Rozdział 4

335 21 27
                                    

Noah Smith- Krukonka z mugolskiej rodziny. Pewna siebie, dojrzała emocjonalnie i asertywna. Czarne niczym smoła włosy, szmaragdowe oczy i iskrzące w nich wesołe promyki dodają jej uroku. Aura tajemniczości, którą rozsiewa wokół siebie, gdy dumnie kroczy po korytarzach Hogwartu przyciąga wzrok.

Wredna szlama.

Malfoy nie krył wstrętu widząc dziewczynę, która dziarskim krokiem zmierzała na eliksiry. Przeszła tuż przed jego nosem, zadzierając podbródek chcąc pokazać, że nic nie robi sobie z jego zdania wobec mugoli. Że jest ponad to. No cóż, chyba jej się udało. Tylko, że najwyraźniej go wkurzyła. Jeszcze bardziej.

Wredna szlama zadzierająca nosa!

Wywrócił oczami, chociaż nie mogła już tego zobaczyć. Ruszył za nią. Tylko kilka kroków dzieliło go od dziewczyny. Patrzył jak jej długie i gęste włosy kołyszą się w rytm stawianych kroków.

Zastanawiał się, jak przez te wszystkie lata skakali sobie nawzajem do gardeł. On ją zaczepiał, a ona odgryzała się ze zdwojoną siłą. Trudno ją rozgryźć. Nie widział też, żeby miała dużo przyjaciół.

Typ samotnika. Idealnie.

Emanuje z niej siła. Zbyt duża jak na jego oko. Nie będzie łatwym celem. Będzie stawiać opór. Ale czy ma wybór? Czy w ogóle kiedykolwiek go ma? Musi spełnić swoje zadanie. Inaczej konsekwencje mogą być ogromne. Dostanie się jemu albo jego rodzicom. Bardziej martwił się o matkę. Ojciec go nie interesuje. Mógłby zginąć z rąk Czarnego Pana. Wszyscy poczuliby tylko ulgę. Przynajmniej tak mu się wydawało.

Nagle stracił ją z oczu. Zagryzł dolną wargę skonsternowany. Przyspieszył kroku i skręcił za następny róg. W jednej chwili został przyparty do ściany, a znajoma różdżka wbiła się w jego szyję.

Tylko doświadczony obserwator przez ułamek sekundy zdołałby ujrzeć w jego oczach strach i niepewność. Zaraz jednak się opanował i ukrył emocje za obojętnością.

- Noah Smith.

Wychrypiał z kpiną nie próbując się wyrwać. Oboje wiedzieli, że w jednej chwili ich pozycje mogły się odwrócić. Na to jednak mogli trochę poczekać i pomęczyć się nawzajem. Standard.

- Dracon Malfoy.

Odparła spokojnie jakby ważąc brzmienie tych słów. W przeciwieństwie do Ślizgona z jej oczu dało się wyczytać wszystko. Zieleń płonęła groźnie, a źrenice niebezpiecznie się powiększyły. Była wściekła.

- Spóźnimy się na eliksiry, jeśli zamierzasz akurat w tym momencie napadać na mnie w ciemnym zaułku.

Odparł obojętnie. Snape bowiem nie zdziwiłby się, gdyby jego chrześniak nie pojawił się na lekcji. Zawsze mógł zostać wezwany lub odpuścić sobie z powodu złego stanu po spotkaniu.

- W co ty pogrywasz, Malfoy?!

Przycisnęła mocniej różdżkę. Zrobiła to na tyle mocno, że po bladej cerze pociekł szkarłatny płyn. Spojrzała niepewnie w jego obojętne oczy i uniosła wyżej brodę próbując pokazać, że wcale jej to nie martwi. W głębi duszy zlękła się lekko, nie była przekonana jak zareaguje blondyn. Nie musiała długo czekać.

Dracon złapał jej nadgarstek i zacisnął na nim palce z niebywałą siłą. W następnej sekundzie to ona była przyparta do ściany, czując kamienie wbijające się w jej plecy.

Jęknęła cicho, próbując zignorować ból i napięte ciało chłopaka, niemal całkowicie oparte na niej. Odwróciła głowę w bok próbując pogodzić się z porażką. Poczuła zimny oddech, na który bardziej się spięła. Próbowała się wyrwać, ale uchwyt natychmiast się wzmocnił. Teraz na prawdę sprawiał jej ból. Wiedziała, że gdyby o tym wspomniała odsunąłby się. Nie był przecież sadystą. Po prostu czasem nie zdawał sobie sprawy ze swojej siły. Nie chciała, aby czuł satysfakcję z powodu jej słabości. Natychmiast przeniosła spojrzenie na jego twarz. Nie była w stanie nic z niej wyczytać. Jak zwykle nic nie wyrażała. Mogła zobaczyć delikatną pogardę i zaciśnięte zęby. Nic poza tym. Jak zawsze.

- Ze mną nigdy nie pójdzie ci tak łatwo jakbyś chciała, Smith. Nie licz na to.

Westchnęła cicho i wzniosła oczy ku górze, uśmiechając się łagodnie.

- Jesteś pewien?

Spytała chytrze i rozluźniła ciało. Po chwili z korytarza dało się słyszeć kroki. Zaklęcie nagle odciągnęło go od dziewczyny. Widział jej uśmieszek pełen wyższości i władzy nad nim samym.

- Naprawdę myślałeś, że przyprę cię do muru nie mając nikogo w zanadrzu? Jesteś głupszy niż myślałam.

Zaśmiała się sztucznie i powoli oddaliła z miejsca zdarzenia, zmierzając w stronę sali lekcyjnej. Draco odprowadzał ją wzrokiem zdziwiony i unieruchominy. Gotował się w środku z wściekłości, że został wykiwany przez... no właśnie, kogo?

Rozejrzał się dookoła, dostrzegając postać skrytą w cieniu, trzymającą różdżkę w ręku. Malfoy szybko wyciągnął swoją z kieszeni, nie spuszczając wzroku z korytarza. Osoba zaczęła powoli zbliżać się do swojego celu. Oboje w pełni się nie widzieli, mogli tylko snuć domysły na swój temat. Jedno z nich czuło się niepewnie, a drugie szło w stronę ofiary. Pewnie i powoli. Mięli czas. Nikt ich tutaj nie znajdzie. Nikt nie przeszkodzi. Nikt nie uratuje.

Czarodziej wyszedł z cienia, ukazując się blondynowi w całej okazałości. Pora to zakończyć. Tak długo to planowano. Wreszcie będą mogli cieszyć się sukcesem. Nie mogli doczekać się końca. Oboje mięli swoje zadania. Tylko z pozoru różne.

Malfoy wreszcie zobaczył, kto czaił się w mroku.

- Co jest, kurwa?!

Zawsze sam| Dracon MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz