...Zupełnie jak ja

109 7 4
                                    

Przez trzy tygodnie nie widziałam Vladimira, co nie znaczy wcale, że opuściłam rezydecncję. Cóż jedni uważali by że straciłam do reszty rozum. W końcu bylam wolna i mogłam odejść gdzie chciałam, mogłam spełniać swoje mażenia, jednak ja wolałam zostać. Od kiedy poznałam sekret tajemniczego mężczyzny zrozumiałam lepiej jego postepowanie. Sama również poczułam się lepiej ze sobą wiedząc, że nie jestem jedyna w swojej inności.
Codziennie wysyłałam woźnicę do pokoju mężczyzny z zestawem świerzych opatrunków i partią nowo przygotowanych leków, które przygotowałam w rezydencji, gdzie zajełam jeden z pokoi, jako moją pracownię. Zakupiłam w mieście potrzebne mi przedmioty, takie jak męzurki, fiolki, rurki, czy podgrzewacze. Zabrałam sie także za odbudowę dworu. Niektóre rzeczy mogłam naprawić czy wyciszcić sama, w innych musialam prosić woźnicę, który chociaż był poinformowany o moim zwolnieniu, nie sprzeciwiał się moim porśbą i zawsze chętnie mi pomagał. Do niektórych rzeczy np. jak naprawa fontanny, czy naprawa podjazdu, nie byliśmy w stanie wykować w dwójkę, dlatego musiałam zatrudnić ludzi, w czym bardzo pomógł mi młody ksiądz, który pomógł mi znaleźć robotników, któży po okazyjnej cenie zgodzili się wykonać cięższe pracę. Dodatkowo cały czas występowałam w miejscowej operze, co pozwoliło mi nie obciążając budrzetu dokupić parę rzeczy do domu.
Wszystko szło gładko. Zupełnie jakbym żyła w innym świecie, ale kiedyś musiał nadejśc koniec mojej sielanki i wydarzył sie to właśnie po jednym z moich występów. Weszłam do rezydencji w zwiewnej białej sukni, w która była próbną suknią Agaty z opery Wolny Strzelec, a odkupiłam od opery, poniewaz tak bardzo mi się spodobała. W upięte włosy, miałam powtykane białe kwiatuszki. Dziewczyny potrafiły upinac naprawde przepiekne fryzury.
Za oknami było juz ciemno. Chciałam więc jak najszybciej skierowac się do mojego pokoju, jednak zanim zdążyłam postawić nogę na pierwszym stopniu, na piętrze pojawiła sie Vladimir. W ręku trzymał laskę, podpierając się lekko na niej.
- Dobry wieczór, ciesze się, widząc, że wracasz do zdrowia - odezwałam się pierwsza z uśmiechem na twarzy.
Miałam na prawdę dobry dzień i nie zamierzałam go sobie rujnować.
Mężczyzna zmarszczył brwii i spojrzał na mnie chłodno.
- Kazałem ci się stąd wynieść - powiedział ostro.
Ruszyłam w górę po drewnianych schodach, patrząc pod nogi, żeby nie potknac sie o przód sukni.
- Nie prawda. Kazałeś mi zniknać z twoich oczów. Tak też więc zrobiłam. Zresztą nie spłaciłam jeszcze całego długu. Opieka medyczna aż tyle nie kosztuje.
Pokonałam ostatni stopień i stanełam na przeciwko mężczyzny, który wykrzywił twarz w niezadowoleniu. Ja natomiast stałam tam cała rozpromieniona.
- Proszę cię ostatni raz. Opuść ten dom teraz, albo nie opuścisz go już nigdy.
Może to dziwne, ale po poznaniu jego sekretu, przestałam się go bać. Wiedziałam że nie zrobi mi krzywdy, nawet z rozsądku, w koncu wszyscy wiedzą, że u niego pracuję, gdyby nagle coś mi się stało sciągnałby na siebie podejrzenia, a takim jak on nigdy nie jest to na rękę.
Uśmiechnełam się więc jeszcze radośniej.
- W takim razie do zobaczenia jutro - rzuciłam radośnie i zaczełam odchodzić w stronę mojego pokoju.
Śliny uścick na moim nadgarstku zatrzymał mnie w pół kroku. Odwróciłam sie w stronę mężczyzny, którego spojrzenie wywołało ciarki na całym moim ciele.
- To nie jest zabawa. Odejdź stąd, póki możesz. W tej rezydencji nie czeka cię nic dobrego.
Spojrzałam w bok, uśmiechając się smutno.
- A gdzieś indziej będzie lepiej? Całe życie jestem sama, uciekam przed dziedzictwem pozostawionym przez moich rodziców - podniosłam oczy na mężczyznę, który wyglądał na zaciekawionego moimi słowami. - A ty jesteś inny, jesteś wyjątkowy, ale jesteś też w tym samotny, zupełnie jak ja.
- Twoja krew... - wyszeptał, po czym puścił moją rękę i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
Staliśmy tak przez chwilę na przeciwko siebie.
- Nie jesteś człowiekiem - dokończył w końcu, nie odrywając zdziwionego spojrzenia od moich oczów.
Przez moją twarz przeszedł pojedyńczy smutny uśmiech.
- Nie - westchnełam. - Nie jestem.
Mężczyzna przybrał kamienny wyraz twarzy, ale było widać w jego oczach, że toczy jakąś wewnętrzną walkę. Zaciśnał wargii.
- Idziesz ze mną.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Potrzebuję twojej pomocy w ogrodzie.
Bez zbędnych pytań ruszyłam za nim prosto do ogrodów.
Weszliśmy w głąb ogrodu, mijając pięknie pachnące, wielokolorowe kwiaty. W końcu zatrzymaliśmy się przy dobrze znanej mi roślinie leczniczej.
- Mój woźnica twierdzi, że dobrze znasz się na roślinach. Powiedz sie z nimi stało.
Uklękłam na ziemi, podwijając moją suknię, żeby jej nie pobrudzić.
Wziełam w dłoń pierwszy z listków. Był pokryty białymi plamkami.
- Trawi je choroba. Trzeba je wykopać, zanim przeniesie się na inne rośliny. Sadziłeś ostatnio coś nowego?
- Jakiś miesiąc temu, przywieźli mi lilie z zachodu.
Podniosłam się szybko, o mal nie potykając się o skunie, ale udało mi się złapać równowagę.
- To te? - zapytałam, wskazując na kawiaty po drugiej stronie.
- Tak.
Obeszłam rośliny i podeszłam do drugiej strony do kwiatow. kucłam przy nich i przyjżałąm się ich listką.
- Stąd, skąd pochodzę, ta choroba spowodowała olbrzymie szkody w roslinach rolnych, co spowodowało największy od dwustulat głód.
- Jak sobie z nią poradziliście?
Wyprostowałam się.
- Nie poradziliśmy sobie.
Wyciągnełam rękę przed siebie.
- Najlepiej byłoby cały ten obszar wyciąć i spalić, to co z niego zostanie. Mogę przygotować coś, specyfik, który ochroni resztę roślin, ale nie mogą być one zarażone.
Vladimir spojrzał na wskazany przeze mnie fragment. Nie było on duży, ale było widać, że boli go to, co chcę zrobić. W końcu przymknął oczy i odpowiedził.
- Zrób co uważasz za słusznę. Ufam ci całkowicie.
Uśmiechnełam się lekko.
- Zrobię, co w mojej mocy, żeby ocalić jak najwięcej roślin.
Powiedziałam, podnosząc się szybko, jednak tym razem zanim zdążyłam złapać równowagę, poczułam uścisk w pasie.
- Dziękuję - powiedziałam, do Vladimira, kiedy już udało mi się stanąć stabilnie.
Mężczyzna spojrzał na mnie łagodnie.
- Nie, to ja dziekuję.
- To mója praca.
Wampir spojrzał w bok.
- Nie chodziło mi tylko o ogród.
Uśmiechnełam się lekko.
- To co ci się przytrafiło, jest tylko i wyłącznie moją winą.
- Ale nie musiałeś...
- Musiałam. Oboje jesteśmy zagubieni w tym okrutnym świecie. Tacy jak my muszą trzymać się razem.
Wampir spojrzał na mnie.
- Lepiej wrócimy już do środka. Robi się zimno. Zresztą, pewnie jesteś juz zmęczona.
- Racja.
Weszliśmy do środka. Chciałam pożegnać się z nim i pójść do mojego pokoju, jednak wampir szedł cały czas ze mną.
- Co dzisiaj wystawialiście? - zapytał, kiedy bylismy juz blisko mojego pokoju.
- Wolnego strzelac.
- A ty byłaś?
- Agatą.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
- Mogłem się domyślić. Pasuje do ciebie.
Nie wiedziałam o co mu chodziło, jednak nie miałam już czasu zadać pytania, ponieważ znaleźliśmy się pod moim pokojem.
- Dziękuję, za odprowadzenie. Udanej nocy - powiedziała, nie wiedząc, za bardzo, co mam mu powiedzieć.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, jednak zanim popchnełam drzwi, żeby je zamknac za sobą, zatrzymał mnie głos mężczyzny.
- An?
Odwróciłam się w jego stronę z bijącym sercem.
- Tak?
- Ślicznie wyglądasz w tej sukience.
Poszułam, jak zaczynam się rumienić.
- Dziękuję.
Mężczyzna uśmiechnął sie do mnie łagodnie.
- Dobrej nocy.
Skinełam tylko głową, po czym zamknełam drzwi.
Pomimo, że kroki mężczyzny już dawno ucichły na korytarzu, ja dalej czułem ciepło na moich policzkach.

Moonlight Lovers: Pamiętnik różyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz