Kobieta była wściekła. Nie myśląc co robi, wzięła do ręki kielich, z którego jeszcze przed chwilą pił Lambert i rzuciła nim o jedną ze ścian sypialni. Naczynie rozbiło się na milion maleńkich kawałeczków. Światło księżyca odbijało się o potłuczone szkło, przez co podłoga sprawiała wrażenie, jakby była posypana maleńkimi diamentami. Yennefer jednak nie zwracała na to uwagi. Za bardzo denerwowało ją to co się dzieje. Denerwował ją brak jej własnej kontroli nad całą sytuacją i brak kontroli nad swoimi uczuciami. I choć nie chciała tego przyznać nawet przed samą sobą, to bała się, że młody wiedźmin ma rację. Szepcząc zaklęcie, skierowała dłoń w stronę rozbitego szkła. Odłamki same się pozbierały. "Szkoda, że ja nie potrafię się pozbierać tak szybko". Podeszła do lustra i spojrzała na swoje odbicie. Postać przedstawiała piękną kobietę o kruczoczarnych włosach, które niczym małe tornada, opadały na jej ramiona i plecy. Figurę, o którą mogłaby być zazdrosna niejedna kobieta, podkreślała ciągle ta sama, czarna i mocno obcisła sukienka. Czerwone usta, choć wąskie, były ładne. Ale oczy... Te fiołkowe oczy postaci z lustra. Oczy, w których zaczęły zbierać się łzy. Tych łez nie powinno być. Czarodziejka lekko przetarła dłonią swe zmęczone zwierciadła tak, by nie rozmazać cudem trzymającego się jeszcze makijażu. Podjęła już chyba decyzję. Podeszła do stolika, na którym nadal stała butelka wina. Jedyne co uległo zmianie to jej zawartość, która całkiem sporo się zmniejszyła. Yennefer dołożyła starań, by całkowicie zabrakło czerwonego płynu. Poczuła lekkie zawroty głowy. Ściany pokoju stały się jeszcze mniej wyraźne.
- Cholera... - Zaklęła do siebie.
Stwierdziła szybko, że nie podoba jej się ten pokój i wcale nie chce tu teraz być. Podeszła do drzwi i uchyliła je lekko, gdyż wolała nie zostać przez nikogo zauważona. Usłyszała śmiechy kobiety i mężczyzny. Od razu rozpoznała głos Margarity. Wychyliła więc głowę, żeby zobaczyć co jej przyjaciółka tam robi. Oczom ukazał się wciąż niewyraźny obraz grajka, z którym czarodziejka rozmawiała, gdy Yennefer tańczyła z Lambertem. Mężczyzna niósł blondynkę na rękach. Kierowali się do pokoju wyżej, niedaleko sypialni młodego wiedźmina. Gdy para była już pod drzwiami, przyjaciółka zwinnie kopnęła bosą stopą, otwierając swoją komnatę.
- Nogą też potrafię czarować. - Ewidentnie próbowała mu zaimponować, co rozbawiło podglądającą parę kobietę.
Kiedy Yennefer upewniła się, że nikt więcej nie może posądzić ją o ucieczkę z parkietu i własnej sypialni, wyszła z pokoju. Wolnymi krokami wspinała się po schodach. W połowie drogi stanęła, by przez okno, rzucić okiem na zabawę, która trwała w najlepsze. Zobaczyła część gości przy stole, polewających sobie już chyba trzycyfrową kolejkę. Inni próbowali tańczyć na parkiecie, choć nie do końca to właściwie przypominało tańce. Yennefer uśmiechnęła się do siebie widząc Zoltana wtulonego w ramiona Eskela. Panowie, choć lekko rozmazani, mieli naprawdę idealne ruchy. "Żadna kobieta nie mogłaby dorównać ani jednemu, ani drugiemu" Usłyszała swój śmiech w myślach. Usta czarodziejki skrzywiły się niemal od razu, kiedy zauważyła Geralta, czule przytulającego Triss. Yenner dotknęła dłonią szyby. Para była szczęśliwa. "Wypełniam tylko swoje pustki..." Zabrała dłoń i dotknęła nią klatki piersiowej, w której, choć nie chciała, ciągle paliło ją uczucie zazdrości. Zamykając oczy zacisnęłą ją w pięść. Ruszyła dalej, wchodząc po schodach na górę. Zatrzymała się przy pokoju Rity. Przystawiła ucho do drzwi i choć wiedziała, że nie powinna, wytężyła słuch. Po paru jękach i niezrozumiałych słowach znajomego jej głosu, odsunęła się.
- No pięknie. - Powiedziała do siebie prawie niesłyszalnie.
Wiedziała, że tak to się skończy. Rita wyląduje w łóżku razem z nieznajomym grajkiem, który po wschodzie słońca raczej nie będzie już miał dla niej żadnego znaczenia. Ale to dopiero rankiem, bo teraz czarodziejka skupiona jest na łapaniu oddechów między jedną, a drugą i kolejną falą rozkoszy.
Yennefer przestała mieć jakiekolwiek obawy. Serce zaczęło jej walić. Nie zastanawiając się ani chwili zrobiła kilka kroków w górę i z impetem otworzyła drzwi.- Dzisiejszej nocy nie tylko moje pustki zostaną wypełnione. - Oznajmiła ściągając z siebie sukienkę.
-Yennefer...
-Ani słowa!
Wraz z sukienką i dodatkami, opadły złe emocje. Opadła złość i opadła nienawiść. Pozostało tylko pragnienie drugiego ciała obok siebie. Odsłoniły się dusze, które połączone razem, pozwalały odpływać. Każdy ruch bioder kobiety, każde spojrzenie, każda kropla potu spływająca z jednego ciała na drugie... Burzą w letnie dni. Chwilą, trwającą dłużej niż całe noce. Amnezją realistycznego świata.
- Powiesz w końcu gdzieś ty się podziewała przez tyle czasu?
- Nie było mnie, bo nie mogło mnie być. Dostałam flakon rozwiązujący wszystkie moje problemy. Ja tylko chciałam być matką... Chciałam...
- Wypełnić pustkę. Cóż... Za wypełnienie tej i naszych z przed chwili przyjdzie nam...
- Nie mów nic... - Czarodziejka przyłożyła palec do ust mężczyzny. - Nie mów już nic Lambert.
Koniec.

CZYTASZ
pustka
Fanfiction„Wiedźmin" Każdy z nas ma jakieś pustki. I każdy chce je czymś wypełnić. A Ty? Jak wypełniasz swoje? . . . . . Yennefer z Vengerbergu wraca ze swoich trzyletnich poszukiwań tego, co utraciła. Odnajduje list od Geralta i postanawia natychmiast wyjech...