Kolejny powrót do normalności - no prawie

10 0 0
                                    

Gdy znowu zaczęłam chodzić do szkoły po 2 tygodniach odpoczywania i nadrabiania lekcji z Bartkiem, bo oczywiście nie chciał mnie zostawiać samej w szpitalu, żeby nawet pójść do szkoły. Jego rodzice nic nie mieli przeciwko temu, nawet kilka razy mnie odwiedzili w szpitalu, jego mama miała na imię Kasia, a tata - Mariusz, oboje byli bardzo kochani, rozumieli postępowanie chłopaka i szanowali jego decyzje, tylko czy ja byłam tego warta?

- Hej Paula! - krzyknęłam z uśmiechem, jak tylko zobaczyłam ją na parkingu.

- Hej kochana. Widzę, że coś się zmieniło, od kiedy się umiesz uśmiechać? - zażartowała.

- Na to wygląda, że szpital ma działania lecznicze pod każdym możliwym względem. - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

- Tak bardzo się cieszę i jak tam nowe relacje? - wiedziałam, że pyta o Bartka, zawsze się rumieniłam kiedy o nim myślałam, teraz też.

- Yyyy... No... Wiesz... - poczułam się głupio. O czym miałabym jej powiedzieć?

- Aha ok. - udawała, że rozumie - A konkretniej? - zaśmiała się.

- No wiesz. - nie mogłam ułożyć mądrzejszego zdania.

- Aha, później mi wyjaśnisz, te jakże skomplikowane wypowiedzi.

- Ok.

- O! - o nie to zawsze zły znak... - Chcę, żebyś poznała więcej nowych osób z naszej szkoły. - spojrzała na bok, powędrowałam wzrokiem za nią z obawą kogo tam zobaczę, zza innych samochodów wyszło kilka osób, dopiero po czasie stwierdziłam, że w naszą stronę podążają trzy dziewczyny i trzech chłopaków.

- Na prawdę muszę? - zaczęłam marudzić, nie chciałam nikogo poznawać, boję się ludzi.

- Tak, musisz, te wszystkie osoby chodzą do naszej klasy, chcą cię poznać, chociaż się przywitaj, dobrze? - wiedziałam, że nie mam wyboru.

- Niech ci będzie, ale niczego więcej nie obiecuję. - w tym czasie sześcioro uczniów zdążyło podejść.

- Hejka, to jest Rita, opowiadałam wam o niej, to ta "niewidzialna" osoba w naszej klasie. - spojrzałam na nią z wyrzutami, że tak się chwali moją osobą, ona zaś puściła mi oczko i zaczęła mi wszystkich przedstawiać.

Wysoka, brązowowłosa dziewczyna z niebieskimi oczami miała na imię Natalia, podobna dziewczyna z brązowymi oczami i kręconymi brązowymi włosami miała na imię Amelia, a nieco niższej, prześlicznej blondynce z niebieskimi oczami było na imię Oliwia. Chłopacy wszyscy byli dużo wyżsi od nas. Pierwszy najwyższy, brunet z troszkę dłuższymi, kręconymi włosami miał na imię Krzysiek. Klimek to blondyn o czarnych oczach i prostych, krótko przyciętych włosach. Trzeciego tak właściwie znałam, na końcu wyliczanki stał Bartek, miał brązowe, niedbale zaczesane włosy na prawo, oczy jego były pod osłoną okularów, a ich kolor był przeze mnie nieokreślony, dopiero teraz uświadomiłam sobie jaki jest przystojny. Krzysiek, Klimek, Paula i Bartek znali się z obozu, więc to oni wkręcili go w życie szkoły. To właśnie tymi dwoma chłopakami był tego fatalnego dnia mojego wypadku.

- Hej wszystkim, miło mi was poznać. - przeleciałam szybko po wszystkich nowych twarzach wzrokiem, zatrzymując się na Bartku, po chwili tonięcia w niego oczach, otrząsnęłam się z tego stanu. - Yyyy, to trochę głupio wyszło, że poznajemy się teraz, ale możemy nadrobić ten czas. - „ale wcale nie musimy" dodałam w myślach.

- Nam też miło cię poznać - wszyscy się do mnie serdecznie uśmiechnęli.

- Ok, to idziemy na lekcje co? - Paula zadała to pytanie, nie czekając na odpowiedź, swoim pytaniem przypomniała nam, że jest już dość późno. Wszyscy zrozumieli o co chodzi Pauli, bo wszyscy ruszyli w stronę wejścia do szkoły. Kilka stopni przed nami szli chłopacy, żeby otworzyć przed nami drzwi. Pierwszą lekcją była biologia nasze rozszerzenie. Mieliśmy cztery rozszerzenia angielski, matematykę, biologię i chemię. Wszyscy chcąc mnie bardziej poznać chcieli ze mną siedzieć, chociaż na jednej lekcji.

Więc na biologii siedziałam z Oliwią, na chemii z Krzyśkiem, angielski spędzałam z Amelią, z Natalią siedziałam na matematyce, na polskim siadał obok mnie Klimek, a Bartek uprosił u mnie, aż dwie lekcje, był to niemiecki i religia, na pozostałych lekcjach siedziałam niezmiennie z Paulą. Nie mogłam przez dłuższy czas przywyknąć do tej zmiany, ale jednak musiałam. Jeszcze nie mogłam chodzić na wf, więc tym bardziej nie chciałam jeść, ale w szpitalu, wydało się to, że jem nie wiele, a raczej prawie wcale, więc od powrotu do domu Weronika zawsze mnie pilnuje, żebym jadła śniadanie w domu przy niej. Bartek z Paulą pilnują mnie, żebym jadła w szkole. Chociaż wierzyłam Bartkowi, jak nikomu innemu wcześniej, nie przyjmowałam jego argumentów dlaczego mam jeść, ale nie umiem mu się sprzeciwiać, więc posłusznie jadłam to co nakładał mi na talerz w szkolnej stołówce. Mama zawsze pilnowała, żebym jadła kolację o osiemnastej. Wiem jak bardzo się stresowała przez okres spędzony w szpitalu, nie chciałam jej teraz przynosić problemów i więcej powodów do zmartwień.

Z czasem szło mi coraz lepiej z rozmawianiem z osobami, których spotykałam na przerwach, lekcjach, stołówce i po lekcjach, na wspólnych spotkaniach, na które regularnie zostawałam zapraszana. Poznawałam ich prawdziwych, a ja pokazywałam siebie sprzed śmierci ojca i brata, wierzyli, że właśnie taka jestem. Oczywiście nie przed każdym mogłam grać tak dobrze, żeby nie było po mnie widać kłamstwa, tymi osobami byli Paula i Bartek, często chcieli wyciągnąć ode mnie co jest nie tak, ale zawsze mówiłam, że to przez zmęczenie. 

ZmianyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz