Starałam się jak najszybciej wykonać moje dzienne obowiązki, żeby cały wieczór pozostawić dla siebie, na wyszykowanie się. Chciałam wyglądać jak najlepiej, ale też nie za bardzo, żeby nie było to zbytnio podejrzane, dlatego moje przygotowanie trochę się rozciągnęły w czasie. Najdłużej zajęło mi znalezienie odpowiedniego stroju, w ostateczności postanowiłam postawić na bordo, nie wiem czemu, ale w tamtej chwili wydał mi się to najbardziej odpowiedni kolor.
Księżyc przykryły gęste chmury i wszystko wskazywało na to, że wkrótce będzie padać, jednak wcześniej od deszczu nawiedziło nas coś innego, a raczej ktoś inny.
Byłam w kuchni, gdzie przygotowywałam kolację dla siebie i woźnicy, który chwilę temu wrócił z miasta.
Kroiłam właśnie chleb, kiedy usłyszałam w ogrodzie podniesiony głos woźnicy.
Zdziwiło mnie. Vladimir jeszcze nie wstał, więc mężczyzna na pewno z nim nie rozmawiał. Zresztą nigdy nie odważyłby się odezwać do pana dworu takim tonem.
Wyszłam tylnymi drzwiami do ogrodu. Zastałam w nim woźnice, który trzymał za ramię dziewczynę, niższą ode mnie i na oko młodszą o jakieś cztery lata. Ubrana była w poszarpane i pobrudzone ubranie, a przez ramię miała przewieszoną niewielką torbę. Widok dziewczyny wzbudził we mnie mieszane uczucia. Sama wyglądałam podobnie, kiedy przybyłam do miasta.
— Po co tu przyszłaś! Pytam po raz ostatni! — krzyknął mężczyzna, ze złością.
Dziewczyna miała łzy w oczach i trzęsła się ze strachu. Zresztą nie tylko ona się trzęsła. Spojrzałam pod nogi, pojedyncze kamyczki zaczęły lekko wibrować.
— Przepraszam... Ja naprawdę nie chciałam. Myślałam, że willa jest opuszczona. Nie wiedziałam, że ktoś tu mieszka. Proszę mnie puścić. Obiecuję, że więcej mnie pan nie zobaczy — wydusiła, zanosząc się płaczem.
Kamyki trzęsły się coraz bardziej, co oznaczało tylko jedno. Dziewczyna nie była takim zwykłym zagubionym człowieczkiem.
— Drogi Harrordzie, chyba nie tak należy przyjmować gości — odezwałam się spokojnym głosem.
Oboje spojrzeli na mnie. Strach w oczach dziewczyny pogłębił się jeszcze bardziej.
— Panno Rose, znalazłem ją skradając się w ogrodzie. Pewnie chciała coś ukraść.
Pokręciłam lekko głową z przymkniętymi oczami.
— To nie zmienia faktu, że jest naszym gościem. Więc proszę, puść ją.
Mężczyzna niechętnie wykonał moją prośbę, dziewczyna stała dalej w tym samym miejscu, ze strachem w oczach.
— Nie bój się — powiedziałam, podchodząc do niej.
Stanęłam obok niej i położyłam lewą rękę na jej plecach, prawą wskazując otwarte drzwi.
— Proszę, wejdź. Przebyłaś długą drogę. Na pewno jesteś głodna.
Kamienie powoli uspokoiły się i dziewczyna kiwnęła tylko głową.
Weszłyśmy do środka.
Usadowiłam nowoprzybyłą za stołem w jadalni.
Woźnica przyszedł za nami.
— Dotrzymasz towarzystwa naszemu gościowi? — zapytałam z uśmiechem na twarzy, chociaż wcale nie było to pytanie.
Woźnica mruknął coś pod nosem, ale nie przejęłam się tym zbytnio, gdyż już zdążyłam zniknąć za drzwiami prowadzącymi do kuchni.
Wróciłam z tacą, na której znajdowała się miska ciepłej owsianki z owocami, trochę pieczywa, konfitura i filiżanka z herbatą. Położyłam to wszystko przed dziewczyną.
— Proszę się częstować — powiedziałam przyjaźnie. — Jakby jeszcze miała na coś ochotę, to powiedz. Postaram się to przynieść.
Nowoprzybyła popatrzyła na mnie wielkimi oczami, po czym udało jej się z siebie wydusić:
— Nie naprawdę, to będzie aż nadto.
Uśmiechnęłam się łagodnie, mając cały czas z tyłu głowy, że wypadałoby powiedzieć o dziewczynie Vladimirowi, zanim się z nim spotka. Inaczej mogłoby to doprowadzić do bardzo niemiłej sytuacji. Skrzywiłam się lekko, przypominając sobie, co się stało z ostatnim nieszczęśnikiem, który zawędrował na teren rezydencji, myśląc, że łatwo się obłowi.
— Harrordzie, będziesz tak miły i poinformujesz Vladimira, że mamy gościa? — zapytałam, zwracając się do mężczyzny spokojnym głosem.
— Oczywiście Panno Rose — odpowiedział mężczyzna, lekko pochylając się.
Kiedy mężczyzna zamknął za sobą drzwi, spojrzałam na dziewczynę, która zabrała się łapczywie za jedzenie.
— Jak ci na imię?
— Kate — powiedziała nieśmiało.
— Miło cię poznać Kate, ja jestem An, Harrorda już poznałaś, to nasz woźnica, może i jest czasami trochę przerażający, ale to dobry człowiek. I jest jeszcze pan domu, nasz gospodarz Vladimir.
Dziewczyna spojrzała na mnie, przekrzywiając głowę.
— To pani nie właścicielką tego dworu? — zapytała z pełnymi ustami.
— Ja? Skądże znowu. Jestem tylko zwykłym zarządcą.
Kate rozglądnęła się po jadalni.
— To musi być cudowne mieszkać w takim wspaniałym domu.
— Ma to swoje plusy i minusy, ale nie zaprzeczę, jest bardzo miło mieć w końcu kawałek dachu nad głową, który można uznać za swój własny. Zresztą sama się za niedługo przekonasz.
Dziewczyna otworzyła usta pełne owsianki, jakby chciała cos powiedzieć, ale do pokoju wszedł woźnica.
— Pan Vladimir chce zamienić z panią parę słów w salonie.
Westchnęłam, wstając z krzesła, po czym spojrzałam na dziewczynę z lekkim uśmiechem, mówiąc:
— Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
Kiedy weszłam do salonu, czekał już tam na mnie Vladimir, który stał odwrócony do mnie plecami.
— Chciałeś ze mną rozmawiać.
Mężczyzna odwrócił się do mnie. Nie wyglądała na zbytnio zadowolonego, cóż mogłam się tego spodziewać.
— Możesz mi powiedzieć, dlaczego urządzasz w moim domu przytułek dla przybłęd?
Już po tym zdaniu zdałam sobie sprawę, że będzie ciężko, ale westchnęłam lekko, skracając pomiędzy nami dystans.
— Spokojnie Vladimirze, wszystko ci wytłumaczę.
— Czekam na to.
Z jego postury i barwy głosu nie wynikało, że nie dam rady podejść go na litość, ale zawsze warto było spróbować.
— Ta dziewczyna potrzebuje pomocy. Ona nie ma nikogo. Jest zagubiona na tym świecie. Tak jak my kiedyś.
— I? — zapytał, podnosząc jedną brew.
— Musimy jej pomóc.
— Nie musimy.
Pomimo ostrego tonu wampira zebrałam w sobie odwagę, żeby podejść do niego jeszcze bliżej i chwycić go za ramię.
— Vladimirze, proszę cię — zaczęłam błagalnym głosem.
Wampir spojrzał przez moment w moje oczy, jednak szybko odwrócił wzrok.
— Zrozum, jestem odpowiedzialny za bezpieczeństwo mieszkańców rezydencji, w tym też twoje. Nie pozwolę, żeby coś wam się stało, a ona jest potencjalnym zagrożeniem.
— Większym będzie, jeśli pozwolimy jej odejść, to młoda czarownica.
Vladimir westchnął, w tym momencie moja decyzja o zabranie dziewczyny do środka rezydencji musiała nabrać w końcu dla niego więcej sensu.
— Rozumiem, że poczuwasz się do obowiązku wobec swojej młodszej siostry krwi, ale to nie zmienia tego, że nie może tu zostać.
— Ona nie panuje nad swoją mocą. Może zrobić krzywdę komuś albo sobie.
W tym momencie w Vladimirze coś przeskoczyło. Jego spojrzenie stało się lodowate.
— I dlatego uważasz, że trzymanie ją razem z nami pod jednym dachem to świetny pomysł? Powinszować! — wykrzyknął. — Jak na zarządcę jesteś bardzo nieodpowiedzialna. Przypomnisz mi, za co ci w ogóle płace?
— Ona potrzebuje pomocy — próbowałam, powiedzieć najłagodniej jak tylko potrafiłam, ale powoli puszczały mi nerwy.
— Ty też, bo ewidentnie masz coś nie po kolei!
W tym momencie nie wytrzymała.
— Nie rozumiesz, że martwię się o nią, bo jest taka jak ja kiedyś! — krzyknęłam.
— A czy ty nie rozumiesz, że chcę cię chronić, bo cię kocham.
Zamarłam. W jednej chwili wszystko, co miałam powiedzieć, umknęło mi z głowy. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie znalazłam właściwych słów, więc tylko wydukałam:
— Co ty powiedziałeś?
Vladimir wydawał się równie zaskoczony, tym co powiedział, jak ja.
— Ja... — zaczął, jednak nie zdążył dokończyć odpowiedzi na moje pytanie, ponieważ usłyszeliśmy trzask frontowych drzwi.
Spojrzeliśmy na siebie, momentalnie rozumiejąc, co właśnie się stało i jakie konsekwencji może to za sobą pociągnąć.
Niewiele myśląc, wybiegliśmy z salonu i rzuciliśmy się przez frontowe drzwi. Kiedy wybiegliśmy na zewnątrz, zastaliśmy tam zapłakaną dziewczynę.
— Kate! Zaczekaj! — krzyknęłam w jej stronę, dając Vladimirowi znak, żeby pozostał z tyłu.
Dziewczyna obróciła się w moją stronę. Kamienie koło niej zaczęły drżeć.
— Zostaw mnie! — krzyknęła w emocjach, kiedy powoli podchodziłam do niej.
— Kate, proszę cię. Chcemy ci pomóc...
— Nie chcecie! Jesteście tacy sami jak wszyscy! Macie mnie za potwora!
Powiedziała, a parę kamieni uniosło się wokół niej i zaczęły wystrzeliwać w różne strony. Jeden z nich uderzył mnie w głowę. Poczułam nagły ból i zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Usłyszałam, jak Vladimir krzyczy moje imię, po czym usłyszałam stukot jego butów o schody rezydencji.
— Ty, ty, ty jesteś wampirem?! — usłyszałam stłumiony pisk dziewczyny.
Wiedziałam, co będzie następne, Nie chciałam, żeby dziewczynie stała się jakaś krzywda.
Mężczyzna był już parę kroków przede mną, kiedy wyciągnęłam rękę w jego stronę.
— Stój! — krzyknęłam w stronę mężczyzny, który nagle znieruchomiał w miejscu.
Dopiero kiedy trochę oprzytomniałam i zobaczyłam zastygniętego w ruchu mężczyznę, rozumiałam, co zrobiłam.
— Przepraszam Vladimirze, wyszłam trochę z wprawy — powiedziałam, wykonując ruch dłonią, który uwolnił mężczyznę z paraliżu.
Mężczyzna obrócił się lekko w moją stronę, stając bokiem pomiędzy nami.
— Czy ty... — zaczęła dziewczyna.
— Tak — powiedziałam, rozkładając ręce, co spowodowało, że kamienie opadły — Jestem taka jak ty. Wszyscy tutaj jesteśmy tacy jak ty. Zagubieni, samotni, ale w tej rezydencji znaleźliśmy schronienie. Pozwól, żeby to miejsce stało się i twoim domem.
Dziewczyna otarła łzy brudnym rękawem.
Podeszłam powoli do niej, cały czas czując za sobą Vladimira i przytuliłam ja mocno.
— Witaj w domu.
Razem weszliśmy do środka, gdzie czekał już na nas woźnica.
— Przepraszam — powiedział, gdy tylko nas zobaczył. — Poprosiła o szklankę wody, a gdy wróciłem, już jej nie było.
— Nic się nie stało. Harrordzie proszę, przynieś z pralni jakąś czystą koszulę nocną dla Kate i coś do ubrania na jutro. — powiedziałam, puszczając powoli dziewczynę, po czym zwróciłam się bezpośrednio do niej, uśmiechając się przyjaźnie. — Zaprowadzę cię do twojego pokoju. Powinnaś odpocząć.
Chwyciłam Kate za rękę i już chciałam odejść w stronę schodów, kiedy poczułam uścisk na nadgarstku.
— Ty zostajesz — usłyszałam stanowczy głos Vladimira. — Harrordzie, zaopiekuj się naszym gościem.
— Oczywiście — odpowiedział woźnica, skłaniając się lekko przed wampirem, następnie zwrócił się do dziewczyny — Proszę za mną.
Puściłam dłoń Kate i chciałam zaprotestować, jednak Vladimir był szybszy.
— A ty pójdziesz ze mną — powiedział, pociągając mnie w stronę salonu.
Weszłam do niego, cały czas czując na dobie dotyk dłoni Vladimira, który zamknął się w lodowatym uścisku na mojej ręce. Mężczyzna posadził mnie na kanapie. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
— Poczekaj tu na mnie — powiedział, po czym wyszedł w pokoju.
W tamtym momencie bardzo chciałam wiedzieć, co siedzi w jego głowie, nie wiem czemu, odczuwałam pewien strach przed tym, co wampir zamierza zrobić. W głowie tworzyłam sobie setki scenariuszy, w jednym z nich nawet widziałam oczyma wyobraźni, jak Vladimir wpada do mojego pokoju, pakuje rzeczy do walizki, a następnie wystawia ją wraz ze mną za próg.
Cóż wielka była moja ulga, kiedy mężczyzna wrócił do mnie nie z walizką pełną moich ubrań, ale miską wody i podręczną apteczką. Wtedy właśnie przypomniała mi się moja rana na czole. Może i lepiej, że nie poszłam w takim stanie z Kate.
Vladimir usiadł obok mnie.
— Nie kłopocz się, to tylko mała rana. Nawet opatrunku nie będę musiała zakładać. Przemyje ją sama — powiedziałam wstając, jednak wampir chwycił mnie stanowczo za rękę i ściągnął, tak że z powrotem opadłam na kanapę.
Mężczyzna bez słowa chwycił delikatnie mnie za żuchwę i podniósł moją głowę, żeby uważniej przypatrzeć się mojej ranie głowy.
— Całe szczęście nie będzie potrzebny opatrunek.
— Mówiłam, ale jak zwykle chciałeś mi zrobić na przekór.
Vladimir wziął zwilżoną chusteczkę, po czym delikatnie przetarł moją ranę. Czułam, jak jego ręce zaczynają się trząść. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, jednak on tylko uśmiechnął się do mnie lekko, po czym cofnął rękę.
— Przepraszam — wyszeptał, zamaczając znowu kawałek materiału.
— Coś nie tak? — zapytałam, kiedy znowu zaczął czyścić moją ranę.
— Nie, wszystko dobrze, tylko... — urwał, po czym odsunął się ode mnie.
Widziałam, jak opuszcza wzrok.
— Twoja krew pachnie tak... inaczej.
Otworzyłam lekko usta ze zdziwienia, nie wiedząc, co powiedzieć.
— Inaczej?
— Tak, krew każdej osoby pachnie i smakuje trochę inaczej. Zależy to min od rasy, jaką reprezentuje dana osoba, ale także jest to indywidualna... predyspozycji.
— A moja jaka jest?
— Słodka, ale przy końcu lekko kwaśna, coś jak ostrężyna.
— Nie brzmi najgorzej — zażartowałam.
— Nie — powiedział półgłosem, patrząc się na mnie.
Mężczyzna nachylił się mocniej w moją stronę, jednak od razu się cofnął.
Uśmiechnęłam się do niego, po czym wyciągnęłam rękę w jego stronę.
— Potrzebujesz jej trochę?
Wampir uśmiechnął się łagodnie do mnie, po czym chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Druga dłoń położył delikatnie na moim czole i nachylając się nade mną, pocałował ją.
— Miałaś już dosyć wrażeń na dziś — powiedział spokojnym głosem, po czym odsunął się ode mnie. — Chodź. Odprowadzę cię do twojego pokoju.
Wstałam powoli, po czym razem wyszliśmy z pokoju idealnie, żeby spotkać na schodach woźnice.
— I ja się ma nasza nowa mieszkanka rezydencji? — zapytał, jako pierwszy Vladimir, co pozytywnie mnie zaskoczyło.
— Przydzieliłem ją do pokoju naprzeciwko sypialni pani Rose — odpowiedział, po czym zwrócił się do mnie. — Tak jak pani kazała, dałem dziewczynie czystą koszulę nocną i coś do ubrania na jutro.
— Dziękuję ci bardzo — powiedziałam, schylając lekko głowę.
— A jeżeli państwo pozwolą, to udam się na spoczynek — powiedział, pochylając się przed nami, po czym ruszył w stronę swojej sypialni umieszczonej obok kuchni.
Podążyliśmy za nim wzrokiem, aż drzwi za nim się nie zamknęły.
Spojrzeliśmy na siebie. Staliśmy tak chwilę, po czym bez słowa ruszyliśmy po schodach.
Mężczyzna odprowadził mnie w ciszy pod drzwi mojego pokoju. Obróciłam się, żeby jak zawsze mu podziękować, jednak kiedy zobaczyłam jego wyraz twarzy, zamarłam w bezruchu. Nie wiedziałam, co się stało, wyglądał na smutnego.
Wyciągnął ostrożnie rękę w moją stronę, po czym delikatnie odsunął moje włosy. Skupił swój wzrok na mojej ranie.
— Nigdy więcej tak nie rób — powiedziała w końcu słabym głosem. — Nigdy więcej. Coś ty sobie myślała. Nie jesteś nieśmiertelna.
Uśmiechnęłam się lekko.
— Tego jeszcze nie wiem — spróbowałam zażartować.
Vladimir chwycił delikatnie moją twarz w obie dłonie. Czułam, jak się trzęsie.
— Proszę cię, nigdy więcej tak nie rób.
Objął mnie mocno i pochylił się nade mną.
— Nigdy więcej, nie każ mi być sam — powiedział, opierając swoje czoło o moje.
Objęłam go mocno za szyje.
— Już nigdy nie będziesz sam.
CZYTASZ
Moonlight Lovers: Pamiętnik róży
FanfictionHistoria Vladimira z gry Moonlightlovers, z czasów, zanim osiadł w rezydencji i zaczął przygarniać pod swoje skrzydła innych zbłąkanych tak jak on.