— W tym roku święta będę wyjątkowe — powiedziałam, wpatrując się z olbrzymim uśmiechem w ludzi krzątających się po gmachu świątyni.
— To na pewno — odpowiedział młody ksiądz, również patrząc z radością na masę ludzi, którzy pomagali w przygotowaniach. — Dziękuję ci jeszcze raz za twoją pomoc. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę. Nie wiem, jak odwdzięczę się wam wszystkim. Sprowadziłaś do pomocy całą operę.
— To nie moja zasługa, ja po prostu rzuciłam pomysł, to właściciel opery wyraził na to zgodę. Zresztą, dobrze zawsze zrobić coś z dobroci serca, zwłaszcza teraz. W końcu zbliżają się święta.
— Masz rację, ale i tak będę musiał wystosować odpowiednie podziękowania właścicielowi opery, kiedy tylko go spotkam.
— To nie będzie taki trudne.
Mężczyzna spojrzał na mnie z pytającym wyrazem twarzy.
— Jest w budynku obok, pomagają wraz z żoną w przygotowaniu kolacji dla najuboższych.
Oczy mężczyzny poszerzyły się jeszcze bardziej, na wieść, że osoba, która znana była w towarzystwie z nie najlepszego traktowania ludzi z najniższych warstw społecznych i dość pogardliwego podejścia do instytucji kościelnych, osobiście przyszła pomóc w przygotowaniach, które odbywały się pod patronatem kościelnym. Zaraz jednak jego zdziwienie zastąpił szeroki uśmiech.
— Doprawdy nie wiem, jak ty to robisz, ale potrafisz wyzwalać w ludziach to, co najlepsze. Jesteś prawdziwym aniołem.
Zaśmiałam się nerwowo.
— Ksiądz mnie przecenia. Daleko mi do anioła.
"Bliżej do jakiejś baby jagi, czy czegoś na ten kształt."
— I niestety, jestem zmuszona już iść. Chciałam jeszcze pozałatwiać parę spraw, zanim zrobi się ciemno. Jednak wcześniej muszę jeszcze znaleźć Kat. Widział ją ksiądz może?
— Jeszcze przed chwilą była z krawcowymi. Pomagała przy poprawianiu strojów dla dzieci, na ich świąteczny występ.
— Dziękuję ci bardzo. Wesołych świąt.
— Wesołych świąt i to ja dziękuję.
Tak jak powiedział mi kapłan, znalazłam Kate przy krawcowych. Siedziała na skraju ławki i kończyła przyszywać guzik do jednego z kostiumów. Stanęłam obok niej, nie chcą jej przerywać pracy. Dopiero kiedy odłożyła przybory, odezwałam się do niej.
— Widzę, że ci się tutaj podoba.
— Bardzo — odpowiedziała z wielkim uśmiechem.
— Jak chcesz, to możesz tutaj zostać. Wrócę po ciebie, jak skończę załatwiać sprawy na mieście.
— Nie, pójdę z tobą — powiedziała, składając kostium. — Pamiętaj, że musimy jeszcze wybrać prezenty.
Uśmiechnęłam się do niej. To miały być nasze pierwsze wspólne święta i obie chciałyśmy, żeby wszystko było idealne, a moim prywatnym marzeniem było jeszcze, żebyśmy spędzili ten wyjątkowy czas, jak prawdziwa rodzina.
Kiedy wyszłyśmy ze świątyni, wszędzie leżał miękki miały puch, który błyszczał w świetle słonecznym, jakby ktoś umieścił w nim małe kryształki. Ludzie ciepło ubrani pozdrawiali się na ulicy, życząc sobie wszystkiego, co najlepsze w ten niezwykły czas.
Najpierw udałyśmy się do sklepu z odzieżą męską, żeby zakupić woźnicy parę nowych, skórzanych rękawic. Potem zaczął się większy problem. Musiałyśmy wybrać prezent dla Vladimira. Miał być to wyjątkowy prezent od nas wszystkich. Woźnica zrzucił to na nasze głowy, a my cóż, nie wiedziałyśmy za bardzo, co można dać takiemu człowiekowi, którego stać na każdą rzecz w tym mieście, ale właściwie, to nigdy o nic nie prosi. Myślałyśmy nad jakąś książką, ale nie byłyśmy do końca pewne jaką. Kat zaproponowała książkę o ogrodnictwie, ale ja się nie zgodziłam. Chciałam, żeby dostał od nas coś wyjątkowego, coś, czego jeszcze nikt mu nigdy nie dał i coś, co sprawi, że naprawdę się ucieszy.
W końcu trafiłyśmy przed witrynę kwiaciarni. Była zima, więc nie uświadczyłyśmy w witrynie kwiatów, tylko rysowane obrazki, jakie kwiaty można zamówić ze szklarni. Wtedy jednak doznałam olśnienia i wciągnęłam Kate do sklepu.
Podeszłam prosto do lady.
— Sprzedaje pan nasiona?
Mężczyzna za ladą popatrzał na mnie znudzonym wzrokiem.
— Mamy kwiaty szklarniowe. Wszystkie te, które wypisane są na witrynie.
— Ale ja potrzebuje innych kwiatów.
— Jeżeli pani chce, to może pani złożyć specjalne zamówienie.
— Nie chcę składać specjalnego zamówienia, chcę kupić nasiona.
— Po co pani nasiona w zimę?
— Żeby je zasadzić. Zresztą, mam prawo chyba kupić nasiona w zimę? Sprzedają je pan, czy nie? — powiedziałam lekko już zdenerwowana.
W głowie uknułam już idealny plan, ale ten sprzedawca, nie ułatwiaj mi jego wykonanie. Jednak, w końcu udało się i po dziwnej konwersacji, opuściłyśmy sklep wraz z Kate, która przyciskała do siebie torebkę z nasionami cyklamenów.
— Przepraszam Pani Anny Rose?! — usłyszałam za sobą chłopięcy głos.
Odwróciła się i zobaczyłam, biegnącego do mną chłopaka owiniętego niedbale szalem i czerwonymi policzkami. Kiedy w końcu do mnie dotarł, sapnął ciężko.
— Bałem się, że znowu Panią zgubię. Biegam za Panią od godziny.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
— Coś się stało?
— Przepraszam, nie przedstawiłem się. — skłonił się przede mną. — Jestem Ivo, uczeń mistrza Gregorego, jubilera.
— Miło cię poznać Ivo, jestem An, a to moja podopieczna Kate — wskazałam dłonią na towarzyszącą mi uczennice. — Proszę Ivo, wytłumacz mi, dlaczego mnie szukasz?
— Mam dla pani przesyłkę od mojego mistrza.
— Czy chodzi o coś związanego z operą?
— Nie droga pani, to zamówienie. Miało zostać dostarczone do rąk własnych. Oto więc i ono — powiedział, wyciągając ręce, w których trzymał starannie zapakowane pudełko z niebieską wstążką.
— To musi być pomyłka. Ja niczego nie zamawiałam.
— Pani nie, ale ktoś zrobił to za panią.
Spojrzałam zdziwiona na chłopca, a w mojej głowie zrodziło się tylko jedno pytanie:
— Wiesz może Ivo, kto złożył zamówienie?
— Nie pamiętam dokładnie, mamy teraz spory ruch i dużo ludzi przechodzi przez nasz sklep, ciężko jest zapamiętać wszystkich dokładnie, ale na pewno był to mężczyzna, elegancko ubrany zresztą, jak wszyscy nasi klienci. Był bardzo wybredny, pamiętam, że dość długo oglądał różne kamienie, żaden nie pasował mu kolorystycznie, ale wiedział dokładnie, czego chce, jeszcze zanim przekroczył nasz próg. Nie pozwolił na żadne zmiany zaproponowane przez mojego mistrza. Tacy klienci dzielą się tylko na dwa typy albo mają zawsze taki charakter, albo kupują prezent dla wyjątkowej osoby i chcą, żeby wszystko było idealne w każdym calu.
— Ale musiał zostawić jakieś informacje o sobie. Skąd będzie wiedział, że przesyłka do mnie dotarła?
Chłopak wzruszył ramionami.
— Mój mistrz też mu to powiedział, ale mężczyzna stwierdził, że po prostu będzie wiedzieć.
Wzięłam pudełeczko z rąk chłopaka.
— Dziękuję więc, za dostarczenie mi tego... niezwykłego prezentu.
— Cała przyjemność po mojej stronie — odpowiedział chłopiec z szerokim uśmiechem, po czym ukłonił się jeszcze raz. Wyprostował się i ruszył biegiem w kierunku, z którego przybył, zerknął na chwilę przez ramię i podnosząc rękę, krzyknął jeszcze. — Wesołych świąt!
— Wesołych! — odkrzyknęłam, po czym spojrzałam na pakunek w moich rękach.
— Jak myślisz, co to jest? — zapytał Kat, spoglądając ciekawskim wzrokiem na pudełko.
— Nie wiem, ale środek ulicy to nie miejsce, żeby się o tym przekonywać. Wracajmy do powozu, ściemnia się i Harrodr, pewnie już się niecierpliwi.
Nagle poczułam, że zimny dreszcz przebiega po moich plecach, zupełnie jakby ktoś mnie obserwował. Rozejrzałam się dookoła, ale nie zauważyłam niczego dziwnego.
— An, wszystko w porządku?
— Tak — odpowiedziałam z uśmiechem. — Chodźmy już.
Kiedy powóz ruszył Kate, która najpierw zajęła miejsce naprzeciwko mnie, przysiadła się do mnie.
— Nie jesteś ciekawa, co jest w środku? — zapytała, zerkając na pudełko z niebieską wstążką, które spoczywało na moich kolanach.
— Właściwie, to trochę jestem — przyznałam zgodnie z prawdą. — Chociaż bardziej ciekawi mnie, kto jest moim darczyńcą.
— Może jak go otworzysz, to się przekonasz?
Patrząc w błyszczące oczy dziewczyny, nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Na pierwszy rzut oka było widać, że bardzo chciała zobaczyć, co dokładnie zawiera tajemnicze pudełko. Delikatnie chwyciłam koniec niebieskiej wstążki i pociągnęłam ją do siebie. Kokarda rozwiązała się łatwo. Położyłam wstążkę obok siebie, a następnie powoli ściągnęłam wieko pudełka.
— To jest... — usłyszałam urwany głos Kate.
Spojrzałam na wnętrze wyścielonego aksamitem pudełka.
— Piękne! — wykrzyknęła nagle Kat, patrząc na srebrną ozdobę do włosów w kształcie skrzydła, do której na łańcuszkach były podoczepiane niewielkie bladoniebieskie klejnociki, w kształcie łez.
Patrzyłam jak oniemiała na przedmiot i musiałam zgodzić się z Kate — To był przepiękne. Ostrożnie wyciągnęłam go z pudełka i podniosłam wyżej, żebyśmy obie mogły go zobaczyć w lepszym świetle.
— Jest piękna — powtórzyła się dziewczyna, wpatrując się w niego z nie mniej oniemiałą miną, niż moja. — Będzie ci pasowała.
Bez słowa podałam ozdobę Kate, po czym zabrałam się za przeszukiwanie samego opakowania.
— Co robisz? — zapytała, widząc, jak wyciągam materiał, którym wyścielone było pudełko.
— Szukam jakiegoś liściku albo coś podobnego. Ten tajemniczy mężczyzna musiał zostawić jakąś wiadomość.
Łudziłam się jednak na próżno. Po przeszukaniu całego pudełka, a nawet uważnemu obejrzeniu wstążki, czy aby na pewno nic na niej nie było napisane, nie znalazłam żadnej wiadomości od mojego tajemniczego darczyńcy. Zrezygnowana i trochę zła, rzuciłam pudełko obok siebie.
— To bez sensu. Po co ktoś miałby mi dawać tak piękny prezent i nawet się nie podpisać?
— Może dojdziemy do tego, jak przeanalizujemy informacje, które dostałyśmy od chłopaka — zaproponowała trzeźwo Kat, na co ja kiwnęłam głową, był to w końcu mądry pomysł.
Dziewczyna uznała to za przyzwolenie do działania.
— Mamy więc mężczyznę, eleganckiego, wybrednego, nie pozwolił wpłynąć na swój wybór, więc jest też uparty, a co najważniejsze, nie podał swojego nazwiska, czyli pewnie nie chce, żeby istniało ono gdziekolwiek. Do tego będzie wiedział, że otrzymałaś prezent, czyli jest z twojego bliskiego otoczenia. Odpadają więc wszyscy adoratorzy z opery...
— Ej! Nie mam żadnych "adoratorów z opery" — oburzyłam się lekko, Kat jednak zignorowała to i ciągnęła dalej swój wywód.
— Osoby, z którym spotykasz się sporadycznie, raczej też odpadają, więc wniosek nasuwa się prosty, albo masz skrytego wielbiciela, który śledzi każdy twój krok, albo... to Vladimir!
Spojrzałam zaskoczona na Kate, a następnie na ozdobę, która trzymała.
— Nie rób takiej zdziwionej miny. Wszystko się zgadza: jest eleganckim, wybrednym i upartym mężczyzna, który pilnuje, żeby jego imię nie zostało nigdzie zapamiętane, a co najważniejsze mieszkacie razem i dobrze się znacie, a prawda jest taka, że jeżeli nie byłoby mnie dzisiaj przy tobie, to on byłby pierwszą osobą, która dowiedziałaby się o tym wszystkim.
Cały czas wpatrując się w ozdobę, stwierdziłam, że w słowach dziewczyny jest sporo sensu i wszystko składałoby się w logiczną całość, ale nie pasowała mi jedna rzecz. Nawet gdyby przyjąć, że Vladimir jakimś cudem postanowił kupić mi biżuterię jako prezent świąteczny, co nie było raczej w jego stylu, to dlaczego prezent został dostarczony prosto do mnie? Mógł przecież poprosić woźnicę o jego odbiór. Nie dawało mi to spokoju, przez całą drogę powrotną, aż do rezydencji, ale nie podzieliłam się moimi wątpliwościami z Kate, która już była święcie przekonana, że prezent pochodzi od Vladimira, z czego była bardziej podekscytowana niż ja, która podchodziła do tego z mieszanym uczuciem.
Kiedy w końcu dotarliśmy do domu, ściemniło się już na dobre. Każdy z nas zabrał tyle rzeczy, ile mógł unieść, a następnie zaczęliśmy wnosić zakupy do domu. Miałam właśnie iść ostatni raz po rzeczy, kiedy na korytarzu, zatrzymał mnie głos Vladimira.
— Dobry wieczór.
Obróciłam się w stronę schodów, z których wampir schodził z delikatnym uśmiechem.
— Oh, dobry wieczór — odpowiedziałam, wyrwana z własnych myśli. — Dobrze spałeś?
— Tak, dziękuję. A tobie, jak minął dzień?
— Pracowicie, przez cały dzień pomagałam wraz z Kat w kościele. Miałyśmy masę pracy, jestem wykończona.
— No to może zechciałabyś odpocząć na chwilę, wraz ze mną w salonie?
Uśmiechnęłam się nerwowo. Miałam już zupełnie inne plany, musiałyśmy wraz z Kat zająć się prezentem dla Vladimira, jednak patrząc w spokojne oczy mężczyzny, coś kuło mnie w sercu, na samą myśl, że mogę mu odmówić i już, kiedy otworzyłam usta, żeby powiedzieć "tak", usłyszałam obok siebie głos woźnicy.
— Panno Rose.
Podskoczyłam wystraszona, obracając się w jego stronę.
— Tak?
Mężczyzna jednak najpierw zwrócił się w stronę Vladimira i skłonił się lekko.
— Dobry wieczór panie Vladimirze — następnie zwrócił się do mnie — Zostawiła to pani w powozie — powiedział, wręczając mi pudełko od jubilera.
Kiedy odbierałam go od Harrorda, czułam na sobie ciężkie spojrzenie Vladimira, który obserwował każdy mój ruch.
— Dziękuję ci — powiedziałam, przyciskając do siebie pudełko.
Widziałam kątem oka, jak wampir przygląda mi się uważnie. Nerwowo przełknęłam ślinę, czując, jak skręca mi się żołądek.
— W sumie, jak już jesteś — odezwałam się do woźnicy, próbując zamaskować moje zdenerwowanie uśmiechem. — Muszę omówić z tobą jedną sprawę. Potrzebują twojej pomocy, przy badaniach. Masz może chwilę?
— Oczywiście Panno Rose — powiedział, pochylając się lekko.
— Wybacz mi, ale mam jeszcze dużo pracy. Może następnym razem — zwróciłam się do Vladimira, z pochyloną w dół głową, nie chcąc napotkać jego spojrzenia.
— Oczywiście. Będę czekał.
Nie podnosząc głowy, obróciłam się i ruszyłam w stronę kuchni, razem z woźnicą.
Po tym, jak krótko objaśniłam mu plan na prezent dla Vladimira, Harrord pomógł nam znieść do pracowni wszystkie puste doniczki, jakie były w rezydencji i napełnić je ziemią, a następnie opuścił pracownie, żebyśmy mogły wraz z Kate rozpocząć pracę. Umieściłyśmy nasiona w doniczkach i przykryłyśmy je ziemią.
— Teraz twoja kolej — zwróciłam się do Kat, wycierając ręce.
— Moja?
— Ty z nas dwóch władasz magią ziemi.
— Myślisz, że na prawdę to zadziała?
— Oczywiście. Wierzę w ciebie.
— Na pewno ty nie chcesz tego zrobić?
— Kat, trochę więcej wiary w siebie.
Uśmiechnęłam się, do niej próbując oddać jej otuchy. Kate posiadała wyjątkowy dar i wiedziałam, że byłaby w stanie poradzić sobie z tym zadaniem, jednak dalej bała się swojej mocy, przez co nie umiała wykorzystywać pełni potencjału tego, co już się nauczyła. Postanowiłam więc, że trochę pomogę jej w podbudowaniu swojej pewności siebie i przez kolejne dni, również dokładałam trochę magii od siebie, żeby przyśpieszyć trochę wzrost kwiatów. I tak już na dwa dni przed świętami, cała pracownia była zapełniona kolorowymi kwiatami cyklamenów. Podlałam wszystkie kwiaty i otworzyłam drzwi, wychodząc z pracowni.
— Dobry wieczór.
Kiedy tylko usłyszałam te dwa słowa, moje serce zaczęło bić jak szalone i zanim jeszcze podniosłam głowę, szybko zatrzasnęłam za sobą drzwi.
— Dobry wieczór — odpowiedziałam Vladimirowi z uśmiechem, starając się zamaskować moje zdenerwowanie. — Dość wcześnie dzisiaj wstałeś.
— Pomyślałem, że wstanę wcześniej i spróbuję cię złapać w pracowni. Jestem ciekawy, nad czym interesującym teraz pracujesz.
— Nad niczym! — powiedziałam trochę za głośno, na co mężczyzna rzucił mi pytające spojrzenie, szybko więc musiałam się poprawić, ale tym razem już z większym spokojem. — Nad niczym interesującym.
— Mimo wszystko, chciałbym rzucić okiem na twój projekt. Widziałem, że zniknęły wszystkie wolne doniczki, jeżeli to coś związanego z roślinami, może mógłbym pomóc...
— Nie! Znaczy, nie musisz. Dziękuję za propozycję, ale nie chcę cię zamęczyć. Szczerze mówiąc, moje badania, to aktualnie same nudy, góra papierów i nic interesującego.
— Tym bardziej chciałbym spojrzeć. Może dam radę jakoś ulżyć ci w tym męczącym zajęciu. Razem pójdzie nam na pewno sprawnie.
Nie ukrywam, było to miłe, że Vladimir chce mi pomóc i w każdym innym wypadku od razu przystałabym na jego propozycję, ale teraz nie mogłam tego po prostu zrobić.
— Dziękuję, ale prawdę to nic interesującego, za to obiecuję, że za niedługo zobaczysz efekt końcowy.
— Nic interesującego, ale na tyle ciekawego, żeby nie mieć czasu na spędzenie ze mną wieczoru?
Zamarłam, patrząc na niego zdziwiona.
— Ja... To nie tak jak myślisz, po prostu... Masz rację — westchnęłam. — Przepraszam, dużo się ostatnio dzieje i większość mojego czasu wypełniają obowiązki.
Cóż, to co powiedziałam, było prawdą, ale nie do końca. Większość obowiązków narzucałam sobie sama, żeby tylko się czymś zająć i mieć wymówkę, żeby unikać wampira. Nie wiem czemu, ale po naszym ostatnim spotkaniu i sprawie z tym dziwnym prezentem, czułam się niezręcznie w jego towarzystwie. Jednak wtedy tak bardzo chciałam odciągnąć Vladimira z dala od pracowni, że zapomniałam o wszystkim innym.
— Ale na dzisiaj skończyłam już swoją pracę, więc możemy ten wieczór spędzić razem — powiedziała, starając uśmiechnąć się tak niewinnie, jak tylko byłam w stanie.
Vladimir kiwnął lekko głową, a na jego twarzy pojawił się łagodny uśmiech.
— Z przyjemnością — powiedział, oferując mi swoje ramię.
Zrobiłam nieznaczny ruch lewą ręką za plecami, zamykając drzwi do laboratorium, przy pomocy magii, prawą natomiast chwyciłam jego ramię i razem, powolnym krokiem ruszyliśmy korytarzem, w stronę schodów. Szliśmy w ciszy, jednak nie przeszkadzało mi to.
— An, czy mógłbym zadać ci osobiste pytanie? — zapytał Vladimir, zatrzymując nas oboje.
— Oczywiście, pytaj śmiało — odpowiedziałam spokojnie, obracając się lekko w jego stronę.
— Otóż chodzi o...
— Panno Rose! — usłyszałam, głos dobiegający z głębi korytarza.
Oboje spojrzeliśmy w stronę woźnicy, który zmierzał w naszą stronę szybkim krokiem. Kiedy stanął przed nami, skłonił się lekko.
— Panie Vladimirze, panno Rose, przepraszam, że przeszkadzam, ale nie robiłbym tego, gdyby sprawa nie była nagła. Chodzi o panienkę Kate.
— Mów — odpowiedział krótko Vladimir, nie ukrywając irytacji w głosie.
— Chciała upiec jakieś ciastka w kuchni — wtrąciłam. — Coś się stało? Kuchnia chyba jeszcze stoi?
— Kuchnia stoi, ale nie wiem jeszcze jak długo. Nigdy nie widziałem ciasta, które zachowuje się tak... dziwnie.
— Dziwnie? — zapytałam zainteresowana słowami woźnicy.
— Raz jest twarde jak kamień, a innym razem rozpływa się po blacie. Raz nawet widziałem, jak samo zmieniło kształty.
Zachichotałam lekko, zasłaniając usta ręką.
— No tak, nie ma powodów do zmartwień Harrordzie. Kate po prostu musiała za bardzo wziąć sobie do serca, kiedy mówiłam jej, że można wykorzystywać magię również w przyrządzaniu potraw. Nie sądziłam, że postanowi tak szybko wykorzystać to w praktyce. Lepiej do niej zajrzę.
Spojrzałam na Vladimira, który z obrażoną miną uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
Uśmiechnęłam się pod nosem, na reakcje wampira. Czasami miałam wrażenie, że mam odczynienia z małym słodkim dzieckiem.
Ścisnęłam mocniej jego ramie, na co spojrzał na mnie zaskoczony.
— Chodźmy już, im dłużej tutaj jesteśmy, tym większe niebezpieczeństwo dla całej rezydencji — zażartowałam, pociągając go ze sobą, w stronę schodów.
Słońce zaszło idealnie w momencie, akurat kiedy skończyłam przygotowanie potraw do naszej wspólnej kolacji. Zostawiłam więc Harrorda i Kate, żeby zajęli się przygotowywaniem stołu, a sama poszłam się przebrać. Kiedy weszłam do swojego pokoju, od razu rzuciło mi się w oczy pudełko z niebieska wstążka, które zostawiłam tam jakiś czas temu. Nie byłam początkowo pewna, czy mam założyć tę ozdobę, ale po dłuższym namyśle stwierdziłam, że jeżeli faktycznie jest to prezent od Vladimira, to jeżeli go nie założę, może pomyśleć, że nie doceniam jego gestu, a jeżeli nie, to po prostu założę ładną rzecz i nic nie stracę. Włożyłam więc niebieską sukienkę, upięłam włosy w kok i wpięłam w nie srebrzyste skrzydło. Kiedy zeszłam do jadalni i upewniłam się, że wszystko było już gotowe, wróciłam na górę, żeby zawołać Vladimira, który miał towarzyszyć nam podczas kolacji. Zapukałam do jego drzwi, które niemal natychmiast się otworzyły.
— Dobry wieczór Vladimirze. Dobrze spałeś? — powiedziałam z uśmiechem.
— Dobry wieczór An. Dziękuję, dobrze. — odpowiedział, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.
Jego wzrok od razu powędrował w stronę ozdoby, otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale ja byłam pierwsza.
— Kolacja gotowa.
Wampir zamknął usta, po czym kiwnął lekko głową.
— W takim razie chodźmy.
Zeszliśmy razem do holu, gdzie przed drzwiami do jadalni czekali na nas już Kate i Harrord.
— Vladimirze, pozwól, że swój prezent otrzymasz jeszcze przed kolacją — powiedziałam, naciskając na klamkę i otwierając przed nim drzwi, do jadalni, która była udekorowana w pełni cyklamenami.
Wiem, że nigdy nie zapomnę jego uśmiechu, który rozjaśnił mu twarz na widok jadalni pełnej kwiatów. Był to dobry początek wieczoru, który sprawił, że w czasie naszej kolacji, dobry humor nie opuszczał go nawet na chwilę, co pozytywnie wpłynęło na nastrój nas wszystkich. Poczułam wtedy, że faktycznie staliśmy się jedną rodziną. Po kolacji, kiedy wymieniliśmy się prezentami, a Kat, była zaaferowana rozmową z Harrordem, który nie za bardzo ufał jej wypiekom, Vladimir chwycił mnie za ramię i nachylając się do mojego ucha, szepnął:
— Wyjdźmy na chwilę. Ja też mam dla ciebie prezent.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, czując jak lekko się rumienie.
— Dobrze.
Wyszliśmy z jadalni i przeszliśmy do salonu, który był oświetlany, przez blade światło kominka.
Vladimir podszedł do stolika i podniósł z niego białą kopertę, po czym wręczył mi ją z uśmiechem.
— Wesołych Świąt — powiedział, kiedy niepewnie zabrałam ją z jego rąk.
Starałam się ukryć zdziwienie, kiedy patrzyłam na rzecz w moich rękach.
— Otwórz ją — powiedział miękko, pogłębiając uśmiech.
Otworzyłam ją, wyciągając z niej równo złożony kawałek papieru, który rozłożyłam niepewnie.
— Akt własności? — zapytałam zdziwiona, starając się złapać jak najwięcej światła, żeby przeczytać zawartość dokumentu.
— Tak, a dokładnie akt własności tego domu.
Rezydencja, jak wszystkie nieruchomości, akcje i udziały, przedtem zapisany był na Harrorda, Vladimir wolał unikać posługiwania się swoim nazwiskiem w papierach.
Spojrzałam zmieszana na mój prezent. Z jednej strony był to niezbyt istotny kawałek papieru, ale z drugiej wiedziałam jaką wartość miał dla mężczyzny. Ufał mi. Ofiarował mi swój dom. Wierzył, że go nie zostawię i że zawsze będę stać po jego stronie. Ta myśl sprawiła, że zrobiło mi się ciepłej na sercu i uśmiechnęłam się szeroko.
— Dziękuję — powiedziałam, rzucając mu się na szyję.
Vladimir objął mnie.
— Czyli to znaczy, że awansowałam z zarządcy na panią domu? — zaśmiałam się, podnosząc głowę do góry, aby spojrzeć w jego ciemne oczy.
Vladimir pstryknął mnie w czoło.
—Ej! — wykrzyknęła, pocierając jedną ręka swoje czoło.
— Na tytuł pani domu trzeba sobie zasłużyć — powiedział z uśmiechem, znowu obejmując mnie mocno.
Wampir wtulił policzek w moje włosy. Staliśmy tak przez chwilę, przytuleni do siebie. Wszystko wokół jakby zniknęło i jedyne, co miało wtedy znaczenie to bicie dwóch serc, bijące tak różnie od siebie. Rozluźniłam swój uścisk, na co wampir zrobił to samo. Czułam, jak policzki mnie pieką, więc opuściłam głowę.
— Chyba powinniśmy już wracać. Nie chcę, żeby były ofiary w kłótni o ciasto — próbowałam zażartować.
Vladimir położył rękę na moich włosach i pogładził mnie, delikatnie się uśmiechając.
— Myślę, że dadzą radę jeszcze przez chwilę, nie roznieść naszej rezydencji w pył.
Wampir chwycił mnie delikatnie za podbródek i podniósł moją głowę, żebym spojrzała na niego, ale kiedy nasze spojrzenia się spotkały, od razu uciekł wzrokiem gdzieś w bok i rumieniąc się, odsuną się ode mnie. Zakrył usta dłonią, odchrząkując.
— Przyniosę ci coś do picia — rzucił szybko i ruszył w stronę drzwi.
Powiodłam wzrokiem za mężczyzną, który nagle zatrzymał się w drzwiach, po czym odwrócił się w moją stronę z ciepłym uśmiechem.
— Ślicznie wyglądasz z tą ozdobą do włosów — powiedział, po czym zniknął w mroku korytarza.
Podniosłam rękę do ozdoby i delikatnie ją dotknęłam, starając się zrozumieć, co się właśnie stało.
/*Wraz z wszystkimi mieszkańcami rezydencji, chcielibyśmy Wam życzyć Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku*/
CZYTASZ
Moonlight Lovers: Pamiętnik róży
FanfictionHistoria Vladimira z gry Moonlightlovers, z czasów, zanim osiadł w rezydencji i zaczął przygarniać pod swoje skrzydła innych zbłąkanych tak jak on.