Rozdział 3

113 11 1
                                    

Nimfadora Tonks zginęła pod sam koniec Bitwy o Hogwart: gdy przez błonia niósł się krzyk dziesiątków ludzi:

Sami-Wiecie-Kto nie żyje!

ON nie żyje!

Kto? Harry?

Nie! ON!

Rozwścieczona, zdjęta smutkiem i desperacją Bellatrix Lestrange, stojąc w kręgu wycelowanych w nią różdżek aurorek i autorów, wymierzyła własną, wybierając na swą ostatnią ofiarę znienawidzoną kuzynkę. Bella krzyknęła swoje Avada Kedavra, podczas gdy jedenaście zielonych promieni wystrzeliło w jej kierunku powalając ją na zawsze. Na zawsze również oczy zamknęła w tamtej chwili matka Teddiego.

Hermiona pamiętała, że panowało ogromne zamieszanie. Ludzie biegali, nawołując się wzajemnie. Wyciągano rannych i martwych spod gruzów. Zabezpieczano na szybko naruszone części zamku. Hermiona razem z Harrym i Ronem szli od strony Wrzeszczącej Chaty ‒ byli cali we krwi Snape'a (Hermiona długo próbowała uciskać ranę i rzucała po kolei wszystkie znane jej zaklęcia leczące, jednak na próżno). Wyszli zza wzniesienia na rozległy płaski teren hogwarckiej łąki. Wtedy ich zobaczyła. Pośród wielu tulących się, radosnych par i grupek ludzi, Remus Lupin klęczał i trzymał w ramionach bezwładne ciało Tonks.

Hermiona patrzyła teraz na mężczyznę: zmarszczone czoło, ściągnięte brwi ‒ dokładnie tak wyglądał kilkanaście lat temu gdy wpatrywał się w pogrążonego w błogiej nieświadomości snu Teddiego. Była wtedy tuż za nim, stała z dłonią na jego ramieniu, gotowa służyć mu pomocą, radą, ramieniem, na którym mógłby się wypłakać. Żal jej było tego zrozpaczonego mężczyzny, ale ponad wszystko litowała się nad osieroconym Teddiem. Tonks nawet nie miało tam być. Co u licha podkusiło tę kobietę do tak nieodpowiedzialnej decyzji? Cały czas nie potrafiła zrozumieć tej decyzji Nimfadory: zostawiła syna by dołączyć do walczących o Hogwart. Może w ten sposób starała się zadbać o jego przyszłość? Może silniejsza była jej dusza awanturniczki? Może czuła się w obowiązku, jak wiele innych matek, jak choćby Molly, stanąć w obronie lepszego jutra? Hermiona pamiętała jednak, że patrząc na słodkie, pulchniutkie ciałko zwinięte w kołysce, nie miałaby serca zostawić go na łaskę i niełaskę tego świata: w tamtej chwili poczuła się w obowiązku kochać Teodora w imieniu jego zmarłej matki, by nigdy nie odczuł zbyt mocno tej nieświadomej straty.

Teraz Lupin siedział w fotelu ich salonu, z nietęgą miną popatrywał na stojącą pod oknem kobietę.
‒ Czego od nas chcesz? ‒ zapytała Hermiona obcesowo, co zważywszy na okoliczności, było i tak mocno stonowaną reakcją.

Julia Heart, czy też kobieta, która się za nią podawała, spojrzała na nią pobłażliwie.
‒ Nie jesteś z policji ani na nas nie doniosłaś ‒ powiedziała stanowczo Hermiona. ‒ Gdyby tak było, dawno zjawiliby się tu odpowiedni funkcjonariusze.

‒ Skąd ta pewność, że się nie zjawią? ‒ zapytała ze słodką miną Julia.

Hermiona westchnęła. Złość zaczynała wygrywać w niej walkę ze zrezygnowaniem i powoli czoła, że traci nad sobą kontrolę.

‒ Bo aresztowania czarodziejów wyglądają według ścisłej procedury: szybka, niespodziewana akcja: zero fałszywych alarmów, zapowiedzi czy przedstawiania nakazu. Zero pogawędek i wyjaśnień. Czarodzieje na glebę, kajdanki na ręce, zrewidować, zapakować do wozu i wywieźć do magicznego aresztu. Każda inna wersja jest daniem szansy nam, magom na teleportację lub atak. Gdybyś, droga sąsiadko, miała cokolwiek wspólnego z wymiarem sprawiedliwości lub organami ścigania, potrafiłabyś wymienić to wszystko bez zająknięcia.

Julia Heart patrzyła na młodszą kobietę spod uniesionych brwi.

‒ A ty, jeśli można wiedzieć, skąd masz te informacje?

SuperbohaterowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz