Rozdział 6

927 43 44
                                    

-Halo, pani Saro, pobudka.

Usłyszałam szept, który wyrwał mnie ze snu. Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że moja głowa spoczywa na czyimś ramieniu. Szybko poderwałam się i spojrzałam na Trzaskowskiego.

-O boże, kiedy ja zasnęłam...

-Jakieś 2 godziny temu.

-2 godziny?! I pan cały czas tu siedział przy mnie?

-No tak, przecież nie zostawiłbym pani samej, tym bardziej śpiącej.

-Boże, dziękuję...Która jest dokładnie godzina?

-2:15.

-Fantastycznie, przespałam mój pociąg.

-O której go pani miała?

-O 1:30, teraz muszę czekać do 5...

-Mogę panią odwieźć do domu.

-Niee, już wystarczająco kłopotu dostarczyłam panu. Mogłam się tak nie upijać, moja wina to teraz będę czekać.

Po tych słowach wstałam i ruszyłam w kierunku wyjścia. Usłyszałam za plecami, że mój dzisiejszy anioł stróż też wstał i ruszył za mną. Gdy byłam juz na świeżym powietrzu, przymknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech. Odwróciłam się do Rafała, mówiąc:

-Naprawdę panu dziękuję za wszystko, ale...

Urwałam, bo nikogo za mną nie było. Gdzie on zniknął? Chyba serio to jakiś anioł, który właśnie rozpłynął się w powietrzu. No nic. Ruszyłam w kierunku przejścia dla pieszych. Przechodząc na pasach, auto które mnie przepuściło zatrąbiło na mnie. Po chwili drzwi od strony kierowcy się otworzyły, a moim oczom ukazał się Rafał.

-Chyba pani nie sądziła, że tak po prostu panią zostawiłem?

-Naprawdę, proszę się nie martwić o mnie, dam...

Gdy to mówiłam podszedł do mnie, a ja cofnęłam się o krok, przy okazji potykając się i prawie upadając na jezdnię. Prawie, bo Trzaskowski miał dobry refleks i złapał mnie. Po tym wydarzyło się coś, czego najmniej się spodziewałam. Mój wykladowca właśnie objął mnie w pasie, chwycił pod kolanami i wziął na ręce.

-Nie daje mi pani wyboru. Dalej jest pani pijana, ale bardzo uparta. I właśnie prawie przewróciła się pani na środku jezdni. Muszę mieć pewność, że dotrze pani bezpiecznie do domu.

Zaczął mnie nieść do auta, a ja byłam w ciężkim szoku. Objęłam go za szyję, żeby nie wygiąć się do tyłu. No oczywiście bardziej niż o asekurację chodziło mi o to, żeby wykorzystać okazję i to zrobić. Dyskretnie zaczęłam wąchać jego perfumy, które były tak samo boskie jak cały on. Jednak dyskretnie w moim pijanym mniemaniu odbiegało od rzeczywistości.

-Czy pani mnie wącha?

Poczułam jak moje policzki oblewa rumieniec. Ale mimo to mój język nie odczuł zakłopotania i postanowił odpowiedzieć Trzaskowskiemu.

-Po panu nawet widać, że ładnie pan pachnie i teraz już mam to potwierdzone empirycznie.

Oczywiście rozbawiło go to, a ja z tak bliska dostrzegłam urocze dołeczki w jego policzkach gdy się śmiał. Boże, czy on może przestać być tak perfekcyjny...

-Potwierdzone empirycznie? Nawet po takiej dawce alkoholu natura psychologa się ujawnia.

-Nie ma lepszego sposobu by się o czymś dowiedzieć niż przez doświadczenie zmysłowe.

Skąd te wywody filozoficzne Saro? Jeszcze nie dawno miałaś problem by wymówić nazwisko Trzaskowski, a teraz budujesz jakieś pseudo mądrościowe zdania.
Gdy to mówiłam Rafał właśnie próbował wsadzić moje pijane ciało do auta, a gdy mu się udało, zajął miejsce kierowcy. Myślałam, że rozmowa już się urwała, gdy nagle usłyszałam jego głos.

-To czego jeszcze chciałaby się pani dowiedzieć przez doświadczenie zmysłowe?

Czy on mnie właśnie prowokuje do ujawnienia moich skrytych fantazji z nim w roli głównej? O nie nie, już wystarczająco dziś powiedziałam. Popatrzyłam tylko na niego, on odwzajemnił to po czym się lekko zaśmiał.

-Musi mi pani zdradzić swój adres.

-Może mnie pan wysadzić na przystanku u mnie w mieście.

-Nie ma mowy, skąd miałbym wiedzieć czy dotarła pani do domu?

-Mogę panu napisać maila na usosie.

Znowu się zaśmiał na moje słowa, po czym wziął do ręki telefon i podał mi go z otwartą listą kontaktów.

-Proszę wpisać swój numer, napiszę do pani smsa.

Czy właśnie mój profesor uniwersytecki poprosił mnie o numer??? Nie potrafiłam odmówić, mimo że to było lekkie przekroczenie granic. No ale już i tak tyle dziś przekroczyliśmy, a okazja by mieć jego numer pewnie już się nie nadarzy. Szybko wpisałam swój numer, podpisałam się imieniem i nazwiskiem i oddałam mu telefon.

-Dziękuję, ale i tak muszę panią podwieźć pod sam dom.

-Naprawdę nie trzeba...

-No chyba się mnie pani nie boi... Nie jestem żadnym zboczeńcem prześladowcą, jedynie troskliwym wykładowcą, który chce mieć pewność, że jego studentka dotrze cała i zdrowa we wtorek na wykład.

-Niech mi pan nie przypomina o wykładzie, bo coraz bardziej się obawiam czy dam radę jeszcze kiedyś pokazać się panu na oczy...

-Mówiłem już pani coś na ten temat... Naprawdę niech się pani o nic nie obwinia i nie wstydzi, naprawdę nic takiego się nie wydarzyło.

Nie odpowiedziałam już nic, po chwili on kliknął coś na ekranie GPS i poprosił mnie o wpisanie adresu. Nie protestowałam już, bo wiedziałam, że nie odpuści.
Przez kolejne 15 minut siedzieliśmy w ciszy. Spojrzałam na niego. Był skupiony na drodze, miał lekko zmarszczone brwi, wyglądał poważnie, no i oczywiście cholernie seksownie. Chyba przyglądałam mu się odrobinę za długo i on to zauważył.

-Mam coś na twarzy, że się pani tak patrzy?

Który to już raz dziś wywołał on u mnie rumieńce i zakłopotanie?

-Nie, po prostu jak jestem pijana to czasem gapię się na ładnych ludzi.

CO?! Co ja kurwa właśnie powiedziałam?? Nie ma mowy, nie przychodzę już nigdy na wykład i wyprowadzam się z tego kraju, żeby go przypadkiem gdzieś nie spotkać.

-O jezu, no nie spodziewałem się takiego komplementu, bardzo dziękuję. Też bym się w takim wypadku na panią patrzył, no ale nie chcemy raczej wylądować w rowie.

Zerknął na mnie, a na ustach miał figlarny uśmieszek. Ja szybko spuściłam wzrok i jeszcze bardziej się zarumieniłam. Ponownie na niego spojrzałam. On patrzył na drogę i wciąż mając ten uśmiech przygryzł lekko wargę. Nie wspominałam o tym wcześniej, ale on podejrzanie często to robił. Widziałam to kilka razy na wykładach, no i teraz znowu. Musi, powtarzam MUSI wiedzieć, jak to działa na kobiety, nie wierzę, że robi to przypadkowo, bez świadomości, że między innymi ja mam ochotę się na niego rzucić gdy to widzę. Odwróciłam głowę w stronę okna, bo nie mogłam więcej znieść tej tortury wynikającej z faktu, jak bardzo każdy jego ruch, uśmiech, gest mnie podnieca.
Po prawie godzinie podjechaliśmy pod bramę mojego domu.

-Pomóc pani wysiąść?

-Nie, dziękuję, już trochę wytrzeźwiałam, dam radę sama. Dobranoc i dziękuję za wszystko.

-Dobranoc, polecam się na przyszłość.

Odwróciłam się jeszcze w jego kierunku, a on posłał mi kolejny z jego pięknych uśmiechów. W odpowiedzi też się delikatnie uśmiechnęłam i wysiadłam.

Trzask me by your name | Rafał TrzaskowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz