Rozdział 4 o tym, że warto czytać Szekspira

6.1K 238 84
                                    

Jane przez chwilę się zawahała zanim chwyciła jego dłoń. Miała zdobywać informacje, a nie się z nim spoufalać. Nie mogła jednak odmówić sobie tej przyjemności. Lord był przystojny i zabawny. Dawno nie rozmawiało się jej tak dobrze z żadnym mężczyzną.

Gdy skóra jej dłoni dotknęła wewnętrznej części jego ręki przez ciało dziewczyny przeszedł przyjemny dreszcz. Ogarnęło ją nieznane dotąd uczucie fascynacji. Podniosła głowę, a ich spojrzenia się skrzyżowały. Dostrzegła w jego oczach wesołe iskierki. Przez chwilę pomyślała, że to pewnie blask żyrandola obija się w jego spojrzeniu. Mężczyzna wpatrywał się w nią taką namiętnością, że serce Jane na chwilę zamarło.

William zaprowadził ją na środek sali i zaczęli tańczyć w rytm muzyki. Jej gładka skóra wydawała się mu krucha i delikatna. Bał się, że przez sam dotyk jego wielkich, chropowatych dłoni może ją zranić. Nie odrywał wzorku od jej rozbawionego spojrzenia. Jej usta w kolorze krwistej czerwieni niesamowicie działały na jego zmysły. Miał ochotę wpić się w jej wargi i sprawić, że nie będzie mogła złapać oddechu. Nagle dziewczyna spuściła głowę i roześmiała się.

- Coś się stało?

- Musisz wiedzieć, że mam dwie lewe nogi. Proszę nie wydaj mnie jeśli nadepnę ci butem na palce.

- Wtedy będziesz musiała znieść mnie z parkietu. - Zażartował.

Oboje zanieśli się śmiechem. Książę nie mógł zrozumieć jakim cudem nigdy wcześniej nie spotkał tej dziewczyny. Skoro była na tym balu musiała być zapraszana również na wcześniejsze przyjęcia. Próbował przypomnieć sobie, czy spotkał ją wcześniej. Niestety, maska zasłaniająca jej połowę twarzy mu to utrudniała. William nie mógł doczekać się momentu, kiedy zegar wybije północ, a maski opadną i zobaczy twarz swojej towarzyszki. Był przekonany, że jest nieziemsko piękna.

- Zazwyczaj stresuje się, gdy inni patrzą na mnie podczas tańca - przyznała szczerze - moje kończyny wiotczeją, a ja czuję się jak sparaliżowana.

- Więc niech wszyscy, którzy przeszkadzają ci w tańcu będą przeklęci. Nie wiedzą co tracą.

Na sekundę rozłączył ich dłonie i obrócił ją wokół własnej osi nie tracąc jej choćby na sekundę z zasięgu wzroku. Dziewczyna podziękowała mu, że stanął w jej obronie, ale stwierdziła iż faktem jest, że słabo tańczy.

- Mogę cię podszkolić.

Zachichotała na jego słowa.

- Nie patrz na ludzi. Spójrz prosto w moje oczy.

Speszona wykonała jego polecenie. Gdy razem tańczyli całkowicie straciła poczucie nieubłaganie płynącego czasu. Gdzieś w oddali mignęła jej sylwetka kuzynki, ale Jane jak zahipnotyzowana w pełni dała ciału ponieść się w rytm muzyki.

Gdy skończyli tańczyć William zaproponował jej by napili się wina. Dziewczyna zgodziła się z przyjemnością. Alkohol sprawiał, że rozmowa była coraz bardziej swobodna. Nie trzymali się już zasad etykiety. Rozmawiali o wszystkim: o nauce, książkach, a nawet polowaniach, których Jane tak bardzo nienawidziła.

- Jako przyjaciel księcia naraziłbyś swoje życie, aby mu pomóc?

- Oczywiście. - odparł natychmiast.

William odpowiedział szczerze. Oddałby życie za swojego przyjaciela, który nie był księciem. Arlen był dla niego jak brat. Mimo, że nie łączyły ich więzy krwi ich relacja była braterska.

- Opowiedz mi coś o sobie. - Poprosił.

William chciał wiedzieć o niej jak najwięcej. Wydawała się mu taka fascynująca. Mógł z nią swobodnie porozmawiać i pożartować. To była miła odmiana.

Zakazany romansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz