Keyla, dzień wcześniej
Zatrzymujemy się pod hotelem i w końcu rozumiem o co chodziło. Mogłam się domyśleć wcześniej, było to dość oczywiste. Nie ma lepszej rzeczy niż wysłanie córki do przeszłych potencjalnych teściów, by przypomnieć jej, że zjebała układany od wieki wieków plan. Genialny plan połączenia rodzin i wzbogaceniu się. Ach ta rodzicielska miłość. Dylan uśmiechnięty z walizkami pod pachą żegna się z taksówkarzem, słychać pisk opon i już go nie ma. Byłam tu. Byłam tu nie raz, nie dwa. Urokliwe miejsce, to muszę przyznać, ale go nie lubię, większość wspomnień jest mało przyjemnych, prócz wymykania się z Nathanielem do baru i "upijaniem" na plaży. Mieli to gdzieś póki wyglądało to jakbyśmy zamierzali się spiknąć. Ale do tego nie doszło i już raczej nie dojdzie (nie żebym chciała). Ścieżka z kamiennych płyt prowadzi do przeszklonego wejścia, a po ściance spływa woda, rzekomo kojąco. Lobby jest zachowane w ładnych odcieniach brązu i pomarańczy, ale nie jest przytłaczająco (nawet gdy się obracasz w kółko po kilku drinkach nie jest ci nie dobrze). Ktoś otwiera mi drzwi i przejmuje bagaże od szatyna, za ladą stoi ta sama dziewczyna co parę lat temu.
- Witam - rzucam, na co podnosi wzrok i uśmiecha się niezręcznie, była (a może wciąż jest) zauroczona w Nathanielu i niestety próbowała mi to pokazać wygłupiając się mocno. Ale kto by się tym przejmował?
- Dzień dobry - skinęła głową i odwróciła wzrok.
- Otwarty już?
- Tak - odpowiada szybko, bez wskazania wie o co pytam.
- Dzięki - mówię po czym się oddalam.
- Keyla! Gdzie idziesz? - woła za mną Dylan.
- Gdzieś. - wykrzykuje i znikam za drzwiami pojawiając się w pięknie (i elegancko) urządzonym barze. Rzecz jasna idealnie wyposażonym. Wiem, że jest naprawdę wcześnie, tak mało kulturalnie a już na pewno nie elegancko, że damie nie przystoi i inne temu podobne bzdury. Nie mam problemu z tym, może delikatnie tak od nich uciekam, ale lepsze to niżeli zwariować, czyż nie?
Dylan znalazł mnie po dwóch i pół drinku, a na jego widok nabrałam ochoty by dokończyć trzeci jednym chlustem, nie zrobiłam tego bo tak nieładnie, zamiast tego chwyciłam torebkę pod pachę i zamierzałam się przenieść, może do innego stolika?
- Keyla? - odezwał się gdy już stałam.- Hm? - zrobiłam parę kroków.
- Znowu uciekasz? - nie podniósł się, a głos miał tak ze trzy razy mniej radosno- wkurzający niż zwykle. Jest zmęczony przeze mnie czy przez podróż?
- Nie, ale nie potrzebuję teraz twojego towarzystwa. Wcześniej też nie - ostatnie słowa wypowiadam ciszej.
- Och, jasne. - mruczy w odpowiedzi. - Nie rób afer - patrzę na niego z ukosa - twoja zasada - nawet na mnie nie spojrzał.
- Cokolwiek. - odchodzę od niego, wychodzę z baru, a później z budynku zostawiając buty w lobby, dziewczyna nie zareagowała. najwidoczniej nikomu się nie chce dziś na mnie tracić nerwów. Ciekawe jakby było tu przyjechać z Lukiem, powinnam go tu kiedyś zabrać, szkoda, że nawet nie może teraz odebrać. - Oh Keyla w co ty się wkopałaś? - pytam samą siebie, na głos, ale jak się okazuje prywatna plaża wcale nie zapewnia prywatności.
- Zapewne w coś nieoczywistego i trochę porąbanego - stwierdził ktoś w odpowiedzi. A raczej, nie ktoś, tylko Nathaniel. Odwracam się w jego stronę. Zmienił się, ale nie aż tak bardzo, spoważniał, lub wydoroślał, a może zmężniał? nie jestem pewna, coś z tego albo wszystko na raz.
- Co ty tu robisz? - powinnam zacząć od "hej, dawno się nie widzieliśmy!", prawa?
- Na plaży swojego hotelu? - unosi brew, a ja śmieję się z własnej głupoty.
- Już jest twój?
- Prawie.
- Gratuluję. - z powrotem spoglądam na wodę, fale, rozbijające się o kamienie. Stanął obok mnie, posturą nie przypomina Dylana, co sprawia, że czuję się inaczej, choć nie wiem czy inaczej znaczy lepiej.
- To przyznasz się co takiego zrobiłaś czy muszę cię wpierw upić? - kuję mnie palcem w bok.
- Już piłam - zanosi się śmiechem.
- To szybko, nawet jak na ciebie. - Siada na piasku, idę w jego ślady.
- Dzięki - odpowiadam z przekąsem.
- Nie ma za co. - udaje, że się kłania. - To...? - wzdycham, a następnie macham mu dłonią przed oczyma. - Och. - wydaje z siebie bliżej niezidentyfikowany odgłos.
- No wiem. - chowam głowę między kolanami.
- Źle cię traktuje? - pyta poważnie, choć łagodnie.
- Nie. - kiwa głową - W zasadzie to ja go traktuje go gorzej, niż on mnie. - Dodaję po chwili.
- Ty? Agresywna?
- Jak już to wredna. Nie lubię go. - stwierdzam, zgodnie z prawdą.
- Ale go poślubiłaś, czyż nie?
- Tak po prostu wyszło, nie chciałam tego robić.
- Rodzice? - śmieję się.
- Nie, oni wciąż chyba marzą o tobie jako zięciu. - jego twarz przybiera zaskoczony wyraz.
- Dlatego tu jesteś? - pyta prosto z mostu, doskonale wie, że nie przyjechałabym tu sama.
- Dokładnie dlatego. - chwyta mnie za dłoń i pomaga wstać, patrzę na niego zaskoczona. - A ty co?
- Jak to co? Muszę go poznać. - ciągnie mnie w stronę budowli. Jest zdecydowanie silniejszy niż poprzednio.
- Może lepiej nie? Albo jutro? Jutro brzmi super, a dziś nadróbmy zaległości, muszę sprawdzić jak słaba jest twoja głowa tym razem.
- Okej, przegraną masz jak w banku - ruszyliśmy na lewo, do tej "lepszej" części mieszkalnej. Do jego mieszkania, by w sypialni na podłodze śmiać się ze 'starych' czasów. Nic więcej.
~~~
Do następnego!
YOU ARE READING
Białe Noce
RomancePrzez całkowity przypadek wzięłam ślub z gościem, którego nawet nie specjalnie lubię. Pora na dwa okropne lata. UWAGA: Pojawiają się przekleństwa oraz drastyczne sceny. Przedstawione wydarzenia nie są zgodne z obowiązującym prawem (chyba, nie znam...