Myślennik

1.2K 77 10
                                    

[Pamiętaj, że czytasz draft, który zniknie z Wattpada jak tylko skończę tom 3. Wtedy zacznę prace redakcyjne nad Julkiem. Jeśli masz uwagi, proszę, pisz. Jestem niezmiernie wdzięczna za każdą wskazówkę]

Droga pani doktor, odrabiam zadanie domowe.

Zeszyt kupiony. Na jego wybranie poświęciłam możliwie jak najdłuższą ilość czasu. Zgodnie z wytycznymi odwiedziłam trzy sklepy, w każdym spędziłam przynajmniej dziesięć minut i dopiero wtedy wróciłam po zeszyt, którego okładka skradła moje serce.

Z wyrazami szacunku.

Pola Mileńska.

Jak miło podpisać się własnym imieniem i... Za nazwiskiem zdecydowanie nie tęsknię.

W sumie ten zeszyt nie jest czymś w rodzaju zapisu poczty głosowej, więc może nie powinnam pisać do doktor Thaker, tylko do siebie. Czy to nie wariaci rozmawiają sami ze sobą? Jeśli tak, to jestem pewna, że wariactwo nie atakuje nagle. Nie budzimy się pewnego dnia ze stwierdzeniem, że "od teraz jestem świrem i już". Swoje wariactwo budowałam cegiełka po cegiełce, nie mam wątpliwości, że pewne wydarzenia pomogły mi przeistoczyć się szybciej, i był to ten sam moment kiedy przestałam też udawać, że wszystko jest dobrze.

Teo osłabił mnie, obniżył moją tolerancję i uśpił czujność. Przestałam walczyć z własnymi demonami, bo to on je odganiał. Byliśmy przy nim bezpieczni. Świat zawalił się nagle, a jego zabrakło, kiedy musiałam podnieść się z gruzów. Dzień za dniem, koszmar za koszmarem, atak paniki pierwszy, drugi, trzeci, bez nadziei, że to ten ostatni. Zaprawą z lęku kleiłam świat na nowo.

Źle.

Nie będę zaczynać od początku. Zacznę od teraz.

Po prostu dziś jest przyjemniejsze niż wczoraj. A dziś... Jestem w pracy. Jeszcze trzy miesiące temu nie potrafiłam wyjść z domu, a dziś jestem w pracy! Skończyłam swojego ostatniego przed lunchem pacjenta. Peter zajmuje się młodą kobietą po przeszczepie serca – czekam na niego, na wspólny lunch. Chyba zaczyna tlić się we mnie jakaś ufność wobec niego. Nie. To nie ufność. Moje zaufanie zdobył już jakiś czas temu. Więc co czuję, kiedy on tak po prostu obejmuje tę dziewczynę? Jest podparciem dla jej ciała, które dość długo przeleżało w oczekiwaniu na przeszczep. Dla mnie przecież też jest oparciem. Wsparciem, którego potrzebuję i planem B na te chwile, kiedy doktor Thaker jest poza zasięgiem.

Profesjonalista.

Lubię go.

Coraz bardziej.

Czuję zazdrość, że dotyka tę piękną dziewczynę. Tak! Ona jest piękna! Dzięki pracy potrafię to dostrzec, bo potrafię zobaczyć ją bez zniszczeń wywołanych chorobą. Skoro ja to widzę, Peter też. Nie jestem zazdrosna o Petera, ja też chciałabym ten dotyk przyjmować ot tak, jak ona, po prostu, bez strachu i bez odruchu ucieczki, bez paniki. Chciałabym, a skoro o tym myślę, to znaczy, że jest lepiej. Czyżbym była gotowa pozwolić mu się dotknąć? Do tej pory nie podajemy sobie nawet ręki na powitanie. Nie żeby Peter był w tym wyjątkowy. Ja nie podaję ręki nikomu. Witam się przez skinienie głową i zwykłe hello, lub good morning. Może gdyby znów sam wyszedł z inicjatywą dotknięcia mnie, to tym razem nie zrobiłabym uniku.

Może.

Ale to nie jest w stylu Petera. On wie, że paradoksalnie łączy nas tylko dystans, który nas dzieli. No i Julek go lubi.

Cherubinek w końcu przyzwyczaił się do niani. Nie wiem, czy mi ulżyło. Czuję się zastąpiona, niepotrzebna, ale wolę zostawić go w domu zadowolonego z "ciocią" Lucy niż zapłakanego w żłobku. Nie chciałam zostawiać Julka z kimkolwiek. To doktor Thaker nazwała to wymówką i wygodnym argumentem dla moich lęków. Pomogła mi znaleźć pracę, znalazła też Lucy, kiedy nie potrafiłam rozstać się z synkiem w przedszkolu. Odkąd Lucy zamieszkała z nami, mam mniej ataków paniki. Paradoksalnie wiele z nich miało miejsce tylko dlatego, że bałam się, że wydarzą się przy Julku i go wystraszę. Obecność niani daje mi możliwość schowania się w sypialni i przeczekania najgorszego ze świadomością, że Cherubinek jest pod opieką. Pamiętam jak Teo pierwszy raz nazwał go Cherubinkiem.

Rany Julek! #2 Pola vs TeoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz