V - Miły był.

4 0 0
                                    

Moi drodzy, chcę was poinformować, że od tego rozdziału, wszystko będzie pisane w narracji pierwszoosobowej, ponieważ prawdopodobnie w ten sposób łatwiej mi i wam będzie wczuć się w postać. Dziękuje, zapraszam do czytania!


- Było... znośnie- stwierdziłam wychodząc z klasy tuż obok Petera

- Widzisz, mogło być gorzej- przyznał.

Peter postanowił, że lepiej aby chwilowo nie zawierać żadnych nowych znajomości.
Twierdził, że ludzie w tej szkole bywają bardziej męczący niż Avengersi, więc lepszym rozwiązaniem będzie dać sobie spokój i skupić się na sobie i tej chorej sytuacjii w której się znalazłam.

Nie miałam pojęcia jak reagować na pewne rzeczy...
Ludzie dziwnie na mnie patrzyli, kiedy od czasu do czasu Peter łapał mnie za ręke, widząc strach w moich oczach.

Taki natłok ludzi mógł uaktywnić tą dziwną zdolność, którą wczoraj poznałam, więc cały dzień musiałam nosić rękawiczki, co tylko przyciągało więcej spojrzeń.
Zdążyłam się również przekonać że Peter nie jest jedną z tych osób, które otaczają się wielką hordą znajomych, więc w porze lunchu siedzieliśmy przy stoliku tylko my i Ned- najlepszy przyjaciel Petera-

- A więc... Lee to... twoja kuzynka?- spytał chłopak.

Peter patrzył na mnie nie pewnie. Wolałam jednak zachować milczenie i nie wtrącać się, dlatego zamilkłam, nie podnosząc nawet głowy.
Wgapiałam się w swój talerz przez cały czas.

- T-tak, uh...  Ciocia May powiedziała mi dopiero w dzień jej przyjazdu że zamieszka u nas na... jakiś czas...-

Peter nie był dobrym kłamcą, ale z jakiegoś powodu Ned zdawał się mu wierzyć.
Sam fakt że mając taką gadkę jak Peter, można było ukryć niegdyś fakt bycia Spidermanem przed tyloma osobami, w tym przed własną ciotką i najlepszym kumplem, był imponujący.

- Wow, czad- Przyznał chłopak- A jeżeli chodzi o ten francuski...-

- Cześć przegrywy- odezwał się ktoś tuż za mną, przerywając Nedowi.
Peter siedzący naprzeciw mnie spojrzał ponad moja głowę i skwasił się nieco.

- Jesteś nowa?- odezwała się ponownie, jak sądzę, dziewczyna. Odwróciłam się w jej stronę i zobaczyłam ponurą minę.
Dziewczyna miała spięte w koka ciemno brązowe loki i orzechowe tak jak Peter oczy. Do tego była dosyć wysoka. Z pewnością dużo wyższa ode mnie.

- Tak, chodzę tu od dzisiaj. Lee Parker - przedstawiłam się a dziewczyna podała mi ręke.

- Parker? Jesteś siostrą Petera, ta?- spytała

- Kuzynką- wtrącił się chłopak- bardzo daleką. - dodał

- Ta, witamy w naszej dennej budzie- odparła ponuro - Jestem Michelle- dodała.

Nie usłyszałam jednak od niej już nic więcej, dziewczyna usiadła kilka miejsc od nas i zajęła się jedzeniem.

- To twoja przyjaciółka?- spytałam Petera

- Prawie jej nie znamy, czasem się do nas odzywa, ale raczej przebywa sama, jest z nami w kole naukowym, w zasadzie jest przewodniczącą ale lepiej jej tego nie wypominać,  nie lubi się afiszować-

Po słowach chłopaka ponownie spojrzałam na Michelle.
Wydawała się... dosyć smutna. Siedziała całkiem sama wpatrzona w swój obiad i najwyraźniej rozmyślając o czymś, poczułam jakby mnie to poruszyło. Rozważałam nawet by dosiąść się do niej.

- Lee, chodź już- powiedział Peter łapiąc mnie za ręke i wybudzając z transu.

- Do zobaczenia- odezwałam się szybko, czego zapewne nie usłyszała, zanim opuściłam stołówkę.

.
.
.

***
.
.
.

- Cholera...- mruknął Peter, wystawiając przed siebie rękę, na którą od razu lunęła chmara kropel wody.

- ,,Cholera"?- powiedziałam zdziwiona.

Mimo, że nie miałam problemów z mówieniem po utraceniu pamięci, pewnych słów nie znałam.

- ,,Cholera" mówi się, gdy coś nas zdenerwuje.- Wyjaśnił- Pójdę po parasol, zaczekaj tu-

Gdy chłopak zniknął za rogiem, spojrzałam znów w stronę drogi, całej pokrytej wodą.
Postanowiłam zrobić to samo co Peter i wyciągnęłam rękę do przodu, pozwalając deszczowi całkiem ją zmoczyć. Gdy schowałam ją z powrotem do kieszeni czerwonej bluzy, poczułam jak ktoś dotyka mojego ramienia. Natychmiast odwróciłam się i zauważyłam wysokiego chłopaka, o czarnych włosach i ciemnych oczach.

Nastolatek uśmiechnął się w moją stronę i zerknął na drogę, a potem znów na mnie.

- Hej, wracasz na piechotę?- spytał.

- Ja... Tak- odparłam.

- Może cię podwieźć? To kiepski pomysł wracać w deszczu-

- Nie, dzięki. Poradzę sobie- odparłam cicho, starając się przybrać lekki uśmiech i przyjazny ton. Chłopak spuścił wzrok i zamyślił się. Po chwili znów na mnie spojrzał.

- Proszę- odparł podając mi granatowy parasol.-

- Ja... nie mogę go wziąć...- odparłam niepewnie.

- Daj spokój, mam auto. Bierz po prostu.- odparł, a ja zrobiłam to, o co poprosił.

- Do zobaczenia- odparł po czym wsiadł do zaparkowanego kilka metrów dalej samochodu i zniknął za następnym zakrętem.

Stałam tam jeszcze chwile aż Peter nie zawołał mnie.

- Lee? Skąd masz parasol?- spytał zaskoczony

- Jakiś chłopak zaproponował mi podwózkę i mi go oddał.-

- Chciał czegoś??- spytał przejęty

- Nie, w zasadzie... Miły był.- przyznałam

- Dziwne...- mruknął Peter- tu rzadko ktoś okazuje empatię... Nie ważne, chodźmy już, ciocia będzie się niepokoić- odparł rozwijając nie wielki parasol, i ruszył ze mną w stronę domu.

𝔻𝕠𝕟'𝕥 𝕜𝕟𝕠𝕨 𝕨𝕙𝕠 | ᴘᴇᴛᴇʀ ᴘᴀʀᴋᴇʀ x ʀᴇᴀᴅᴇʀWhere stories live. Discover now