~ 3 ~

1.2K 122 78
                                    

Przez całą drogę do domu czułem, jak pieką mnie policzki. Czy naprawdę to wszystko tak bardzo na mnie działało, że byłem tym aż tak zawstydzony?

– Wróciłem! – krzyknąłem, gdy tylko wszedłem do domu. Momentalnie otuliło mnie łagodne ciepło i zapach kolacji, którą przygotowywała mama.

Od razu dopadła mnie Natsu, szaleńczo dopytując jak minął mi trening. Podroczyłem się z nią mówiąc, że nauczyłem się paru nowych rzeczy i za niedługo będę jeździł tak dobrze, jak ona. Siostra naburmuszyła się i postanowiła, że również będzie ćwiczyć jeszcze bardziej, aby ze mną nie przegrać. Urocza. O tym, że mam beznadziejnego instruktora wolałem jej nie wspominać.

Poszedłem do swojego pokoju i rzuciłem się zmęczony na łóżko, chowając głowę w poduszce. Czułem się taki zmieszany. W tym momencie była tylko jedna osoba, która mogła wysłuchać moich rozterek. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i szybko wystukałem odpowiedniej treści smsa.

Krewetka: Ratunku

Yuu: Będę za chwilę!

Wiedziałem, że zrozumie, o co mi chodzi. Co jak co, ale Nishinoya był świetnym przyjacielem i zawsze mogłem na niego liczyć. Nie musiałem długo na niego czekać, bo już po kilkunastu minutach wparował mi z impetem do pokoju, rzucając się na mnie ze śmiechem w ramach powitania.

– Co tam Shoyo? – zapytał zapewne oczekując, aż zacznę mu opowiadać, co tym razem wydarzyło się w moim iście ciekawym życiu. Wbrew pozorom, jakie stwarzały wiecznie luźne i beztroskie do życia podejście Yuu, potrafił on czasem naprawdę sensownie doradzić.

– Zapisałem się na lekcje jazdy na łyżwach z instruktorem – powiedziałem smętnie, chowając z powrotem głowę w poduszkę.

– Shoyo, ty i łyżwy? – zapytał rozbawiony, siadając wygodnie na obrotowym krześle które stało obok mojego biurka. Ustawił się tak, aby mógł patrzeć prosto na mnie. Czułem się trochę jak u psychologa.

– Nie śmiej się! Byłem niedawno z Natsu i było całkiem fajnie, więc chciałem nauczyć się jeździć lepiej – wyjaśniłem nieco zawstydzony, ale starałem się to ukryć.

– No okej, ale w czym problem? – dopytywał Nishinoya nadal nie wiedząc, dlaczego dramatyzuję.

– Bo mój instruktor jest beznadziejny! – wykrzyczałem rozpaczliwie, ukazując swoją kompletną bezradność.

Słysząc mój lament Nishinoya wybuchł głośnym śmiechem, łapiąc się przy tym za brzuch. O mało co nie spadł z krzesła, na którym siedział. Dopiero gdy się już uspokoił i otarł łezki rozbawienia z kącików oczu i był w stanie rozmawiać ze mną dalej.

– Oj krewetko, jest aż tak źle? – dociekał nadal z rozbawieniem, które dało się usłyszeć w jego głosie.

– Jest fatalnie! Cały czas na mnie krzyczy i non stop ma ponurą minę – skrzywiłem się na samo wyobrażenie – ale najgorsze jest to, że... – uciąłem, nie będąc pewnym, czy właściwie chcę to mówić.

– Że, że? Nie ucinaj tak nagle! Jestem ciekaw - ponaglał mnie przyjaciel zapewne wyczuwając coś pikantniejszego. Nie mylił się.

– On chyba mi się podoba – powiedziałem najciszej jak mogłem i skierowałem wzrok w podłogę. To było takie krępujące. Liczyłem na to, że Nishinoya w ogóle nie usłyszał tego, co powiedziałem. Myliłem się jednak.

– Uhuu Shoyo, a liczyłem, że znajdziesz sobie jakąś ładną łyżwiareczkę tam na lodowisku – zażartował, udając zamyślonego. Uwielbiał mi dokuczać na temat tego, że może kiedyś znajdę dziewczynę, gdy doskonale wiedział, że wolę chłopców.

– Przymknij się! To wcale nie jest zabawne. Ten facet jest gburem! Co ja mam teraz zrobić? - skarciłem go zirytowany, wcale nie kryjąc już przy tym swojego zakłopotania i bezsilności w stosunku do panującej sytuacji.

– Musisz roztopić lodowate serce łyżwiarza – zażartował, robiąc przy tym podstępną minę.

Przyjemny Chłód |KageHina|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz