11.

18 3 0
                                    


Sprawa z Hanną tak bardzo mnie poruszyła, że zapomniałam o swoich problemach. Teraz ona jest najważniejsza, to jej trzeba pomóc. Ja jakoś sobie dam radę. Mieszkam z wspaniałymi ludźmi, wiem, że nic mi tu nie grozi. Mam stały kontakt z terapeutką oraz moim wujem.

Czas, bym zrobiła coś dla kogoś, a nie tylko dla siebie.

Dlatego zatelefonowałam do wuja, aby podpytać o znachorkę i o to, kiedy trzeba przyjechać by jak najszybciej nas przyjęła.

Wieczorem wszystkie informacje przekazałam Hannie, która rzuciła mi się w ramiona i ścisnęła moje żebra. Zaśmiałam się a ona spojrzała na mnie mając w oczach łzy.

— Jesteś najlepszą przyjaciółką. Nawet jeśli ta kobieta nic nie zdziała, nieważne. Dla mnie liczy się gest. Nie chcesz, bym cię opuściła.

— Oczywiście - pogłaskałam jej ramiona. - Chcę być pewna, że wykorzystałyśmy każdy sposób, by ci pomóc.

Do pokoju wszedł Alan. Obrzucił nas badawczym spojrzeniem a potem oparł się o framugę.

- Rose, chyba rozmawialiśmy już na ten temat? Nie dawaj mojej siostrze nadziei.

— Ja chcę pojechać, Alanie - odwróciła się do niego Hanna. - Pozwól jej mi pomóc.

— Tobie się już nie da pomóc, nie rozumiesz?!- krzyknął chłopak a mnie zamurowało. - Równie dobrze możecie pójść do kościoła i codziennie się modlić, nic to nie da!

— Jak śmiesz mówić tak do własnej siostry? - podniosłam na niego głos.

— Ona doskonale o tym wie, zapewniam cię. I zabraniam ci dawać jej złudną nadzieję - ton głosu świadczył o tym, że był śmiertelnie poważny. - Ja z wami nigdzie nie jadę. Nie chcę tego widzieć.

— Alanie, do cholery, zamknij się już! - z Hanny kipiał gniew. - Rose nie chce stać bezczynnie i każdego dnia patrzeć jak moje zdrowie słabnie. Ty chyba również tego nie chcesz, prawda? Przypomnieć ci, co mówiłeś o Rose kiedy z nami zamieszkała? - Alan zmroził jąwzrokiem, lecz na dziewczynie nie zrobiło to żadnego wrażenia. - Siedziałeś wieczorami i czytałeś poradniki psychologiczne jak pomóc osobom chorym na depresję. Zarywałeś noce, wykupiłeś nawet głupi dostęp do forum psychologicznego nie mówiąc o tym, że obdzwoniłeś całe miasto by poszukać dla niej najlepszego terapeuty.

Stałam wciąż skulona w kącie i słuchałam tego, co mówi a słowa docierały do mnie ze zdwojoną siłą. Że co?

— Mówiłeś, że ci na niej zależy! - krzyknęła. - Więc niech dotrze do twojego zakutego łba, że tak samo jej zależy na mnie. To moje życie i pozwól mi w moich ostatnich latach decydować o nim, póki jeszcze jestem w stanie.

Zrobiło się cicho, gdy skończyła mówić.

Alan dawno na nią nie patrzył. Odwrócił się i wyszedł a w oczach błyszczały łzy.



***


Ustaliliśmy, że następnego dnia gdy tylko Hanna wróci z zajęć dodatkowych zbierzemy się i pojedziemy do Lilywhite. Alan zapakował wszystkie ostatnie wyniki badań, zapakował również pudełeczko z jej obecnymi lekarstwami a potem czekaliśmy na jej powrót.

Siedzieliśmy na kanapie i skakaliśmy po kanałach, a z otwartego okna docierał do nas ciepły wiosenny podmuch wiatru. Wyczekiwałam niespokojnie wizyty, powtarzając sobie że znachorka prawdopodobnie nic nie zdziała i należy zachowywać rozsądek. Nie mogę pocieszać Hanny ani nastrajać w pewien sposób. Raczej musimy być gotowi na najgorsze.

Kątem oka dostrzegłam jak Alan zagryza dolną wargę ze stresu.

- Nie możemy myśleć za dużo - szepnęłam do niego wyrywając zza myślenia. - Potraktuj to tak, jak zwykłą wizytę u lekarza.

- To nie takie proste, jak myślisz - rzekł patrząc na mnie.

Wyłączył telewizor i zwrócił się w moją stronę.

- Tyle razy utożsamiałem się z myślą, że Hanna odejdzie. Że muszę być na to przygotowany. Już prawie się z tym pogodziłem, wiesz? Aż nagle...Nagle wpadłaś na pomysł, by zwrócić się do znachora. Wiesz, jak się czuję? Wiesz, jak będę się czuł kiedy mi powie, że jest już jednak za późno?

- Nie wiemy, co powie. Jeśli tak będzie, to...

- To co? - spojrzał mi w oczy.

Westchnęłam. Sama nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak Hanna będzie się czuła za kilka miesięcy. Może będzie przykuta do łóżka. Może będzie mieć kłopoty z pamięcią i nie będzie nas poznawać? A może którejś nocy zaśnie i już się nie obudzi?

- Wiem, że to nie jest odpowiednia chwila, ale... - wzięłam oddech. - Chcę tylko, byś wiedział że wiele wam zawdzięczam. I dziękuję za wszystko, co dla mnie robiłeś. Mam przeczucie, że za bardzo byliście skupieni na mnie, a nie na sobie. Jesteście rodzeństwem, powinniście w tym ciężkim czasie spędzać ze sobą więcej czasu.

Popatrzył na mnie a potem ku mojemu zdziwieniu przysunął się bliżej, że prawie stykaliśmy się ramionami. Położył rękę za moimi plecami. Wyraźnie potrzebował bliskości, wsparcia... Czy ja potrafię być wsparciem, jakiego potrzebuje?

- Nie dziękuj mi, Rose. Robiłem to, bo wiem, na ile cię stać. Jesteś tak silna, że nawet sobie nie zdajesz sprawy. Wtedy, w knajpie gdy uderzyłaś Monicę udowodniłaś sobie, że potrafisz się bronić. Potrafisz zawalczyć. Zresztą jest więcej przykładów. Wyszłaś z depresji. Zaczęłaś wychodzić z domu i chodzić na zakupy. To są małe kroki, ale tak bardzo istotne... Jestem z ciebie dumny, serio. Zaczęłaś normalnie jeść, zmieniłaś się, choć może tego nie dostrzegasz to twoja naturalność sprawia, że oboje z Hanną cieszymy się, że tak dobrze sobie radzisz.

Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Nie spodziewałam się takich słów, było mi z tym dziwnie, a jeszcze dziwniejsza była przestrzeń między nami. Jakby nie było jej wcale. Jakby nie dzielił nas żaden mur.

Poczułam, jak moje policzki robią się gorące i przysłoniłam twarz włosami. Lecz sekundę potem jego dłonie chwyciły kosmyk i założyły mi za ucho.

- Nie rób tego, nie chowaj się przede mną.

Tego było za wiele.

Z każdym zdaniem czułam jak bicie mojego serca przyspiesza i robi mi się coraz bardziej gorąco. Bliskość i ten czuły dotyk sprawiły, że prawie zapomniałam jak się nazywam i że czekamy na Hannę.

Zatopiłam się w jego niebieskich tęczówkach i podziwiałam z bliska jego twarz; pełne usta, wydatne kości policzkowe, zgrabny nos, wysokie czoło i włosy które w każdym wydaniu wyglądały świetnie.

Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.

Alan zebrał się z kanapy i pomaszerował otworzyć drzwi. Czy to Hanna zapomniała kluczy?

To nie była Hanna.

W progu stanęli koledzy Alana; Ben, Sebastian i Dave. Oboje mieli czarne skórzane kurtki motocyklowe i szerokie spodnie. Ich mina świadczyła o tym, że zapowiada się na poważne spotkanie, więc Alan bez pytania czy zbędnego przywitania otworzył im szerzej drzwi, by weszli.

Mrugnęli do mnie, ale tylko tyle. Odrazu usiedli przy stole i nakazali Alanowi usiąść.

- Monica jest w ciąży. Prawdopodobnie jesteś ojcem. 

Chcę uciec z mojego życia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz