11

106 17 5
                                    

Od Autorki: wyjątkowo na początku :) Jak widzicie, wrzuciłam link do piosenki. Będziecie wiedzieli kiedy ją włączyć. Ci, którzy są na telefonie, może niech sobie przygotują spofity. Będzie łatwiej :) Postarałam się pisać tak, żeby rytm skomponował się z czytaniem i mam nadzieję, że Wasze tempo niewiele różni się od mojego. Bawcie się dobrze!

Kolejny rozdział w czwartek. 

~*~


Podążając za muzyką, trafiliśmy z powrotem na plażę. Leżaki zostały zebrane w jednym miejscu, a po środku stał drewniany podest, na którym podrygiwali pierwsi urlopowicze. Powierzchnia do pląsów była idealnie dobrana do aktualnej liczby gości, a delikatna bryza i szum morza przyjemnie komponowały się z muzyką. Zastanawiałam się, jakie rozwiązanie przygotowali na wypadek burzy, które jednak w Kalabrii zdarzały się nawet latem. 

- Pięknie to wygląda - oceniła Eva, stając u mego boku. Wokół podestu wbito pochodnie z osłonkami, żeby wiatr nie zdmuchnął ognia i nikt się nie poparzył. Nadawały imprezie magii, która kojarzyła mi się jedynie z wypadami na ognisko za czasów młodości. Ktoś, kto to wymyślił, na pewno miał w głowie podobne wspomnienia. 

- Muszę przyznać, że bardzo trafiony pomysł - przyznałam.

- Czego się napijecie? Aperol czy dalej wino? - spytał Adam, w momencie gdy do nas dołączył. Dzięki ogromnej ilości jedzenia, nie czułam się jeszcze pijana, ale nie byłam też zupełnie trzeźwa. Nigdy jednak nie podążałam za mitem o łączeniu alkoholi, więc wybrałam Aperola. Eva poszła za moim przykładem i przeciągnęła się mocno. 

- Idziemy? Znajdą nas.

Spojrzałam na parkiet, na którym pojawiało się coraz więcej ludzi. Na ich twarzach gościła dziecięca radość, której również chciałam doświadczyć. Kiwnęłam głową. Zanim doszłyśmy na parkiet, obie już podrygiwałyśmy w rytm muzyki, oddając swoje ciała zmysłom. 

Mimo bryzy, po kilku minutach tańca czułam pot spływający w dół pleców. Włoskie piosenki płynnie przeszły w typowe latynoskie rytmy, która wyzwoliły we mnie zmysłową kocicę. Taniec od zawsze był dla mnie czymś niesamowitym. Jako mała dziewczynka tańczyłam z tatą w salonie. Puszczał różną muzykę, ale często był to rock. Stawiał moje małe stopki na swoich, chwytał mnie za dłonie lub w pasie i tańczyliśmy. Nie potrzebowaliśmy żadnej okazji. Każdy zwykły wtorek czy czwartek mógł być dniem, gdy ojciec włączał odtwarzacz na pełen regulator i tłumaczył mi, że powinnam zaufać wibracjom tak samo jak wodzie. Okazać szacunek i płynąć, nie próbująć się rządzić. Wtedy już rozumiałam to porównanie, bo pływać nauczył mnie wcześniej niż chodzić. Potem, gdysię wyprowadził, minęło wiele lat gdy znowu zatańczyliśmy. Byłam już dorosła. On właśnie ożenił się z moją macochą. Na wesele przyśli bliscy przyjaciele i rodzina, a on brylował na parkiecie, nie wiedząc wtedy, że mordercza choroba zaczyna go pożerać od środka. Śmiałam się, że jest gruby, a jako były sportowiec nie powinien być. "Wiesz jaki jest idealny kształt w przyrodzie? Kula. Ja po prostu dążę do ideału!" odpowiadał, a ja szczerzyłam się jak głupia. Na weselu przetańczyliśmy więcej kawałków niż jakakolwiek inna para. "Kurde, czyli jednak jesteś moją córką" powiedział, gdy okazało się, że tańczę z takim samym luzem jak on. Zawsze wiedziałam, że ze mnie córeczka tatusia, choć łatwym dzieckiem nie byłam i w nasze relacje wdało się wiele cierni.

Zamknęłam oczy, odegnałam słodko-gorzkie wspomnienia i zapomniałam o całym świecie. Nie wstydziłam się przymykać powiek, tak jak nie wstydziłam się swoich ruchów. Nie były profesjonalne i pewnie nie były nawet piękne, ale już wiele razy w życiu usłyszałam, że widać w nich czystą radość. To mi w zupełności wystarczało. 

Far from love - ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz