Sixth day

292 26 26
                                    

Jeszcze zanim zmęczony, ledwo snujący się i ziewający rudowłosy dotrze na dziedziniec szkoły w pełni (nie)gotowy na pierwszą lekcję w jego kieszeni odzywa się telefon. Wzdycha i nie tracąc sił na zastanawianie się nad możliwą tożsamością intruza podnosi wyświetlacz na wysokość oczu. Rozbudza się niemal natychmiast kiedy dociera do niego kto i czego od niego żąda. Przeklina szpetnie, wciskając urządzenie ponownie do kieszeni. Rozgląda się po dziedzińcu niezaskoczony przyspieszonym rytmem własnego serca i wzdycha z ulgą kiedy nie dostrzega wśród uczniów charakterystycznej, białej czupryny.

- Little Mo? To zadziwiające widzieć cię tutaj tak wcześnie.

Otwiera szerzej oczy i odwraca się gwałtownie na pięcie, czując na swoim ramieniu przelotny dotyk. W ostatniej chwili powstrzymuje się przed niechlubnym okrzykiem kiedy widzi przed sobą niemal równie zaskoczonego bruneta.

- Wszystko dobrze? - pyta niepewnie, opuszczając rękę.

- Tak - wydusza i cofa się o krok. - Tak, ale mam coś ważnego do załatwienia. Będziesz zatruwał mi życie później! - odwraca się i rzuca biegiem przez powoli pogłębiający się tłum uczniów.

Zatrzymuje się dopiero przed drzwiami do magazynu okrzykniętego niechlubną sławą. Równuje powoli oddech i przełyka ciężko ślinę, wycierając spocone dłonie o spodnie. Jest typem człowieka, który spłaci swój dług za wszelką cenę i tylko to jeszcze zmusza go do pchnięcia ciężkich drzwi.

- Prawdę mówiąc zastanawiałem się, czy postanowisz się zjawić.

Całkiem mimowolnie drga na dźwięk zimnego jak brzytwa głosu. Odwraca się, mierząc wzrokiem chłopaka przerzucającego scyzoryk między palcami. Szczerze nienawidzi tego za każdym razem jak to robi.

- Doskonale wiedziałeś, że przyjdę - prycha, nie pokazując po sobie jak bardzo ma ochotę odwrócić się i rzucić biegiem ponownie w stronę He Tia...

Zaraz, do cholery. O czym ja myślę w takiej sytuacji? - przytomnieje, kręcąc głową na boki. To nie czas ani miejsce na fantazjowanie o Tianie. Znaczy... Dlaczego w ogóle miałby to robić?

- Może to i prawda - Li wzrusza ramionami, odpychając się od ściany.

Z nim naprawdę jest coś nie tak. Dlaczego znowu wygląda na tak wściekłego? - myśli gorączkowo, cofając się w stronę drzwi.

"Jeśli jeszcze się zbliżysz, odwrócę się i wyjdę" - zdają się grozić jego oczy.

Białowłosy prycha pod nosem i łapie go za rękę mało delikatnym ruchem uderzając jego ciałem o ścianę.

Czy my już tego nie przerabialiśmy? - wzdycha mentalnie, zastanawiając się na jaką cholerę tutaj przyłaził. Niech szlag tą gównianą dumę.

- Jesteś tu, bo masz u mnie dług, prawda? - pyta powoli, jednak naiwny spokój okalający jego słowa kryje w sobie znacznie więcej, niż można by przypuszczać.

- Nie widzę innego powodu, który usprawiedliwiałby takie głupie posunięcia - rzuca butnie, na co białowłosy uśmiecha się szeroko, nachylając do jego ucha.

- To cudownie, bo właśnie miałem ci składać obiecującą propozycję. Widzisz... - odsuwa się nieznacznie, mierząc go szalonym wzrokiem. Właśnie. "Szalony" idealnie go opisuje. Mo nie może pozbyć się uczucia, że coś jest nie tak. She Li zawsze brakowało piątej klepki, ale w tej chwili jego zachowanie całkowicie wykracza poza normę.

- Jak coś zaczynam lubię to skończyć. Nie będę kazał ci ignorować He Tiana jak do tej pory. Ten debil i tak będzie robił to, na co przyjdzie mu ochota. Możesz jednak w nieco inny sposób łatwo spłacić swój dług. Zrobisz to i nic nie będzie cię już dłużej przy mnie trzymało - oferuje, na co rudowłosy marszczy brwi, zastanawiając się czy dobrze rozumie jego, jak on to nazwał, "propozycję".

That One DayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz