Weekend, niestety, jak wszystko co dobre szybko się skończył i chłopaki musieli wracać do siebie. Gdy tylko wyjechali, trochę przygasłem. To tak, jakby oni dawali mi energię do życia, do oświecania wszystkiego i wszystkich dookoła mnie. Do.... latania.
Właśnie usiadłem w mojej kochanej ławce - moim trzecim przyjacielu z nowej szkole - kiedy Kuuro podleciał do mnie z bliżej niezidentyfikowanym wyrazem twarzy i oparł się dłońmi o moją ławkę, aż huknęło. Spojrzałem na niego zaskoczony, z resztą tak jak wszyscy obecni w klasie.
-Krewetka! Co się stało z Karasuno?!
Wrzasnął a ja spojrzałem na niego jak na idiotę. Co się miało stać? Stoi, nie?
-Eee?
Odpowiedziałem, jakże inteligentnie. Chłopak pokręcił głową.
-Rozmawiałem z trenerem, dzwonił opiekun drużyny siatkarskiej i odwołał trening.
Zatkało mnie. Chłopaki w życiu nie odpuściliby treningu. Wyjąłem telefon i wybrałem szybko odpowiedni numer. Po zaledwie dwóch sygnałach usłyszałem w słuchawce Sugę-mamę.
-Hej, Hinata. Coś się stało?
Zapytał, a ja potrząsnąłem głową.
-To ja się pytam. Podobno zrezygnowaliście z treningu z Nekomą. Na mózg wam się rzuciło?
Zapytałem autentycznie zdziwiony. Na chwilę zapanowała cisza a potem...
-Hinata... Noya jest w szpitalu.
Moje serce na kilka chwil zamarło. To dlatego nie odpisał na moją wiadomość? Coś mu się stało. Co? Nie...
-To żart, tak?
Zapytałem, ale usłyszałem ciągnięcie nosem.
-Nie, Hinata. Wszyscy siedzimy w szpitalu i czekamy na lekarza.
-Co się stało?
Spytałem od razu. Zapanowało zamieszanie i po chwili usłyszałem Daichi'ego.
-Noya stanął w obronie jednej z dziewczyn. Jakiś skurwiel ją napastował i chciał pomóc. Skończyło się na to, że doznał poważnych obrażeń, szczególnie głowy. Przerażona dziewczyna wezwała pomoc.
Wyjaśnił a ja przełknąłem ciężej ślinę. Po chwili zacząłem się histerycznie śmiać.
-Hinata?
Usłyszałem głos taty.
-To jakiś popieprzony żart.
Powiedziałem i rozłączyłem się. Ukryłem twarz w dłoniach, pozwalając łzą opuszczać moje oczy. Czyjaś duża dłoń wylądowała na moim ramieniu.
-Hinata...
-Zostaw mnie!
Krzyknąłem i zerwałem się z ławki, zabierając tylko torbę, po czym wybiegłem ze szkoły. Nie potrafiłem pogodzić się z myślą, że mojemu przyjacielowi stała się krzywda. Dlaczego jemu a nie mnie?! No dlaczego?!
Sam nie wiem, jakim cudem dotarłem na dworzec i po chwili kupowałem bilet do domu. Muszę tam pojechać. Muszę zobaczyć uśmiechniętego Noyę, który powie mi, że to był tylko głupi żart i przytuli mnie. Po godzinie rozmyślań wysiadłem na stacji i pobiegłem do szkoły. Chodziłem po szkole, szukając go po salach lekcyjnych, boisku, szatni, stołówce, pokoju klubowym i darłem się, raz po raz wołając jego imię. W końcu dotarłem na salę gimnastyczną.
-Noya! Noya, nie baw się tak, głupku! To nie jest fajne, Noya!
Krzyczałem, ale nie było odpowiedzi. Jedynie mój głos odbijał się od ścian pomieszczenia.
-Hinata?
Usłyszałem za sobą w pewnym momencie. Tsukki przyglądał mi się z zaciekawieniem.
-Gdzie jest Noya? Muszę go opieprzyć za robienie mi głupich żartów.
Spytałem, gdy do mnie podszedł.
-Noya jest w szpitalu.
-Przestań! Przestań wygadywać te bzdury, koniec zabawy! Noya, wyjdź z ukrycia!
Zacząłem się drzeć ale silne dłonie przytrzymały mnie za ramiona.
-Noya walczy o życie!
Wrzasnął mi blondyn prosto w twarz. Dopiero teraz zamilkłem i pozwoliłem nowej partii łez popłynąć po policzkach. Upadłem na kolana i płakałem rzewnie, chcąc, żeby jednak wszystko okazało się tylko sennym koszmarem. Ale wiedziałem, że to było prawdziwe, i chyba tego najbardziej w tym nienawidziłem - bezsilności. Okularnik westchnął.
-Chodź, pojedziemy tam.
Powiedział. Spojrzałem na niego, ale nie byłem w stanie nic powiedzieć.
-Suga przewidział, że przyjedziesz. Kazał komuś tu być, gdybyś się pojawił.
Wyjaśnił, jakby czytając mi w myślach. Podał mi rękę i pomógł mi wstać. Drogę do szpitala pokonaliśmy w milczeniu.
CZYTASZ
Doki-doki
FanfictionShip: Kagehina Anime: Haikyuu Opowiadanie powstało w latach 2017-2020. Opowiadanie możecie znaleźć na blogu https://otworzoczynayaoi.blogspot.com/