Rozdział XV

581 31 6
                                    

     — Musicie się pobrać. Wtedy siłą rzeczy dam mu trochę spokoju, ponieważ będziemy się przygotowywać do ślubu oraz wesela — powiedział z uśmiechem na ustach elf.

     Erazm starał się nie dać po sobie tego poznać, ale gotowało się w nim. Nie wiedział co miał począć, który wybór był mniejszym złem dla ich obu, bo każda z tych opcji ponosiła jakieś konsekwencje. Pomimo też, że nie chciał tego okazywać, Caedes doskonale wiedział, co się teraz dzieje w głowie wampira. Nie musiał nawet czytać mu w myślach, aby to odgadnąć. 

     — To jak? — zapytał z impertynenckim uśmiechem, przerywając wcześniejszą dłuższą ciszę, która nastała przez propozycję elfa.

      — Muszę się nad tym zastanowić... — odparł bez życia wampir, splatając dłonie oraz opierając się o nie czołem. — Jeśli to wszystko na dzisiaj to proszę wyjdź — dodał, wbijając wzrok w dębowy blat swojego biurka.

     — Ależ z przyjemnością — odpowiedział mu z wyraźną satysfakcją w głosie. — Zastanów się nad tym dobrze — rzucił na odchodne, a zaraz po tym zniknął za drzwiami, oczywiście zamykając je za sobą. 

     Wampir przez jakiś czas siedział po tym w tej samej pozycji, podczas gdy w jego głowie kotłowały się najróżniejsze myśli. Chciał rozwiązać to samemu, nie mieszając do niczego Samaela, który tak naprawdę był tego ofiarą. 

     Dokładnie, ofiarą, król nie myślał już o swoim narzeczonym jako zwykłej przeszkodzie do odnalezienia szczęścia u boku jakiejś szlachcianki, a może kolejnego niewolnika idealnie dopasowanego do jego wymagań. Sam nawet nie zauważył, kiedy zmienił mu się tok myślenia na ten temat. 

     Choć szczerze miał ochotę ożenić się z nastolatkiem, nie był pewny czy on się na to zgodzi. Przez to, jak ostatnio na sile przybrały ich uczucia, bardzo chciał zbudować z nim swoją — a raczej ich wspólną — przyszłość. To nie było już dla niego zwykłe pożądanie, mimo iż nie pierwszy raz miał takie odczucia to zwykle się do nich nie przywiązywał. A już zwłaszcza nie miał takich myśli, jak w stosunku do Samaela.

     Po jakimś czasie westchnął ciężko i opadł na oparcie skórzanego fotela, który był wręcz idealnie dopasowany do biurka, a także nawet wygodny. Spędzał w gabinecie całkiem sporo czasu, jak nie załatwianiu papierkowej roboty, to mając spotkania, które ostatnio Caedes poprzekładał. Najwidoczniej od początku wszystko to planował.

***

     — Dobrze, to dzisiaj dalej ćwiczymy eliksiry — powiedział Caedes, tym samym rozpoczynając lekcję ze swoim uczniem.

     Samael był tak naprawdę przerażony wizją następnych paru godzin nauki. Przez to też, gdy dowiedział się jaki jest temat zajęć, niemal nogi się pod nim ugięły i miał okropną ochotę się rozpłakać. Wiedział też, jego mistrz robi to specjalnie, ale nie mógł narzekać, mimo wszystko chciał dalej pobierać nauki.

     Widział jednak też uśmiech na twarzy Caedesa, sugerujący że negocjacje nie przebiegły dobrze. A przynajmniej nie dla Samaela. Dzięki temu zdał sobie sprawę, że lekcja będzie jeszcze cięższa niż poprzedniego dnia, choć modlił się, aby było inaczej i żeby jego obserwacje były mylne. 

     — Będziemy kontynuować to, co wczoraj spartaczyłeś. I tak do skutku, aż się nie nauczysz — dodał z nawet większym uśmiechem, kładąc przed swoim uczniem księgę, z której poprzedniego dnia korzystali. 

     Nie wyjdę stąd żywy, pomyślał smętnie nastolatek, patrząc na rozłożoną przed nim książkę, na której widniał cały przepis. 

Uwięziona WolnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz