~4~

261 17 34
                                    

Chłopcy byli w drodze do swojej szkoły mimo, że na pierwszą lekcje byli już dawno spóźnieni. Obu im kręciło się w głowie i plątały się języki. Marc nawet po drodze wpadł na kosz na śmieci i zaczął go przepraszać.

Ledwo zdążyli na drugie zajęcia, oboje byli zdziwieni kiedy wchodząc do sali zauważyli, że wszyscy siedzą już w ławkach. Lekko podpici chwiejnym krokiem podeszli do ostatniej ławki i zamiast skupiać się na tym, co mówi Pani Mendeleiev , która dopiero co weszła i od przejścia przez próg klasy zaczęła mówić o chemii, młodzież zaczęła ze sobą rozmawiać.

- Zaraz rzygne... - Brunet zakrył usta dłonią jakby już profilaktycznie się przygotowywał.

- Nawet nie mów... Tylko jak już to żeby nikt nie widział, to może problemów nie będzie... - rysownik sam już nie wiedział co mówi.

Nath nie czekał długo, żeby koledze z ławki alkohol uderzył do głowy. Czerwonowłosy poczuł na swojej nodze dłoń przyjaciela.

- Stary, jesteśmy w szkole, nie macaj mnie. - zaśmiał się cicho opieprzając kumpla. Chłopcy zaczęli się przekomarzać

- Anciel, Kurtzberg! - krzyknęła chemiczka. - Co się z wami dzieje? Natychmiast do mnie! - Zaczęła tupać nogą.

Oboje jednoczenie wstali i powoli szli w stronę miejsca wyznaczonego przez Panią Profesor. Pod nogi Nathaniela podwinęła się torba Chloe o którą chłopak chcąc nie chcąc się potknął.

- Uważaj kretynie! Nawet gdybyś rok zbierał na tych swoich rysunkach to byś mi jej nie odkupił!- krzyknęła rozwścieczona blondynka.

Starsza kobieta była już wyraźnie zdenerwowana. Podeszła do uczniów i złapała ich za nadgarstki przyciągając obojga do siebie.

- Nie dość że nie słuchacie to do tego macie dwie lewe nogi! - Kiedy wciągnęła powietrze natychmiast się skrzywiła. - Wy jesteście pijani? Nie wierze! Do dyrektora, natychmiast!

Cała klasa patrzyła na sprawców zamieszania, którzy tylko kiwnęli głową i wyszli. Marinette wstała z ławki.

- Proszę Panią, mogę wyjść do toalety?

- Jasne... - kobieta usiadła przy swoim biurku zażenowana całym zajściem.

Nastolatka wybiegła tak szybko, jak mogła żeby dogonić przyjaciół. Oboje stali już pod gabinetem dyrektora.

- Nath, ostatni raz pije z tobą.

- Przymknij się już, jeszcze ktoś usłyszy...

Marinette zaszła ich od tyłu i uderzyła z otwartej dłoni. Była na nich wściekła.

- Co wam przyszło do głowy żeby przychodzić pijani do szkoły?! - Marc wystraszył się dziewczyny a Nath wybuchł śmiechem.

- To co, Mari, nie pamiętasz już, jak na ostatniej imprezie skończyłaś ledwo przytomna?

- T-To było w weekend! Zresztą wygląda na to, że dyrka nie ma... - Zajrzała przez szybę w drzwiach.

Brunet znowu zakrył usta dłonią i pobiegł do łazienki o mało się nie potykając.

- Nathaniel, ile wypiliście? Twój chłopak wygląda, jakby miał zaraz umrzeć... - Złapała go za rękę i poszła do męskiej toalety.

- Nie tak dużo... Zaraz, mój kto?! My razem? W życiu. - weszli do toalety.

Nath przyszpilił Marinette do ściany nie martwiąc się o to, że obok jest jego przyjaciel który mimo fatalnego stanu wszystko słyszał.

- Pieprzyć Marca, wolę ciebie niż tego geja.- Zaczął całować szyję dziewczyny a ta bojąc się o to, że zostaną nakryci próbowała go odepchnąć. Niestety albo stety chłopak był silniejszy.

Drzwi od kabiny w której siedział brunet otworzyły się a rozwścieczony chłopak wyszedł z niej, spojrzał w oczy Nathanielowi, który nawet nie odsunął się od Marinette.

- Nath. - warknął przez zaciśnięte zęby. - Ty kurwo.

- M-Marc, to nie tak jak ci się wydaje, oboje jesteście pijani i...- Dziewczyna nie zdążyła dokończyć bo osoba która ją właśnie molestowała odezwała się.

- Nie jestem pijany... - odsunął się od Dupain-Cheng i lekko się zachwiał.- I nie będziesz mnie uważał za swoją własność.

- Nie, to Mari nie jest twoją własnością. Chyba zapominasz o istnieniu Adriena.- podszedł do umywalki i przemył twarz wodą

- Mam już was dość, jesteście okropni kiedy się tak zachowujcie tym bardziej, że jesteście spici! Idziemy do mnie! - wyszła z toalety ciągnąc chłopców za sobą.

- A twoi starzy? - zapytał rudzielec

- rodzice są do końca tygodnia u dziadka. O nich się nie martwcie. Głupie pijaczyny...

Po dłuższej chwili chłopcy byli w pokoju dziewczyny a ta przyniosła im wodę.

- Nie wierzę w was. Jesteście najlepszymi przyjaciółmi, a teraz? Co to miało być?! Nie powinniście już pić. Nigdy! A ty - wskazała na ledwo przytomnego pisarza którego wymęczyła podróż. - jakbyś znowu miał wymiotować, to wiesz gdzie jest łazienka.

Następnego dnia żadne z nich nie myślało nawet, żeby iść do szkoły. Nie spali do czwartej próbując przestać się kłócić przez co wstali dopiero po południu.

- Mój łeb... - powiedzieli niemal jednocześnie a Marinette patrzyła na nich z góry siedząc na brzegu łóżka.

- nawet przed snem się nie mogliście opamiętać. - warknęła w ich stronę.

Marc i Nathaniel spojrzeli po sobie, żadne za wiele nie pamiętało.

- Marc dobierał się do Natha a Nath do mnie. - schowała twarz w dłoniach zażenowana. - A teraz wstawać, trzeba was ogarnąć..

- Mari, co się tak właściwie wczoraj stało? Ostatnie co pamiętam to to, jak zostaliśmy wysłani do dyrektora... - Marc zapytał mimo tego, że bał się odpowiedzi.

- Cóż, okazało się, że dyrektora nie ma, ty zacząłeś wymiotować, Nath... No cóż, nie ważne. Nazwałeś Natha k... kurwą

Marc otworzył szerzej oczy. Nie wierzył, że faktycznie mógł coś takiego powiedzieć.

- Mój Boże...! Przepraszam, tak mi głupio.- Spuścił wzrok i syknął z bólu. Kac dawał o sobie znać.

Trzeba było przyznać, że dziewczyna modliła się o morderczego kaca dla tej dwójki po tym, co zrobili. Nathaniel machnął ręką na znak, że nie ma za złe chłopakowi tego, co powiedział. Po krótkiej chwili Nath poczuł wibracje w kieszeni.

- Będę się zmywał, mama do mnie dzwoni.- wstał z łóżka i zarzucił na plecy swój plecak.

- Odprowadzę cię!- Dupain-Cheng poszła z nim do wyjścia. - Marc, ty tutaj zaczekaj. Zaraz wrócę. - Uśmiechnęła się do niego i oboje wyszli.

Chłopak postanowił rozejrzeć się po pokoju, był tam nie pierwszy raz, ale nigdy dokładniej mu się nie przyjrzał. Różowe ściany zdobiły plakaty z blondynem, w którym nastolatka była od lat zakochana. Na biurku porozrzucane leżały przybory krawieckie. Jednak coś się wyróżniało - czarne, ośmiokątne pudełeczko z czerwonymi zdobieniami leżało w otwartej szufladzie. Marc doskonale wiedział, że nie powinien tego nawet dotykać skoro nie jest jego własnością, ale ciekawość była silniejsza. Obok szkatułki leżała karteczka.

"Marinette. 

Chcę, abyś spróbowała naprawić bądź zniszczyć to Miraculum. Jest ono zbyt niebezpieczne do użytku, jeżeli wpadłoby w ręce kogoś niedoświadczonego świat łatwo mógłby pogrążyć się w wielkim chaosie. Mam nadzieje, że zrobisz to co uważasz za słuszne."

- Miraculum? to jakiś żart? - Chłopak otworzył pudełeczko w którym był naszyjnik. Gdy brunet podniósł wzrok zauważył małego smoka.

- Witaj Marc. Nazywam się Longg i będę twoim kwami.


***

Startuje z dłuższymi rozdziałamiii :D 

Boys will be bugsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz