Rozdział 25

4.1K 157 13
                                    

Pomimo początkowych obaw została przyjęta w rezydencji Reginy Stern z wielką życzliwością. Poznała również jej wnuczki Amelię i Lorettę. Uważała, że bliźniaczki są urocze i podejrzewała, że nie będzie żadnego problemu, żeby się z nimi dogadać.
- Ich rodzice wyjechali w podróż, więc przez najbliższy miesiąc spędzimy ten czas w swoim towarzystwie. - Wyjaśniła Lady Regina.
- Chciałabym ci Lady podziękować za tą szansę.
- Ależ nie musisz mi wcale dziękować. Czuje jakbyśmy były rodziną.
Na twarzy Jane pierwszy raz od dawna pojawił się szczery uśmiech.
- Ktoś zaraz zabierze twoje bagaże do twojego pokoju. Z pewnością chciałabyś odpocząć po podróży.
Zawołała jednego ze służących, który wskazał jej drogę. Pokój jaki jej przydzielono był dość przestronny. To była miła nowość. Potrzebowała tej przestrzeni w swoim życiu.
- Czy możemy zrobić coś jeszcze dla ciebie panienko?
- Nie, bardzo wam dziękuję za pomoc.
Odprawiła służących i zabrała się za rozpakowanie kufra. Później została zaproszona na kolację, a po posiłku postanowiła pójść spać.
Wstała z samego rana pełna energii. To miał być pierwszy dzień jej nowego życia.
- Dobrze jest widzieć kogoś pełnego energii. To rzadki widok.
- Dziękuję Lady. - Odpowiedziała grzecznie. - Po prostu nie mogę doczekać się moich pierwszych zajęć z dziewczynkami.
Spojrzała w kierunku bliźniaczek. Obie były ubrane w takie same suknie. Różniły się jednak kolorem. Jane nie potrafiła ich odróżnić. Wyglądały dokładnie tak samo.
- Cieszy mnie twój zapał do pracy. Mam nadzieję, że utrzyma się jak najdłużej.
- Z pewnością Lady.
Lecz gdy została z dziewczynkami sam na sam zadanie ją przerosło. Grzeczne do tej pory panny zrobiły się nader ruchliwe i biegały w te i z powrotem.
- Amelio! Zostaw proszę te doniczkę.
Szybko zabrała ją z rąk dziecka.
- Ja jestem Loretta. Amelia jest tam. - Oburzyła się dziewczynka.
No tak.
Zapamiętać na przyszłość. Loretta to ta w niebieskiej sukni.
Jane nie miała wiele czasu na myślenie, bo druga dziewczynka podeszła do otwartego okna i stanęła na parapecie.
Serce Jane zamarło.
- Zejdź stamtąd Amelio!
Szybko podbiegła do dziewczynki w różowej sukni i postawiła ją na ziemi.
Kto by pomyślał, że bycie guwernantką może być takie trudne.
Ona i Rachela nie były trudnymi dziećmi. Nie kiedy i one rozrabiały, ale przeważnie były grzeczne i słuchały dorosłych czego nie można było powiedzieć o tym dwóch młodych damach.
- Posłuchajcie. Jeśli szybko skończymy zajęcia wybiorę się z wami puszczać latawce. Co wy na to?
- Tak! - Pisnęły obie.
Dziewczynki grzecznie usiadły przy biurkach.
Łatwo poszło.
- Więc dziś zaczniemy od kaligrafii.
Podeszła do ich biurek i na każdym z nich położyła tekst do przepisania. Dziewczynki miały skwaszone miny, co lekko ją zaniepokoiło. Mimo wszystko zabrały się do pisania.
- To nudne! - Zaprotestowała po chwili jedna z nich.
- Chodźmy na dwór teraz, a później to dokończymy.
- Tak! - Poparła ją bliźniaczka.
Jane spojrzała na nią karcąco.
- Najpierw nauka, potem zabawa.
- Ale...
- Ten temat nie podlega dyskusji.
Wiedziała, że musi być stanowcza. Gdyby uległa im choć trochę cała jej władza przepadłaby.
Odetchnęła z ulgą widząc, że powróciły do nauki.
Zgodnie z wcześniej daną obietnicą zabrała je po obiedzie na puszczanie latawców. Wybrały się na jedno ze wzgórz. Jane usiadła na kocu w cieniu drzewa, a dziewczynki latały wokół niej.
- Mój jest zepsuty!
Jane przejęła latawiec z rąk Ameli i dokładnie obejrzała. Latawiec wyglądał w porządku. Materiał się nie porwał. Sznurek również był cały.
- Jak to?
- Nie chce się wznieść w górę. Jest popsuty!
- Może spróbujemy razem. - Zaproponowała.
Podniosła się z koca i poleciła jej by zaczęła biec przed siebie. Tym czasem ona chwyciła za latawiec i rzuciła go w górę. Po chwili konstrukcja utrzymała się w powietrzu.
- Udało się.
- Brawo! - Zaklaskała w dłonie.
Widok uradowanych dziewczynek był dla niej najlepszym prezentem jej pracy. Miała nadzieję, że uda się im w przyszłości wypracować niejeden kompromis.
Wiatr zaplątał się w jej włosach. Czując podmuch powietrza przymknęła powieki i wystawiła twarz ku słońcu.
Poczuła się jak tego dnia na wzgórzu, gdy William ją odnalazł. Tak niespodziewanie ją wtedy zaskoczył. Otworzyła powieki i szybko odwróciła się w tył.
Nikogo tam jednak nie było.
Jane chciała go ujrzeć. Gdyby teraz pojawił się na tym wzgórzu rzuciłaby się w jego ramiona.
Ale to były jedynie marzenia.
Wieczorem gdy kładła się spać usłyszała ciche pukanie do drzwi. Szybko podeszła do drzwi jednak po drugiej stronie ujrzała pustkę. Poczuła ścisk przy sukni. Spojrzała w dół i ujrzała Lorettę.
- Co ty tu robisz? Powinnaś być dawno w łóżku.
- Przeczytasz mi bajkę na dobranoc?
Jane mimowolnie się uśmiechnęła.
- No dobrze. Chodźmy do twojej siostry.
Chwyciła dziewczynkę za rączkę i razem udały się do jej pokoju.
Pokój bliźniaczek był ogromny. Wszędzie była masa zabawek i książek. Amelia smacznie spała w łóżku przy oknie.
- Musimy być cicho, żeby nie obudzić twojej siostry.
Dziewczynka posłusznie pokiwała głową i szybko przykryła się kołdrą. Jane usiadła na krześle i chwyciła za jedną z książek.
Kopciuszek. No świetnie.
- Dlaczego nie zasnęłaś? Dręczyły cię jakieś koszmary?
- Nie, nie. Po prostu tęsknie za rodzicami. Zawsze czytali mi do snu. Babcia twierdzi, że jestem już na to za duża.
- Dobrze, więc przeczytam ci bajkę, ale to pozostanie naszym sekretem, dobrze?
Pokiwała energicznie głową.
- Świetnie. - Jane otworzyła książkę. - Dawno, dawno temu była sobie dziewczynka...
Nim dotarła do zakończenia zorientowała się, że Loretta zasnęła. Po cichu podniosła się z krzesła i na palcach udała się do wyjścia.
Przemierzając korytarze rezydencji zaczęła zastanawiać się nad swoim życiem. Wiedziała, że musi napisać list wyjaśniający do wujostwa, ale zrobi to dopiero po ślubie.
To już jutro.
Chociaż bardzo się przed tym wzbraniała jej myśli mimowolnie zaczęły krążyć wokół pewnego zamku.
Ciekawe co teraz robi książę.

***

Wiecie co?

Doszłam do wniosku, że sesja nie przypadkowo rymuje się z presja ;'))

Miłego dnia!

Zakazany romansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz