Rozdział 25

96 7 7
                                    

Wezwania w Malfoy Manor są coraz częstsze. Czasem zbierają się wszyscy, niekiedy tylko kilku Śmierciożerców kręci się po dworze.

Zmierzając do swojego domu, Draco nie wiedział co sądzić o przytłaczającej ciszy, która otaczała budynek. Nikt się nie zjawiał, nie wychodził zza rogu. Szedł sam, wsłuchując się w chrzęst swoich butów na podjeździe. Serce waliło mu zdecydowanie zbyt szybko.

Myślał tylko o Krukonce, która niczego nieświadoma siedzi właśnie w jego dormitorium. Miał nadzieję, że Blaise zajął ją dostatecznie, aby nie zauważyła jego nieobecności, która trwała o wiele za długo na siedzenie w bibliotece.

Stanął przed drzwiami, niepewnie chwytając za gałkę. Wziął głęboki wdech i przekroczył próg, a dwór wchłonął go, nie czekając na pozwolenie.

*  *  *

Blaise wyszedł, posyłając Noah pełne ufności spojrzenie. Jakby chciał się upewnić, że zrozumiała. A ona rozumiała bardzo dobrze i nie zamierzała protestować.

Jedynym problemem było to, że Malfoy nie wracał. Siedziała na jego łóżku, notując dalszą część wypracowania. Wciąż samotna. Nie, żeby jej przeszkadzała jego nieobecność. Przeszkadzało jej to, że znajduje się w dormitorium Dracona Malfoy'a, a wszyscy Ślizgoni zaczęli wstawać i właśnie krzątali się po korytarzach. Bała się, że ktoś tu wejdzie. Tak samo, jak wcześniej wszedł Zabini. Może powinna zabezpieczyć drzwi zaklęciem? Ale co, gdy Dracon już przyjdzie? Co pomyślą inni widząc chłopaka, który dobija się do własnego pokoju?

Siedziała więc, coraz bardziej się denerwując. A co, jeśli coś się stało? Nie bardzo wiedziała, co. Mógł... wpaść na kogoś. Może profesor Snape go potrzebuje? Nie miała pojęcia, co takiego go zatrzymało.
Postanowiła to sprawdzić, bo siedzenie na miejscu raczej nikomu nie pomoże. Wstała w akompaniamencie strzelających kości i rozprostowała obolałe ciało.

Zbliżyła się do drzwi i przystawiła ucho do drewna, nasłuchując. Wydawało jej się, że nikt się tam nie kręci. Panowała szumiąca w uszach cisza, co było dość niepokojące. Mimo to, otworzyła wejście, wychylając się niepewnie na korytarz.

- Proszę, proszę, proszę...

Tubalny głos dobiegł ją zza rogu, przez co podskoczyły wystraszona. Odwróciła głowę w stronę dźwięku i zauważyła postać, wyłaniającą się z mroku. Jej oczom ukazał się Harry Potter, we własnej osobie. W ręku trzymał Pelerynę niewidkę, która szeleściła przy każdym jego ruchu.

- Potter? - zaskoczenie w jej głosie było niemal namacalne. Okularnik był ostatnią osobą, której się tutaj spodziewała. - znowu węszysz? Szukasz haka na Malfoy'a?

Splotła ramiona na piersi i oparła się o kamienną ścianę. Utkwiła wzrok w jego zielonych tęczówkach. Ten jasny odcień gryzł się z ciemnym domem Slytherinu.

- Ostatnio uciekłaś niczym prawdziwy tchórz. Więc liczę na dawkę informacji. A widzę, że masz ich niemało. - znacząco spojrzał na jej klatkę piersiową, a ona przypomniała sobie, że nie zdjęła ślizgońskiego swetra. Zagryzła wargę i w myślach przywaliła sobie w twarz. Jak mogła być tak zapominalska?

- Cóż... Nie sądzę, abym chciała ci się z czegokolwiek zwierzać. Jesteś zbyt wścibski, Potter. Wtykasz nos nie tam, gdzie trzeba. Miło się gadało - sarkastycznie dodała - ale muszę lecieć. Miłego szpiegowania!

Odwróciła się na pięcie i popędziła do wyjścia w podskokach, nie zawracając sobie głowy denerwującym brunetem.

*  *  *

Ale w bibliotece nie było Malfoy'a. Ani na korytarzach, w Wielkiej Sali, na zewnątrz. Nikt też go nie widział, co było co najmniej dziwne.

Krukonka jednak nie chciała drążyć. Wróciła do jego dormitorium, zbierając swoje rzeczy. Zostawił ją jak głupią i bezużyteczną, a ona nie zamierzała dać sobą pomiatać. Ze złością wcisnęła wszystko do skórzanej torby i rozpoczęła długą wspinaczkę po schodach.

Postanowiła zapomnieć i udawać, że Dracon Malfoy nie istnieje. Przez kilka lat wychodziło jej to całkiem dobrze. Dlaczego więc teraz miałoby się nie udać?

Zawsze sam| Dracon MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz