dla sportu? Ćwiczysz przed meczami? Chcesz mi dołożyć obowiązków?

- Nie twój interes, Granger - odpowiedział jej pierwsze trzy razy, ale za czwartym najwyraźniej miał dość, bo westchnął i wylądował niedaleko niej.

- Quidditch to jedna z niewielu rzeczy, w której jestem naprawdę dobry. Będzie to pierwszy od dawna rok, w którym mogę skupić się w stu procentach na tym, a nie ciągle martwić się o życie moje i bliskich.

- W porządku, ale dlaczego nie robisz tego w normalnych godzinach? Rano, przerwy, po lekcjach... przecież masz mnóstwo okazji. Nie wyglądasz mi na kogoś, kto by przywiązywał dużą uwagę do nauki, więc musisz mieć dużo wolnego czasu.

- Teraz nie znajdziesz ani jednej żywej duszy w odległości kilkuset metrów - uciął szybko. - No, może nie licząc pewnej wkurzającej wiewiórki, która bardzo lubi marnować mój i jej czas.

- Wolę być wiewiórką niż cuchnącą fretką - odgryzła mu i odwróciła się na pięcie, odchodząc. Marnuje czas, tak?

- Widziałaś Draco? - spytała ją Parkinson, którą minęła na schodach.

- Lata na miotle. Albo mu przemówisz do rozsądku, albo w końcu powiem o tym McGonagall - warknęła do niej, zmierzając do pokoju wspólnego Gryffindoru. Podała hasło i przeszła przez dziurę za portretem, by zauważyć swoich przyjaciół siedzących w pobliżu jednej z kanap. Harry i Ron grali w szachy, a Ginny wydawała się znudzona, zaplatając sobie warkocza. Hermiona pomachała jej, na co piegowata twarz przyjaciółki rozświetliła się uśmiechem i przywołała ją do siebie dłonią. Hermiona przywitała się z pochłoniętymi grą chłopakami, po czym przysiadła się do Ginny.

- Stęskniłaś się? - spytała ruda kpiącym głosem, ukrywając uśmiech. Brunetka szturchnęła ją w ramię żartobliwie.

- Widziałyśmy się kilka godzin temu, nie przesadzaj.

- Ale przerwy się nie liczą, ciągle przesiadujesz w bibliotece!

- Ginny... - westchnęła Hermiona.

- Nie gniewam sie, po prostu powiedz mi co ty tam robisz. Nawet ty nie jesteś aż takim zapaleńcem żeby od rana do nocy tam przesiadywać, kiedy nawet nie mamy nic zadawanego.

- Eee... - skrzywiła się starsza dziewczyna. - Powiem ci, ale obiecaj, że nic im nie powiesz - wyszeptała, przybliżając się do Ginny. Spojrzała szybko na chłopaków, by przekonać się, że są kompletnie pochłonięci grą.

- Obiecuję.

- Ugh, bo ostatnio natrafiłam na Malfoya w bibliotece i zobaczyłam, że czyta o schorzeniach spowodowanych czarną magią i myślę, że dokucza mu jego znak. Nigdy nie natrafiłam na nic podobnego w żadnej z książek, a wiesz ile ich przeczytałam, no i po prostu...

Sztuka latania • DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz