𝟙𝟚.

1.3K 131 144
                                    

pożegnanie

    Taehyun ziewnął leniwie, mocniej wtulając się w klatkę piersiową chłopaka. Było mu tak, miło, tak ciepło, tak wygodnie, że nawet nie potrafił sobie wyobrazić pory na zebranie się z łóżka. Bicie serca i spokojny oddech jasnowłosego, jeszcze bardziej go uspokajały i rozluźniały. Po chwili poczuł, jak ten się rusza i przeciąga, a zaraz potem poczuł jego ciepłe wargi na swoim czole.

    — To teoretycznie nasz ostatni dzień razem. Może wstaniemy, co? — zapytał cicho, jednak brunet ani drgnął. — Nie śpij! Czas tracisz!

    Taehyun od razu podniósł głowę do góry, nie rozumiejąc, co się działo. Za przerażeniem patrzył na chłopaka.

    — Jesteś strasznie hałaśliwy i w dodatku nadpobudliwy — skomentował, a zaraz potem wtulił się w poduszkę.

    Beomgyu nie mógł mu dać za wygraną. Usiadł na nim, zaczynając go łaskotać. Ciemnowłosy od razu zaczął się bronić, starając się nie śmiać zbyt głośno. W końcu jednak i tak wybuchł.

    — Dobra, przestań. Już wstaję — powiedział przez łzy.

    — Dzisiaj spędzamy ten dzień tylko we dwoje. Poczekaj na mnie przed moim domem. Rozumiemy się? — zapytał, schodząc z niego i od razu znikając za oknem.

    Taehyun tylko westchnął. To na serio miał być ich ostatni wspólnie spędzony dzień i nie mógł przeleżeć do później godziny w łóżku, jeśli chciał się nim nacieszyć. Tak uwielbiał jasnowłosego, jego uczucie względem niego było totalnie oszałamiające. Nigdy nie lubił nikogo w ten sam sposób.

    Szybko się ubrał i zbiegł na dół. W kuchni jak zwykle zastał babcię.

    — Wcześnie dziś wstałeś.

    — Teoretycznie to mój ostatni dzień tutaj. Muszę się nim nacieszyć — wyjaśnił.

    — Jasne, jasne. — Machnęła dłonią. — Zmykaj już do tego swojego ukochanego i naciesz się nim porządnie, bo kto wie kiedy następny raz się zobaczycie.

    Chłopak w jednej chwili pobladł. Nie mógł uwierzyć, że babcia domyśliła się o wszystkim. Zresztą jak? Kiedy? Zbyt wiele pytań zaczęło pojawiać się w jego głowie.

    — Może i jestem stara — kontynuowała — ale oko mam dobre. Nie musisz się martwić. Nie powiem o tym nikomu.

    Brunet posłał jej słaby uśmiech i zajął się śniadaniem. Miał nadzieję, że staruszka faktycznie nie miała zamiaru dzielić się odkrytą tajemnicą z innymi.

    — Jeszcze jedno. — Zatrzymała go, kiedy ten już odchodził. — Zalazłam to i wyczyściłam. Ciężko było, ale wygląda znacznie lepiej.

    Wziął od niej przedmiot i przyjrzał mu się uważnie. Śliczna fioletowa bransoletka wyglądała jak nowa. Nawet koraliki odzyskały swój dawny połysk. Gdzieniegdzie nie była dokładnie doczyszczania, jednak nie przejął się tym szczególnie. Wyczyścić coś takiego i doprowadzić do tak porządnego stanu po tym, jak leżało kilka lat do połowy zakopane w ziemi to był jakiś cud. Grzecznie podziękował za to kobiecie, choć wiedział, że ta musiała myszkować w jego rzeczach, aby to znaleźć.

    Wyszedł na dwór. Pogoda była wprost idealna. Po czystym błękicie powoli sunęły prawie niewidoczne, maleńkie chmurki.

    Czym prędzej pognał na podwórko jasnowłosego i stanął pod drzwiami jego domu. Czekał na niego i czekał, aż w końcu zaczął zastanawiać się, czy powinien do niego napisać lub pójść sprawdzić, czy wszystko z nim było w porządku. Nawet nie zdążył podjąć decyzji, bo drzwi otworzyły się i ze środka wypadł Beomgyu. Skakał na jednej nodze, próbując założyć do końca buta, a przy tym dosłownie wpadł na ciemnowłosego, który o mało nie przewrócił się na szarawą kostkę.

Too Close - taegyu; txtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz