Prolog

242 12 3
                                    

Prolog

Zaskrzypiały otwierane drzwi.

‒ Remusie? ‒ kobiecy głos, wysoki z niepokoju, odbił się echem od pustych, brudnych ścian. Zaniedbany dom wyglądał raczej jak jeden ze squotów, niż ‒ do niedawna jeszcze ‒ miejsce pobytu rodziny.
Rozległy się ciche, stłumione przez warstwy rozrzuconych gazet kroki. Szybki stukot damskich butów słychać było najpierw z przedpokoju, potem dźwięk na chwilę umilkł, by znowu rozlec się - tym razem w okolicach salonu.

Wreszcie posiadaczka owego wysokiego głosu dotarła do kuchni i wziąwszy się pod boki spoglądała karcąco na siedzącego na podłodze mężczyznę. Lupin, tak jak jego dom, był w opłakanym stanie. Wszędzie wokół niego stały opróżnione butelki po tanich mugolskich alkoholach.
Remusie Lupin - Hermiona starała się powściągnąć złość ze względu na sytuację, w której znalazł się czarodziej, jednak gdy przypomniała sobie po niej te scenę, z niemałym poczuciem winy skonstatowała, że niezbyt jej się to udało.

‒ Hermiona...

Półprzytomny uśmiech na nieogolonej od bóg wie kiedy twarzy maga, był tak gorzki, że automatycznie uruchomił w niej pokłady współczucia. Hermiona roztrąciła nogą śmieci i przykucnęła przy starym przyjacielu.

Przytuliła go, a zaskoczony Remus usiadł nieco bardziej prosto i również objął ją ramionami. Niespodziewanie dla samego siebie zaczął płakać.

Gdy się uspokoił, kobieta odsunęła się nieco i również usiadła na brudnej podłodze, podkurczając kolana do brody.

‒ Nie możesz doprowadzać się do takiego stanu ‒ zrugała go grożąc mu palcem.

‒ Teddy ‒ wycharkał ochryple Lupin.

‒ Właśnie z jego powodu najbardziej ‒ mruknęła. ‒ W jaki sposób chcesz odzyskać Teddiego, skoro żyjesz w melinie, zapijasz się w trupa i nie wypełniasz obowiązków które narzuciło nam Ministerstwo?
‒ Hermiono... ‒ próbował jej przerwać, ale raz wzburzonej Granger nie dało się potem łatwo zatrzymać.
‒ Jak myślisz, jak czułaby się z tym wszystkim Tonks?

Lupin rzucił gryfonce pełne goryczy i żalu spojrzenie, na co ta trochę się zmiarkowała.
‒ Wybacz Remusie, po prostu strasznie się o ciebie baliśmy... Rozprawa w sądzie rodzinnym jest już jutro, a ty...

‒ To jutro? ‒ Wilkołak poderwał się na równe nogi.

‒ Tak. Dlatego przyszłam do ciebie bez zapowiedzi. Ja naprawdę nie lubię włamywać się do cudzych mieszkań, wierz mi lub nie.

Lupin podrapał się po rozczochranych włosach.

‒ Przegramy tę sprawę.

Hermiona westchnęła.

‒ Niekoniecznie. Ale nawet jeśli... To obiecuję Ci, że jeszcze tego samego dnia zabiorę Teddiego stamtąd. Skoro wyczerpiemy wszystkie legalne sposoby... Nie pozwolę, by tak was traktowano.
Wstała i otrzepała ubranie.

‒ Musimy tu posprzątać. I doprowadzić do ładu ciebie, bo na widok dzikiej grzywy wysoki sąd gotów pomyśleć, że do reszty zwariowałeś. I ‒ wskazała palcem szeregi i rzędy butelek, obdarzając mężczyznę pełnym przygany spojrzeniem ‒ od dzisiaj koniec Z TYM. Bo obiecuje Ci, że sama wparuje tu zamiast opieki społecznej i zabiorę Teodora do siebie.

Lupin pokiwał z zażenowaniem głową.

‒ A co na to wszystko Ron?

‒ Ron? Roześmiała się dziwnie. ‒ Ron jest Ronem i bez względu na to, co myśli, jestem gotowa postawić w waszej sprawie wszystko na jedną kartę. Mam dość przyglądania się, jak usychasz tu z bezradności i zastanawiania się, co dzieje się z waszym synem.

‒ A teraz rusz się ‒ dodała po chwili. ‒ Czas nas nagli.

Hermiona odłożyła na półkę zrobione następnego dnia zdjęcie Remusa i Teddiego - czarodziejskie, ruchome - jedno z ostatnich, jakie udało im się wywołać. Starszy Lupin, cały rozradowany, ściskał na nim długo niewidzianego syna. Teddie zdecydowanie odziedziczył urodę po Nimfadorze. Patrzyła jak chwilę ganiali się po plaży: szczęśliwi, nieświadomi nadchodzącej nawałnicy. Rozejrzała się pospiesznie po mieszkaniu. Tylko najpotrzebniejsze rzeczy, Granger, skarciła się w myślach, gdy jej dłoń z powrotem powędrowała w kierunku zdjęcia Lupinów, jednak mimo wszystko, zabrała je ze sobą.

SuperbohaterowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz