Harry odchrząknął.
Wciąż nie potrafił uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał.
‒ Jak niby wy... ‒ zaczął elokwentnie, ale drwiący uśmiech, który posłał mu wspierający się na swojej ozdobnej lasce Lucjusz Malfoy skutecznie zamknął mu usta.
‒ Severus rzeczywiście miał rację, ty jesteś ograniczony, Potter ‒ warknął zniecierpliwiony. ‒ Naprawdę nie mam pojęcia, jak udało ci się pokonać Czarnego Pana, który też do geniuszy nie należał, ale jednak...
‒ Po to wzywałaś nas tu Rose? ‒ ton głosu Narcyzy pełen był osobistego zawodu.
Pani Granger pokręciła z zapałem głową.
‒ Poczekajcie. Dajcie mu cokolwiek powiedzieć. Chłopak się speszył... Sami pomyślcie przez chwilę, zamiast obwiniać wszystkich wokół o nieudacznictwo i pustomózgowie ‒ ostatnie zdanie dodała półgębkiem, ale Harry był pewien, że cała trójka blond czarodziejów wyraźnie usłyszała każde słowo.
Zapadła chwila intensywnego milczenia, którą wreszcie przerwał śmiech Draco.
‒ Myślałeś, że dla dobra własnych tyłków nie jesteśmy w stanie układać się z mugolami?
Harry zmierzył rówieśnika wzrokiem.
‒ Z mojej perspektywy upadliście już na tyle nisko, że prędzej podejrzewałbym was o kolaborację niż otwarty bunt...
‒ A kto tu mówi o otwartym buncie? ‒ Lucjusz zaśmiał się i zajął miejsce w wolnym, stojącym koło kominka fotelu. Miał na sobie coś w rodzaju zielonego, wyszywanego srebrną nicią szlafroka, spod którego wystawał bujny żabot spięty szmaragdem wielkości sporej śliwki.
Pani Granger wywróciła oczami. Wcale nie próbowała się kryć ze swoją irytacją.
‒ Może przejdźmy już do rzeczy, zanim atmosfera zrobi się trochę bardziej gorąca... ‒ zaproponował ugodowo pan Granger.
‒ Panie Granger, czy może mi pan łaskawie wyjaśnić...
‒ Och, Howardzie, zrób przyjemność dziecku i wytłumacz ile jest dwa dodać dwa ‒ zakpił ponownie Lucjusz.
‒ A tak myślałam, tak czułam, że wzywanie was tutaj nie było dobrym pomysłem ‒ Rose Granger uniosła palec wskazujący do góry.
Narcyza westchnęła.
‒ Oni mają rację, Lucjuszu. Powinieneś zejść nieco z tonu. Jesteśmy tu gośćmi, więc wypadałoby, cóż, chociażby przez wzgląd na nasze pochodzenie, zachować minimum klasy... ‒ całość wypowiedziana została tonem tak pretensjonalnym, że bez względu na intencje pani Malfoy, jej mowa zabrzmiała jak obelga.
Po Grangerach zdawało się to spływać ‒ widać przywykli już do specyficznego sposobu bycia tych trojga.
‒ Jak najbardziej Narcyzo ‒ Rose Granger powiedziała sucho, ‒ wszystkim nam zależy na załatwieniu spraw, więc odrobina klasy i kooperacji naprawdę nie zaszkodzi. Usiądźcie. I ty też, Harry. Mamy wspólny cel, więc proszę, nie rozdrapujcie starych ran.
Harry zmarszczył brwi, ale postanowił, że wytrzyma wszystko, byleby tylko mieć to jak najszybciej z głowy. A jeśli to, przez co miał przejść było choć trochę warte zachodu, to co mu szkodziło spróbować? W końcu ryzykował tylko swoim własnym, marnym życiem.
***
Remus usiadł na brzegu łóżka syna. Już dawno tego nie robił ‒ Ted rósł i rósł aż ‒ niepostrzeżenie ‒ wydoroślał. Nie potrzebował już buziaków na dobranoc, okrywania kołderką i kołysanek. Patrzył teraz na ojca z uniesionymi brwiami.
CZYTASZ
Superbohaterowie
FanfictionPo wygranej wojnie z Voldemortem, Ministerstwo Magii zostaje postawione pod ścianą przez rząd brytyjski. W efekcie życie magicznych obywateli Zjednoczonego Królestwa, stopniowo zamienia się w koszmar. Wszystko, co zawiera to opowiadanie jest fikcją...