Wzięłam łyka kawy, cały czas wpatrując się w podłogę. Próbowalam przyswoić wszystkie wiadomości do siebie, ale z marnym skutkiem. Rozmowa przedłużyła się z kwadransu na półtorej godziny. Było zdecydowanie zbyt późno.
Chłopak również się nie odzywał. Powiedział wszystko, co chciał mi powiedzieć i czekał na moją reakcje. Co ja miałam o tym sądzić? Z jednej strony jak przypominałam sobie momenty spędzone razem, coś ściskało mnie w sercu z tęsknoty. Z drugiej zaś strony, zranił mnie już dwa razy. Bałam się mu zaufać na nowo, ponieważ nie wiedziałam, czy mogę na nim polegać.
-Nie potrafię do ciebie ot tak wrócić. Nie potrafię na nowo zbudować tej relacji- odparłam niepewnie.
Spojrzałam na niego, jego mina była nijaka. Nie wiedziałam, czy jest bardziej zawiedziony, czy smutny. Wstałam z kanapy i podeszłam do okna, chcąc oderwać wzrok od Timmy'ego. Zamiast zobaczyć spokojnie miasto nocą, pogrążone we śnie, ujrzałam przed swoim blokiem wielkie zbiorowisko ludzi. No pięknie.
-Daj mi chociaż szanse na naprawienie tego. Zacznijmy od przyjaźni. Zostanę w San Diego tyle, ile będzie trzeba- zapewnił, a ja pokręciłam głową
-To nie ma sensu. Nie będziesz tu siedział i czekał tylko na to, aż ja się pozbieram na tyle, by wejść z tobą w związek. Jak to w ogóle brzmi- złapałam się za głowę.
-Zależy mi na naszej relacji. Zostanę, a przy okazji załatwię parę spraw na miejscu. Teraz może zostawię cię samą i wrócę do hotelu, rozumiem, jeżeli potrzebujesz chwili dla siebie- wstał z kanapy a ja spojrzałam na niego z politowaniem.
-Nawet jeśli rzeczywiście tego potrzebuje, to nie puszcze cię na zewnątrz. Jeżeli wejdziesz w ten tłum przed blokiem, to wyjdziesz z niego najprawdopodobniej dopiero jutro. Zostań na noc- zaproponowałam, nie widząc żadnego lepszego wyjścia z tej sytuacji.
-Nie chce ci się narzucać. Jakoś sobie poradzę- próbował mnie przekonać, na co ja tylko pokręciłam głową.
-Daj spokój, poczekaj tu- powiedziałam i skierowałam się w stronę sypialni.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej koc i jakąś poduszkę. Wróciłam do salonu i rzuciłam obie rzeczy na kanapę. Chłopak posłał mi szczery uśmiech, na co ja tylko odwzajemniłam go niemrawo. Tego wszystkiego było zbyt wiele jak na jeden wieczór.
-Do łazienki trafisz. Jakbyś zgłodniał, w lodówce jest sernik- dodałam, kierując się już do sypialni.
-Vi- usłyszałam za sobą, więc się odwróciłam.- Dziękuję- rzucił, na co ja już bez słowa zostawiłam chłopaka samego w pokoju.
Zamknęłam za sobą drzwi i położyłam się na łóżku. Odpuściłam sobie wieczorną pielęgnację twarzy i przykryłam się kołdrą. Wiedziałam, że tej nocy nie zasnę zbyt łatwo. Za dużo myśli chodziło mi po głowie i przeszkadzało w całkowitym wyciszeniu się. Czy dobrze zrobiłam, goszcząc chłopaka u siebie? Może zrobiłam mu niepotrzebne nadzieje?
Nie. Nie miałam innego wyjścia. Co w takim razie zrobić dalej z tą relacją? Zaufać mu i dać jeszcze jedną szansę, czy powiedzieć jutro, że nic z tego i żeby nie pojawiał się już w moim życiu?
Stwierdziłam, że drugie zdanie zabrzmiało zbyt drastycznie. Nie chciałam się go kompletnie pozbywać. Dobrze się z nim dogadywałam, ale czy oczekiwałam po tym wszystkim czegoś więcej?
***
Rano przebudził mnie dźwięk mojego telefonu. Podniosłam się na łokieć i spojrzałam na wyświetlacz. Siódma rano? Widząc połączenie od Blair, westchnęłam cicho i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Słucham?- rzuciłam prawie nieprzytomna.
-Vi, co wyście odjebali?- usłyszałam z samego rana.
Dobry początek dnia to podstawa.
-Możesz jaśniej? Ledwo kontaktuję. Poza tym, jacy my?- zapytałam, średnio kojarząc wydarzenia z poprzedniego wieczoru.
-Nie udawaj głupiej. Wejdź lepiej na laptopa i zobacz wiadomości- pokierowała.
-Jakie?
-No właśnie wszystkie! Jesteście dosłownie wszędzie- stwierdziła z oburzeniem, na co ja powoli zaczęłam się niepokoić.
-Już, dzięki za informację- odsapnęłam i rozłączyłam się.
Dopiero wtedy przypomniałam sobie o śpiącym w pokoju obok brunecie. Dlaczego media miałyby o nas pisać?
Wstałam z łóżka z dużą niechęcią i chwyciłam laptopa leżącego na komodzie. Ponownie usiadłam na kołdrze i otworzyłam go, wpisując hasło. Przekierowalam kursor na przeglądarkę internetową i niepewnie nacisnęłam na ikonę dwa razy. Wystarczyła sekunda, aby przed moją twarzą pojawił się wielki napis zwiastujący duże kłopoty.
"VICTORIA ROSS I TIMOTHEE CHALAMET RAZEM? NOWA KOCHANKA ZNANEGO AKTORA?"
Serce momentalnie zaczęło mi bić dużo szybciej. Weszłam na inną stronę.
"CZY VICTORIA ROSS BYŁA PRZYCZYNĄ ZERWANIA TIMOTHEE'EGO I HEATHER?"
Z każdym tytułem robiło mi się coraz słabiej, jednak drążyłam w to dalej.
"TIMOTHEE CHALAMET ZOSTAŁ NA NOC U VICTORII ROSS. CZY COŚ Z TEGO BĘDZIE?"
Zamknęłam z impetem laptopa i wpatrywałam się tępo w jedno miejsce na ścianie. Próbowalam to jakoś wszystko przetrawić, jednak wciąż widziałam przed oczami zdjęcia zrobione brunetowi, który wchodził do mojego bloku.
Natychmiastowo wstałam z łóżka i szybkim krokiem przeszłam do salonu, chcąc obudzić chłopaka. On jednak nie spał, tylko przeglądał coś na telefonie. Zapewne już wiedział.
Gdy usłyszał mnie, spojrzał w moją stronę przepraszającym wzrokiem.
Nie wiedziałam, czy byłam na niego bardziej zła, czy mu może współczułam. Wiedziałam tylko, że jesteśmy teraz w tym razem i chcąc nie chcąc, los zdecydował za mnie. Nie miałam już wyboru, musiałam mu pomóc.***
-Naprawię to. Wyjdę na zewnątrz i, gdy zapytają mnie o całą tą sytuację, powiem im prawdę- rzucił.
-Prawdę o czym? O tym, że mieliśmy romans jeszcze podczas twojego poprzedniego związku, ale potem mnie wystawiłeś i teraz postanowiłeś naprawić swoje błędy? Myślisz, że to poprawi sytuację?- zapytałam nieco poddenerwowana.
-Nie o to mi chodziło...- speszył się.
-Ale taka jest prawda. Nie załatwimy tego prawdą. Miałeś wczoraj rację, nie powinnam cię gościć na noc, nie przemyślałam tego, ale skoro już jesteśmy oboje w bagnie, to musimy z niego jakoś wyjść.
Wstałam z fotela i zaczęłam chodzić po pokoju, próbując wymyślec cokolwiek sensownego.
-Myślisz, że da się jakkolwiek z tego wyjść?- zapytał, przez co mój wzrok powędrował w jego stronę.
-Da się. Będziemy chyba jednak musieli nagiąć lekko prawdę- posłałam mu niepewne spojrzenie, na co on lekko przytaknął i czekał, aż podzielę się z nim swoim pomysłem.