Rozdział 23

115 8 1
                                    

Ja i moja zajebista asertywność. Pogratulować! Kwiatki zaraz rzucą. No cudownie po prostu. Przecież on mnie tam zabije!

Noah Smith biła się z myślami, idąc w stronę lochów. Taszczyła pod pachą stos książek, a za pomocą magii lewitowała pergaminy. Jeden zły ruch i wszystko mogło wylądować na podłodze. Ona jednak nie zaprzątała sobie tym głowy. Jedyne, czym teraz się przejmowała to przebywanie sam na sam ze Ślizgonem. Na jego terenie. Na jego warunkach. Nie mogło wyniknąć z tego nic dobrego.

Skręciła za róg, stając przed wejściem do pokoju wspólnego Slytherinu. Zawahała się. Czy to na pewno bezpieczne? Będą zupełnie sami.

Nikt nie usłyszy moich krzyków.

Pokręciła głową na tą bezsenswną myśl i wyszeptała poprawne hasło. Weszła do pomieszczenia, rozglądając się wokół. Kamienne ściany i kominek, tak typowe dla większości pokojów wspólnych. Zielone lampy zwisające z niskiego stropu i ta dziwna poświata, która tylko wzbudzała w niej niepokój. No i brak okien. Wiedziała, że znajduje się teraz pod jeziorem i ten fakt zupełnie jej nie pocieszył. Obite skórą kanapy wyglądały mrocznie, a jednak miała wrażenie, że są niezwykle wygodne. Poprawiła książki i ruszyła w stronę jednego z kamiennych łuków. Wybrała ten z lewej strony, myśląc że pokoje chłopców znajdują się właśnie tam. Nie pomyliła się.

Chwilę później stała na rozwidleniu korytarza, wpatrując się w różne drzwi. Nie miała zielonego pojęcia, które są właściwe.

- Smith?

Przełknęła gulę w gardle i odwróciła się w stronę głosu. W otwartych drzwiach stał Malfoy i uśmiechał się kpiąco, patrząc na jej lecące z rąk pomoce naukowe. Wyszedł na korytarz i znacząco skinął głową, pozwalając jej wejść.

Zbliżyła się do niego i przeszła przez drzwi, po drodze wdychając charakterystyczny zapach jego perfum.

Na środku pokoju stało łóżko, wyglądające niemal identycznie jak jej własne. Różniły się tylko kolory. W nogach meblu znajdowała się skrzynia. Pod jedną ścianą była szafa na ubrania, a pod drugą niewielki stolik z dwoma krzesłami. Na lewo od drzwi wisiało lustro.
Jego dormitorium świeciło pustką. Jakby wcale tu nie mieszkał i tylko udawał, że jest uczniem Hogwartu.
Na stoliku leżało kilka książek, czarne pióro i pergamin.

Noah nie chciała psuć tego idealnego porządku i zbliżyła się do łóżka, kładąc tam swoje rzeczy. Wzięła się pod boki i spojrzała na chłopaka. Opierał się o framugę drzwi i nie patrzył na nią. Jego wzrok przeszywał ją na wylot. Był nieobecny i mogłoby się wydawać, że obserwuje coś za nią.

- Malfoy.

Rzuciła, patrząc na niego podejrzliwie. Mruknął coś niezrozumiale, kiedy wreszcie skierował na nią swój wzrok. Odbił się od drewna i stanął w pełni wyprostowany. Zdała sobie sprawę, że znalazła się w potrzasku. Górował nad nią fizycznie i to wcale niemało. Z jego ciała biła pewność siebie, a z oczu tak dobrze jej znana obojętność. Przełknęła głośno ślinę i usiadła na skraju łóżka.

- Chwytaj za pióro.


* * *

-Transmutacja Zwiększająca Niemiędzyrzeczowa.
Jest to transmutacja, która zwiększa tylko rozmiary danej rzeczy. Nie zmienia natomiast wyglądu rzeczy (międzyrzeczowa). Transmutację Zwiększającą Niemiędzyrzeczową wykonujemy zaklęciem Engorgio.

Czytała Smith, wertując podręcznik. Malfoy notował jej słowa przy drewnianym stoliczku swoim starannym pismem.

- Przydałoby się coś jeszcze o transmutacji ludzkiej. Mam o tym książkę. Powinna być w kufrze- powiedział pewnie, wskazując na skrzynie przy nogach łóżka.

Noah wstała z wygodnego materaca, przeciągając się. Była cała podrętwiała przez siedzenie w niewygodnej pozycji. Poprawiła materiał spodni i ściągnęła buty, które dotychczas miała na sobie.
Wyczuła natarczywe spojrzenie Dracona.

- Nie patrz tak. Cała podrętwiałam, a nie mam zamiaru siedzieć w butach przez najbliższe kilka godzin.

Chłopak wzruszył ramionami i odchylił się na oparciu krzesła. Zmierzył Krukonkę podejrzliwym spojrzeniem, gdy zbliżyła się do kufra. Przykucnęła niemal tuż obok niego. Poczuł jej lawendowy zapach. Zaczęła szperać, delikatnie wyciągając jego rzeczy na zewnątrz. Chyba bała się coś zniszczyć. Niepotrzebnie. Istotne rzeczy miał ukryte. Nie mogły być na widoku. To byłoby nierozważne.

- Nie ma.

Usiadła na podłodze, patrząc mu w oczy z zadartą głową. Mierzyli się wzrokiem w zupełnym milczeniu.

- Musi być. Sprawdź jeszcze raz.

- Sam zobacz, niedowiarku.

Oparła się plecami o komodę, zakładając ręce na piersi. Ślizgon westchnął i wywrócił oczami. Usiadł obok niej i przerzucał swoje szpargały. Ich uda co chwilę się muskały. W takich chwilach czuli zimne dreszcze. Chociaż jej i tak było zimno. Jezioro robiło swoje. Co chwilę pocierała swoje ramiona, bezskutecznie próbując się ogrzać.

- Nie ma- mruknął.

Dziewczyna uniosła brodę zwycięsko, napotykając mordercze spojrzenie Malfoya. Ten nagle położył dłoń nad nią, opierając się o krawędź mebla. Nadal spoglądali w swoje tęczówki, a on niebezpiecznie się zbliżył. Ich serca wyznaczały nierówne rytmy, które mieszały się ze sobą. I kiedy ich czoła niemal się stykały, a jej ciało napięło się do granic możliwości, on wstał. Spojrzał na nią z góry i odgarnął niesforny kosmyk z czoła.

Otworzył szufladę, która znajdowała się tuż nad głową Krukonki i wyjął z niej szmaragdowy sweter z godłem Slytherinu. Rzucił ubranie na jej podkurczone nogi i zatrzasnął szufladę. Napotkał jej zdziwione spojrzenie.

- Przecież widzę, że ci zimno. Twoja duma nie powinna ucierpieć, jeśli założysz ślizgoński sweter.

Nie zamierzała protestować. W innych okolicznościach nie zgodziłaby się na taki krok. Teraz jednak marzła. Założyła go, czując charakterystyczny zapach chłopaka.

- Dziękuję - wymamrotała, otulając się szczelniej ramionami pod jego czujnym spojrzeniem. Niemal tonęła w przytulnej zieleni.

- Pójdę do biblioteki po tą przeklętą książkę. Będzie potrzebna.

Po tych słowach Malfoy odwrócił się w stronę drzwi i bez słowa wyszedł.

* * *

Noah siedziała na łóżku Ślizgona. Na sobie miała jego sweter i właśnie pisała referat jego atramentem. Wcześniej czuła się nie na miejscu. Teraz odetchnęła z ulgą, zdając sobie sprawę że wszystko jest dobrze. Może nie do końca. A jednak przyjemnie było tak myśleć. Nie skakali sobie do gardeł, co jakiś czas tylko rzucając jakieś sarkastyczne docinki.
Dracon wyszedł jakiś czas temu, a ona postanowiła nie siedzieć bezczynnie.
Przeglądała książki o transmutacji, czekając na jego powrót.

Nagle usłyszała, że ktoś chwyta za klamkę, aby za chwilę ujrzeć przybyłą osobę.

- Dzień dobry, prefekciku! Chciałem tylko... - w drzwiach stanął Blaise Zabini. Na widok Krukonki stanął jak wryty, zmierzył ją spojrzeniem i uśmiechnął się znacząco - No, no! Kogo my tu mamy!

Zawsze sam| Dracon MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz