XV - Polowanie

420 61 149
                                    

Czerwone pasmo przecinało niebo, jakby ktoś rozerwał je boleśnie dłońmi, a potem próbował zszyć niezdarnie czarnymi nićmi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Czerwone pasmo przecinało niebo, jakby ktoś rozerwał je boleśnie dłońmi, a potem próbował zszyć niezdarnie czarnymi nićmi. Zachodziło pięknym granatem i krzyknęło gromko, kiedy padł pierwszy grzmot. Will obserwował katatonię dźwięków i obrazów gniewnej natury nie z lękiem, lecz zafascynowaniem. Jego niebieskie oczy mieszały się z szarością chmur i wkrótce przybrały podobny odcień, jakby niebiosa narzuciły na niego klątwę. Drobny deszcz zraszał jego policzki i rozgrzane czoło, na której widniała tożsama, podłużna blizna. 

Bóg przeciął niebo, zwiastując nawałnicę. 

Aidan pochylał się przyczajony pod murem z kruchego piaskowca i przeszukiwał wzrokiem teren, mając w gotowości broń. Zawiał mocny wiatr i ostry piasek zawirował w powietrzu, raniąc wrażliwe oczy. Dzielnica zdawała się wyludniona. Wąskie uliczki usłane były śmieciami, kawałkami metalu i podartymi szmatami, a domy przypominały niewielkie lepianki, zbudowane z glinianych cegieł. 

— Skończyłeś? – popędzał Grahama, który właśnie zakrywał motor wielkim liściem palmy. – Nie mamy za dużo czasu, zaraz będzie tu piekło.

— Tego właśnie potrzebujemy. Piekła – odparł brunet i nachylony skradał się w stronę kolegi. 

— Cóż, w zamieszaniu i hałasie łatwiej kogoś zabić – szatyn wzruszył ramionami obojętnie.

— Bardzo lekko traktujesz to, co chcemy zrobić. 

— A czy to właściwa pora na zastanawianie się nad swoją moralnością? 

— Phi – parsknął cicho William – wcale nie jesteś tak inny od Hannibala, jak myślałem. 

— Ty chcesz kogoś zabić, ja jestem tutaj z ciekawości.

— O tym mówię.

Aidan posłał mu przebiegły uśmiech i posunął się parę kroków w przód. Niebo ponownie zawyło, a z ciemnych chmur lunęło deszczem. Podbiegli pod dach jednego z bunkrów. Will zajrzał przez niewielkie okienko, po czym poczekał na pojedynczy grzmot, by wybić szybę. Kolba pistoletu trafiła z dużą siłą w wadliwą rysę na szkle, a to pękło natychmiast, pozostawiając ostre niedobitki w ramach. Szybkim ruchem ramienia oczyścił dalszą część drogi i wspiął się cicho, stawiając stopy uważnie, aby nie narobić zbędnego hałasu. Drugi profiler robił to samo i wkrótce obaj byli już w ciemnym pomieszczeniu wyładowanym drewnianymi skrzyniami. 

— To marihuana – powiedział Aidan, zakrywając rękawem nos. Nie lubił tego zapachu. 

— Hannibal miał rację, to dzielnica przemytników. 

— Co robimy? 

Will uniósł brwi i rozejrzał się po pokoju.

— Spalimy to. 

— Nie wiem jak ty, ale ja bym nie dał rady spalić takiej ilości – wyszczerzył białe zęby. 

— Nie to miałem na myśli... — zmrużył oczy i skierował wzrok na drzwi. Chwilę zajęło mu przyzwyczajenie oczu do panującego mroku. 

Not afraid Anymore [Hannibal x Will] [hannigram]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz