Rozdział XVI

547 33 7
                                    

     — Wyglądam jak kompletny cymbał — powiedział zgarbiony Samael, który przeglądał się w lustrze.

     Miał na sobie ślubny garnitur, oczywiście biały, aby podkreślić jego uległość za co miał ochotę rozszarpać Caedesa, ale choćby mały sprzeciw mógł być zły w skutkach. Jednak co do jego odzienia, wcześniejsze słowa były wywołane tym, jakiego kroju było. Dokładniej rzecz ujmując; marynarka posiadała dosyć bufiaste rękawy, a to zdecydowanie nie odpowiadało młodzieńcowi. 

     Ogólnie większość ubrań, które kazano mu przymierzać wyglądała na nim okropnie. Panująca moda dotycząca strojów ślubnych na pewno nie przypadła mu do gustu, a wręcz odrzucała. Nie rozumiał jakim cudem inni mogli to nosić. Zdawał sobie sprawę, że większość szła po prostu za tłumem, ale jednak musiały to zapoczątkować osoby, którym się to rzeczywiście podobało. W tamtym momencie też miał ochotę te osoby najlepiej zamordować, bo jedynie przysporzyły mu kłopotów. 

     — Nie przesadzaj, wyglądasz dobrze i szykownie — odparł Caedes, przyglądający mu się z  boku. 

     — Tak, jak wielka beza, naprawdę cholernie przystojnie, nie powiem — odpowiedział mu z sarkazmem, patrząc na niego za pomocą lustra oraz wzruszając ramionami. 

     — Teraz taka moda, cóż poradzisz, mówię ci, wyglądasz całkiem znośnie — dalej trzymał się swojego zdania elf.

     — Nie wiem czy wiesz, ale mimo wszystko w dniu swojego ślubu chciałbym wyglądać najlepiej w całym swoim życiu, nawet jeśli ten ślub jest na mnie wymuszony — marudził, odchylając się plecami i głową do tyłu, aby spojrzeć na Caedesa stojącego obok. 

     — Już nie marudź, skoro to ci się nie podoba to przymierz kolejne, a nie bawimy się w kotka i myszkę — zakończył dyskusję szatyn, który powoli się załamywał. Samael był nawet bardziej niezdecydowany od kobiet w w stanie błogosławionym.

     Nastolatek już bez słowa poszedł do specjalnie przygotowanego pokoju zaraz obok, gdzie miał naszykowane jeszcze parę kompletów, które musiał przymierzyć oraz zadecydować, co ostatecznie wybiera.

     Następny zestaw urzekł go tym, że spodnie nie były również białe, a czarne, skórzane. W razie czego można je było również dopasować i to nie przy pomocy krawca, a po prostu magią, co było znacznie szybsze i łatwiejsze. Do tego dołączona również była biała za to marynarka, niestety ze złotymi zdobieniami, a psuło to cały efekt. 

     Wszelakie niepotrzebne ozdóbki, bez których te części garderoby wyglądałyby znacznie lepiej doprowadzały go do szewskiej pasji. Aczkolwiek pocieszało go to iż tę marynarkę dało się jeszcze jakoś uratować, nie to co resztę.

     Nie wiedział również po co była ta cała szopka skoro mogli dobrać tak naprawdę idealny strój za pomocą magicznych iluzji. Potem za to przypominał sobie, że Caedes był gorszy od najjadowitszych stworzeń i odpowiedź nasuwała się sama. Był także ciekaw czy Erazma również tak wymęczył oraz jeśli tak, to czy też miał tak tego dosyć.

     Rozmyślając nad tym, przebrał się, co tym razem nie zajęło mu zbyt długo. Przez wymyślność poprzednich szat czasem dosyć długo się z tym siłował. Nie raz przewinęło mu się przez myśl, żeby iść po prostu nago i mieć gdzieś opinie tych wszystkich arystokratów. Byłby nawet do tego zdolny, gdyby nie to, że wtedy Caedes i Erazm chyba by go zabili na miejscu.

     Gdy w końcu wyszedł z wciąż niezadowoloną miną, elf zwrócił ku niemu wzrok i był szczerze zaskoczony. Samael wyglądał w tym naprawdę dobrze, choć te nieszczęsne zdobienia rzeczywiście psuły cały efekt. Obaj zauważyli, że do bruneta najlepiej pasują swego rodzaju minimalistyczne stroje. Cały ten przepych towarzyszący arystokracji od zarania dziejów do niego w ogóle nie pasował.

Uwięziona WolnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz