Wróciłam do pokoju, nie do końca rozumiejąc, co właśnie się wydarzyło pomiędzy mną a Vladimirem. Czemu tak bardzo rozpaczliwie chciałam, żeby ze mną został i co właściwie miał na myśli, mówiąc, że jeszcze na mnie zasłuży? Chociaż teraz wydaje mi się to wszystko tak oczywiste, wtedy nie byłam w stanie zrozumieć, a może bardziej nie chciałam zrozumieć, że coś głębszego może połączyć mnie z tym dziwnym, acz czarującym mężczyzną. W akcie bezradności zaczęłam analizować nasze postawy wobec siebie, jakieś drobne gesty, słowa, które coraz bardziej spychała tę relację na bardziej intymną i za wszelką cenę starałam się jakoś usprawiedliwić nasze poczynania, a to zmęczeniem, a to, że tylko mi się wydawało i cała sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.
Spędziłam niemal całą noc, wyrzucając ze świadomości rzecz tak oczywistą, że na zawsze będzie mi za to wstyd. Jednak na swoją obronę mam dość istotną "rzecz", moja miłość zawsze sprowadzała nieszczęście na tych, których ją obdarzę. Dlatego uparcie trwałam przy moim postanowieniu złożonym dawno temu — ja nie mogę się zakochać.
Zasnęłam dopiero nad ranem. Nie słyszałam, kiedy Vladimir wrócił do posiadłości, ale może to i lepiej. Nie miałabym odwagi zmierzyć się z nim w tamtej chwili. A nawet gdybym jakimś cudem zabrałam na to resztki moich sił, wiem, że nic dobrego by z tego nie wynikło.
Przez cały następny dzień leciało mi wszystko z rąk i na niczym nie mogłam się skupić. Myliłam się w rachunkach, prawie doprowadziłam do prawdziwej katastrofy w mojej pracowni, zapomniałam o gotującej się zupie, zacięłam się w palec przy ścinaniu ziół, nawet wylałam na siebie atrament z kałamarza. Ten dzień był okropny i denerwujący przez to, że nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. A w swoim istnieniu pogubiłam się jeszcze bardziej, kiedy siedząc wieczorem w salonie, drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem.
Odwróciłam się spokojnie w ich stronę, myśląc, że to Harrord czegoś ode mnie chce. Kiedy zobaczyłam stojącego w drzwiach Vladimira, poderwałam się na równe nogi, wypuszczając z dłoń książkę, która upadł z hukiem na podłogę. Nie czytałam jej, nawet to mi dzisiaj nie szło, po prostu patrzyłam się bezmyślnie w litery, które jak na złość nie chciały się składać w jedną całość.
— Witaj — powiedział ze spokojem.
Spojrzałam na niego przestraszona, mnąc suknie w dłoniach.
— Witaj — odpowiedziałam, wbijając wzrok w ziemie.
Wtedy zobaczyłam książkę, która przed chwilą upadł na ziemię. Jak mogłam o niej zapomnieć w ciągu jednego słowa, które mężczyzna zdążył do mnie wypowiedzieć? Szybko schyliłam się po nią, po czym nerwowo przycisnęłam ją do piersi, prostując się.
Mężczyzna spojrzał na mnie pytająco, unosząc jedną brew. Moje rozdrażnienie było tak duże, że nie potrafiłam go nawet przed nim ukryć.
— Coś się stało?
Wpadłam w panikę, nie wiedząc, co mam mu odpowiedzieć. Od razu odrzuciłam pierwszą odpowiedź, jaką była bezpośrednia konfrontacja, nie czułam się na to jeszcze gotowa. Wybrałam więc najgłupszą odpowiedź jaka przyszła mi do głowy.
— Nie jak tylko... Eh...Ja... Chciałabym przejść się do ogrodu. Pójdziesz ze mną?
Nie wiem czemu, ale w tamtym momencie pomyślałam, że świetnie będzie kontynuować nasz wczorajszy pobyt w ogrodzie. I może faktycznie byłoby to idealne, gdyby nie jeden szczegół.
— Ta noc nie jest najlepsza na spacery.
Nie wiem, czy w jego głosie było słychać bardziej rozdrażnienie, czy protekcjonalność. A może nic z tych rzeczy? Może byłam już po prostu przewrażliwiona?
Spojrzałam na jego posągową posturę, która znowu wydała mi się tak odległa, jak wtedy w powozie.
Jego ton na chwilę przyćmił całe moje zagubienie.
— Jeżeli nie chciałeś ze mną iść, wystarczyło powiedzieć "nie". Nie musisz wymyślać wymówek.— rzuciłam, urażona jego słowami, chociaż do końca nie rozumiałam, czemu aż tak bardzo mnie zraniły, w końcu chodziło tylko o głupi spacer, który początkowo miał być tylko odwróceniem uwagi i wcale nie miałam nawet ochoty na niego iść, ale po jego odpowiedzi, jakoś strasznie nabrałam ochotę na przechadzkę.
Odłożyłam książkę na stolik.
— W takim razem pójdę sama — stwierdziłam stanowczo z wysoko uniesioną głową.
Vladimir spojrzał mnie, jakby bił się sam ze sobą, co ma mi odpowiedzieć, kiedy powoli zbliżałam się do niego, a właściwie to do drzwi, przy których stał.
— Nie o to chodzi. Ja po prostu... — zaczął, ale urwał nagle.
Stanęłam przed nim.
— Byłbym zaszczycony, mogąc ci towarzyszyć, ale... Ale nie dzisiaj.
— A to niby dlaczego?
Vladimir uciekł wzrokiem w bok i zamilkł. Spojrzałam na niego ostatni raz, po czym znowu ruszyłam w stronę drzwi. Zanim jednak zdążyłam chwycić za klamkę, usłyszałam za sobą krótką odpowiedź.
— Dlatego, że dzisiaj jest pełnia.
Obróciłam się w jego stronę z pytający spojrzeniem.
Vladimir cały czas uciekał gdzieś wzrokiem.
— Z tego, co mi wiadomo, pełnia nie zabrania ci wychodzić z domu.
Nastał chwila ciszy.
— W sumie trochę zabrania, jestem dość... wyjątkowym okazem swojego gatunku i rani mnie nie tylko światło słoneczne, ale i to księżyca.
Było widać, że mężczyzna był dość zakłopotany tym, co i w jaki sposób powiedział, a ja w tym momencie poczułam się jak największa idiotka świata.
— Oh — zdołałam z siebie wyrzucić, czując jak robię się czerwona. — Przepraszam...
— Nic nie szkodzi, to nie twoja wina, nie mogłaś wiedzieć.
Poczułam nagłą chęć jak najszybszego opuszczenia salonu, a najlepiej rezydencji, a jeszcze lepiej wyprowadzki na ten przeklęty księżyc, żebyśmy przypadkiem się kiedyś nie zobaczyli i nie powróciła pamięci o mojej żenującej wpadce.
— Lepiej będzie, jak już pójdę — powiedziałam, znowu odwracając się w stronę drzwi.
— Poczekaj. Nie chciałabyś zostać i dotrzymać mi towarzystwa?
Było słychać, jak jego głos na chwile załamuje się. Zatrzymałam się bez ruchu, a moje serce zabiło mocniej.
— Ja... Cóż nie sądzę, żebym...
— Zostań ze mną, proszę — usłyszałam za sobą. — Jest za zimno na spacery w ogrodzie, a zwłaszcza samotne.
Zdziwiłam się jego ostatnimi słowami.
— Poza tym jesteś moim zarządcą, a ja chciałem omówić z tobą pewną kwestię — powiedział już z pełną powagą.
Odwróciła się znowu w jego stronę.
Rozmowa o pracy, dziękuję Starzy Bogowie, tylko to mogło mnie w tej chwili uratować, ewentualnie jakiś powóz rezydencja—Księżyc.
— Zamieniam się w słuch — powiedziałam tak spokojnie, jak tylko potrafiłam.
— Nie tutaj. Zapraszam na górę.
Wyszliśmy na piętro i skręciliśmy w lewo w skrzydło, gdzie mieścił się mój gabinet i pokój Vladimira.
— Nie myślisz, że czego tu brakuje? — zapytał nagle mężczyzna, zatrzymując się.
Byłam dość zdziwiona jego pytaniem. Spodziewałam się chyba wszystkiego, ale nie tego, że zaprowadzi mnie do korytarza, żeby zapytać się, czego w nim brakuje. Spojrzałam badawczo po korytarzu, zastanawiając się, czy to nie jest jakiś podstęp, ale nie za bardzo wiedziałam jakiego rodzaju podstępu szukać. Chciałby sprawdzić mój gust do klamek, czy co?
— Hmmm, nie wiem. Trochę pusto tu. Może jakichś obrazów? — rzuciłam pierwszą myśl, jaka wpadł mi do głowy.
— Dokładnie też o tym pomyślałem — powiedział z zadowoleniem Vlad. — Znajdź coś ładnego. Najlepiej martwą naturę albo jakiś pejzaż. W miarę możliwości omijaj portrety, nie chce mieć obcych ludzi powieszonych na ścianie.
Kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem. Nastała pomiędzy nami cisza, a ja czułam na sobie wzrok wampira. Chciałam się od niego jak najszybciej uwolnić, więc postanowiłam kontynuować temat obrazów.
— Tu pasowałaby jakaś misa z owocami — zaczęłam, wskazując na jedną ścianę.
Po czym podeszłam kawałek dalej.
— A tutaj może jakiś pejzaż? Wizerunek miasta nawet by pasował. A może jakiś portu? Tak port nada się idealnie. Już widzę te majestatyczne żaglowce... — powiedziałam, pochłonięta swoją wypowiedzią, cofając się. Nie udało mi się to jednak za bardzo, ponieważ przez nieuwagę wpadłam na Vladimira. Mężczyzna chwycił mnie za ramiona.
— Ostrożnie — usłyszałam jego spokojny głos, czując powolne bicie jego serca.
Odwróciłam się w jego stronę, czując, jak znowu zaczynam się rumienić.
— Przepraszam, jestem dzisiaj jakaś roztrzepana.
— Właśnie zauważyłem — powiedział z lekkim uśmiechem, kładąc mi znowu ręce na ramionach. — Wszystko w porządku?
— Tak, ja po prostu. Dużo czasu spędziłam wczoraj w ogrodzie i chyba się dobrze nie wyspałam.
— Prosiłem cię, żebyś długo tam nie siedziała — powiedział, wzdychając. — Ale to też moja wina. Nie powinienem cię wczoraj tak zostawiać. Na przeprosiny jest już za późno, ale przynajmniej jakoś ci to wynagrodzę. Teraz pójdziesz się wyspać, a jutro wieczorem spędzimy czas wspólnie. Jeżeli pogoda pozwoli, to może nawet przejdziemy się po ogrodzie.
Byłam totalnie zaszokowana jego słowami i jedyne, na co się zebrałam, to na pojedyncze skinienie głową.
— No to świetnie, a teraz odprowadzę Cię do twojego pokoju. Zapraszam — powiedział, wskazując dłonią w stronę mojego pokoju.
Szliśmy powoli i w zupełnej ciszy. Dopiero kiedy dotarliśmy do drzwi mojego pokoju, odwróciłam się w jego stronę, żeby się z nim pożegnać.
— Dobrej nocy — powiedziałam, skłaniając lekko głowę.
Liczyłam, że zrobi to samo jak zawsze, ale tym razem Vladimir chwycił moją dłoń i nachylając się, ucałował ją.
Kolejny raz tego wieczoru stałam w miejscu, bojąc się ruszyć.
Wampir wyprostował się przede mną.
— Dobrej nocy An — powiedział miękko, po czym odwrócił się i zaczął znikać w głębi korytarza.
Stałam tak przez chwile z różną mieszanką uczuć w sobie, zanim otworzyłam drzwi do swojego pokoju. Wtedy nie byłam już taka pewna, czy moje stare postanowienie jest takie trwałe, za jakie je uważam.
CZYTASZ
Moonlight Lovers: Pamiętnik róży
FanfictionHistoria Vladimira z gry Moonlightlovers, z czasów, zanim osiadł w rezydencji i zaczął przygarniać pod swoje skrzydła innych zbłąkanych tak jak on.