Third day

350 31 19
                                    

- Na co czekasz? Zapraszam - brunet kłania się w pas i wystawia dłoń przed siebie, kierując ją na otwarte już przez niego drzwi.

Mo prycha, ale wymija go i popycha je pewnie, wchodząc do środka. Od razu kieruje się do kuchni, stawiając na blacie dwie pełne reklamówki zakupów.

- Jak tylko zrobię ci ten głupi obiad wracam do domu - mówi ostro, sięgając po fartuch znajdujący się (na pewno złośliwie!) na najwyższej półce.

Irytuje się kiedy nie jest w stanie po raz wtóry jej dosięgnąć.

- Chodź tu cholero - warczy, stając na palcach. Wyciąga się jeszcze wyżej i opiera dłoń na blacie, ale wciąż jest w stanie tylko musnąć materiał palcami.

- Nie ma mowy, żebym tak od razu pozwolił ci mnie opuścić - brunet uśmiecha się i pozwala sobie popatrzeć na jego tyłek, i całą resztę oczywiście, przez krótką chwilę.

W końcu jednak lituje się nad nim i podchodzi, kładąc dłoń na jego talii. Nachyla się bliżej jego ciała, ściągając bez problemu fartuch.

- Jemy obiad razem - szepcze mu do ucha i zanim ten zdążyłby odwrócić się, żeby mu przyłożyć, odsuwa się z materiałem w wyciągniętej ręce.

Mo odwraca się w jego stronę zażenowany i wyrywa mu fartuch z dłoni. Zawiązuje go szybko wokół pasa i zabiera się do gotowania, żeby jak najszybciej wywiązać się z tego głupiego "obowiązku".

He Tian uśmiecha się kiedy nie słyszy złośliwego komentarza odnoszącego się do jego wcześniejszych słów. Kiedyś od razu by go spławił i wyklął masą ostrych epitetów. Uroczo. Siada po drugiej stronie aneksu kuchennego, patrząc na pełne dziwnej gracji ruchy rudowłosego. Czy mu się to kiedyś znudzi? Hah, nie ma mowy.

- Nie nosisz moich kolczyków - zauważa po chwili trafnie, opierając brodę na zgiętych dłoniach.

- She Li ich nie lubi - odpowiada szybko, zanim zorientuje się z kim ma do czynienia i że właśnie powiedział to na głos.

Przez chwilę po jego słowach zapada cisza. Brunet analizuje je spokojnie, w pierwszej chwili nie chcąc ich do siebie przyjąć. Mo ma nadzieję, że na tym skończy temat. Oczywiście mowa tutaj o He Tianie, prawda?

- A co on ma do powiedzenia? - pyta na pozór obojętnie, wlepiając w niego świdrujący wzrok.

- Dużo - ucina, nie chcąc prowadzić dłuższej rozmowy na ten temat.

- No dalej, powiedz mi - naciska i wstaje od blatu, podchodząc do niego od tyłu. Kładzie ręce na jego talii, zbliżając swoje wargi do jego wrażliwego ucha i tej części szyi, którą śmiał naruszyć ten białowłosy samobójca.

- Nie dotykaj mnie - rzuca, próbując strzepać z siebie jego dłonie.

Tym razem jednak He Tian na to tak łatwo nie pozwala.

- Kto ci przekłuł uszy?

Odpowiada mu jednoznaczna cisza. Uśmiecha się lekko, nie potrzebując dodatkowego potwierdzenia.

- Ah, czyli to on?

- Zamknij się, co cię to obchodzi? - mamrocze, wyłączając palnik. Ściąga patelnię z kuchenki, nakładając jej zawartość na dwa, wyciągnięte wcześniej, talerze.

- Najwyraźniej obchodzi - zaciska mocniej ręce wokół jego talii, kładąc brodę na jego ramieniu. - Nie powiesz mi? - pyta, z całej siły powstrzymując swój głos przed drżeniem. Od kiedy zaczęło mu tak zależeć?

Rudowłosy wzdycha i odkłada naczynie na bok, odsuwając się z jego nagle całkiem lekkiego uścisku.

- Obiad gotowy - mówi, nie patrząc mu w oczy.

That One DayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz