~2~

289 22 19
                                        

- A-Ale... Ona?!

Marc szybko zamknął szkicownik, schował go do swojej torby i wyszedł oburzony z budynku szkoły. Chłopak włączył telefon, kiedy zobaczył, że minęła osiemnasta, zarzucił kaptur na głowę i szybko przyśpieszył kroku. Był już grubo spóźniony, teraz tylko modlił się, aby jego ojca nie było w domu.

Po paru minutach intensywnego biegu wszedł do mieszkania. Zamiast krzyku głowy rodziny przywitała go kłótnia obu rodziców. Nie wiedział już, co było gorsze. Wszedł do swojego pokoju. Ściany w nim były białe a podłogę zdobiła ciemna wykładzina. Meble były głównie czarne i utrzymane w futurystycznym stylu. Wyciągnął książki i zaczął powtarzać materiały z poprzednich zajęć aby przygotować się na poprawki z oblanych sprawdzianów. Nie chciał nawet myśleć, jakie kłopoty mógłby mieć gdyby skończył z chociażby jednym zagrożeniem na koniec roku.

Po dwóch godzinach wszystko zaczynało go rozpraszać, nie potrafił skupić się na nauce. Literki zaczynały się rozmazywać i stawały się coraz mniej wyraźne. Marc natychmiast oprzytomniał kiedy usłyszał dzwonek do drzwi, bał się wyjść jednak po chwili drzwi od jego pokoju same się otworzyły.

- Twoja mama pozwoliła mi wejść.

Chłopak podniósł wzrok znad książek żeby spojrzeć w oczy rudowłosemu. Nathaniel był ostatnią osobą, której się spodziewał.

- Słyszałem, że masz mój szkicownik, mogę go odzyskać? - rysownik uśmiechnął się delikatnie. Marc za to z zupełnie poważnym wyrazem twarzy podał chłopakowi jego własność.

- Jeżeli przyszedłeś tylko po to, to możesz już wyjść. Ale mogłeś mi powiedzieć, że jesteś zakochany w naszej przyjaciółce!- skrzyżował ręce na piersi i przymrużył oczy.

Nie minęła chwila a drzwi od pokoju nastolatka znowu się otworzyły. Tym razem była to jego mama. Kobieta miała długie, ciemne włosy i duże, brązowe oczy. Kontury twarzy miała jeszcze delikatniejsze niż jej syn.

- Marc, mam nadzieję, że nie miałeś zamiaru posyłać kolegi do domu o tej porze i w taką pogodę! - cała trójka spojrzała w stronę okna na którym było widać krople wody. - Chłopcze, zostań na noc, co będziesz po nocy chodził. O tej godzinie Paryż robi się niebezpieczny. - Oparła się o ścianę. Widać było, że była bardzo chuda, dopiero kiedy podniosła wzrok można było zauważyć, że jej oczy były zaczerwienione jakby dopiero skończyła płakać jednak starała się to zatuszować.

- Chętnie zostanę, Pani Anciel!- uśmiechnął się a kobieta wyszła. - chyba niechcący Ci się wprosiłem...

- nie przejmuj się, rodzice by mnie chyba zabili gdybym cię zostawił kiedy się rozpadało. Możesz spać w moim łóżku, pójdę do salonu...

- Oszalałeś? To twój dom, zresztą masz spore łóżko, oboje się zmieścimy. - usiadł na brzegu łóżka i uśmiechnął się do chłopaka.

- A-Ale razem? Gdyby moi rodzice nas zobaczyli... - nie dał rady do kończyć.

- nie dramatyzuj, ciągłe gadasz o swoich rodzicach, nic się nie stanie. Chyba, że ciągle jesteś na mnie zły...

Marc poczuł, jakby się w nim gotowało. Usiadł na drugim końcu łóżka i odwrócił się tyłem do Nathaniela.

- Po pierwsze, nie znasz moich rodziców tyle co ja. A po drugie tak, jestem zły... - ściszył ton i schował twarz w dłoniach. - Dziwi mnie, że nadal się do mnie odzywasz...

- Błagam cię, po prostu zachowujmy się jak dawniej, a teraz dobranoc. - Rudzielec szturchnął delikatnie w ramie czarnowłosego i położył się na łóżku.

- Zaraz... Idziesz już spać? - zapytał zdziwiony jednak nie otrzymał już odpowiedzi. On zazwyczaj kładł się dużo później przez co się nie wysypiał. Tym razem jednak nie czekał długo i sam położył się spać.

Marc obudził się przez kroki na korytarzu, chłopak szybko spojrzał na zegar który wskazywał godzinę piątą. Ojciec nastolatka właśnie wychodził do pracy. Zielonooki poczuł ulgę i nachylił się nad jeszcze śpiącym Nathanielem, wyglądał zupełnie inaczej.

- Ruda sarenka z ciebie, co? - odgarnął mu włosy z twarzy i zaśmiał się cicho, starał się nie mówić za głośno aby go nie obudzić. Chłopak zdawał sobie sprawę, że ich przyjaźń nigdy już nie będzie taka sama. Młodzieniec westchnął cicho bawiąc się kosmykiem włosów śpiącego.

- Musiałeś się zakochać akurat w Marinette...? - szepnął w jego stronę. - wątpię, że odpuści sobie swojego idola. - niepewnie oparł głowę o klatkę piersiową chłopaka. - i że to ja musiałem się zakochać akurat w tobie...

Boys will be bugsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz