Wróciliśmy na posterunek. Sierżant potrafi wjechać na ambicję. Kilka zdań i całe moje postrzeganie wywiadu zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz wiem, że dostałam szansę, której nie chce zmarnować. Trzeba się ogarnąć i zmienić swoje uprzedzenia. Wciąż myślę jak mundurowy, ale już nim nie jestem. Jestem członkiem grupy specjalnej, która rozwiązuje sprawy a nie tylko je zaczyna. Zaraz po jego wywodzie zganiłam się w duchu i skruszona podreptałam za szefem. Wsiadłem z nim do Cadillaca, przyznając się do błędu.- Przepraszam. Powinnam była się opanować. To więcej się nie powtórzy - dodałam. Otrzymałam skinienie głowy i lekki uśmiech satysfakcji, chociaż to akurat mogło mi się wydawać.
Na komendzie czekało mnie moje pierwsze przesłuchanie z sierżantem. Diler był już w pokoju, do którego zmierzaliśmy. Dostałam polecenie nie reagowania na nic co mówi sierżant. W zasadzie miałam w ogóle się nie odzywać i chciałam się tego trzymać.
- Lonnie - Hank zaczął. - Słuchaj. Mam dla Ciebie dwie wiadomości. Pierwsza. Pójdziesz siedzieć na co najmniej trzy lata. Druga. Dołożą ci wyrok za porwanie funkcjonariusza. - Diler wyraźnie się ożywił. Nie wiedział o czym mówi sierżant, a mnie chciało się śmiać. Czyżby sierżant właśnie użył mojej sztuczki?
- Ja nie porwałem nikogo - odpowiedział Lonnie.
- Jak to? - oburzył się Hank. - A tą oto policjantkę?
- Sama suka weszła mi do auta! - warknął.
- Oj nie ładnie tak kłamać. - pouczył go. To wszystko przypominało zabawę jaką często odgrywali starsi koledzy na młodszych w szkole. - Mam też dobre nowiny - Voight spoważniał. - Możesz dostać tylko wyrok za posiadanie, o ile powiesz dla kogo skupujesz i przewozisz prochy.
- Wał się. Nic mi nie udowodnicie.
- W mojej obecności odebrałeś prawie pięć kilo koksu od chłopaka, który nie miał ukończone nawet piętnastu lat - wypaliłam łamiąc kolejny rozkaz. - Na pewno nie chcesz nam czegoś powiedzieć.
- Nie boję się was.
- A kogo się boisz? - kontynuowałam.
- Nie masz pojęcia do czego są zdolni. - Diler pękał, to był dobry początek.
- Kto Lonnie!? Kto jest zdolny? Do czego? - walnęłam pięścią w stół, aż diler podskoczył.
- Oldboye. Stare wygi, które dorobił się na dilerce. Odsiedzieli swoje, a teraz zamierzają przejąć stare tereny - wyjaśnił.
- Boisz się dziadków? - zadrwił Hank.
- Boję się ich rodzin. - wyjaśnił - Oni mają synów, wnuki, którzy kontrolują to co dzieje się na ulicach. To jak pieprzony ojciec chrzestny.
- Kim jest ten ojciec chrzestny? - kułam żelazo puki gorące.
- Nie - zmieszał się. - Nie powiem. Ode mnie się tego nie dowiecie.
Tak musiała zakończyć się ta rozmowa. Jedno wiedzieliśmy na pewno. Chodzi tu o walkę o terytorium. Jednak tylko na razie, bo kiedy jedna ze storn przegra, zamiast handlować, zaczną strzelać. A to już będzie większy kaliber niż troszkę proszku. Weszłam pierwsza do biura. Dochodziła piętnasta i przy normalnym trybie pracy prawie zbierałabym się do domu. Jednak tu trwał środek zmiany. Zauważyłam jak Halstead stoi w pokoju obok biura Voighta i pije kawę. Pomyślałam, że ja też powinnam się jej napić. Inaczej padnę na twarz. Mimo wrażeń i adrenaliny, czuję się bardziej zmęczona niż wczoraj. Nie wiem czy przyzwyczaję się do takiego trybu pracy. Stanęłam obok partnera. Wzięłam do ręki kubek, ale zanim sięgnęłam po kawę usłyszałam:
- Coś ty odpieprzyła? - pełen wyrzutu ton sprawił, że adrenalina znów zaczęła krążyć po moich żyłach. Kawa stała się zbędna. Podniosłam wzrok na Halsteada, który był bardziej zawiedziony niż zły.
- Nie do końca rozumiem o co tak konkretnie pytasz - wyznałam. Chciałam aby sprecyzował o co mu chodzi. W końcu dużo się wydarzyło.
- O co?. - Oj chyba jednak jest zły. - Wystawiłaś mnie, wymyślając na poczekaniu durną historyjkę. Poszłaś od tak z jakimś pieprzonym dilerem i nawet nie mrugnęłaś okiem. Czy ty normalna jesteś?
- Halstead przestań się zachowywać jak dama w operze mydlanej - odparłam jednak wybierając czarny napój. - Zrobiłam co uznałam za słuszne. I nie ty będziesz to oceniał - dodałam.
- Jesteśmy partnerami! Jak mam ci ufać kiedy na pierwszej zmianie zachowujesz się jak Zosia samosia.
- Zawsze pracowałam sama, nie martw się, ty też się przyzwyczaisz - westchnęłam.
- Hej! - krzyknął zatrzaskując mi drzwi przed nosem gdy chciałam wyjść. - Nie skończyłem!
- A ja tak. - Zachowanie nasze na szczęście nie przyciągnęło niczyjej uwagi a to dlatego, że biuro nagle zrobiło się puste. Ciekawe gdzie wszystkich wywiało, kiedy są potrzebni. Widownia, może lekko ostudziłaby Halsteadowskie wybuchy.
- Co ty do mnie masz!? Zachowujesz się jakbym ci szczeniaka potrącił na pasach! Powiedz mi prawdę do jasnej cholery o co ci chodzi, a może w końcu zaczniemy się dogadywać. - Prawdę? Gdyby teraz ją usłyszał udławiłby się tą swoją kawą i musiałabym go reanimować. A nie zamierzam dotykać jego ust nigdy więcej.
- Chcesz prawdy? - zapytałam, przytaknął. Więc ją dostanie, jednak nie musiałam mówić całej prawdy. - Znamy się - potwierdziłam, a jego mina powoli zaczęła przypominać spokój. - Poznałam cię sześć lat temu, gdy zaczynałam akademię - dodałam.
- I dlatego mnie nie lubisz? - oburzył się. - Co ci takiego zrobiłem?
- Pieprzyłeś się ze mną, a później zostawiłeś - wyznałam wzruszając ramionami jakby to nic nie znaczyło. Jay zbladł. Wiedziałam, że tak właśnie zareaguje. W zasadzie czemu tu się dziwić, każdy facet tak reaguje na dziewczynę, która twierdzi, że z nim spała. - Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
- Ja... - jąkał się. To było całkiem zabawne, w zasadzie Halstead jest wygadanym dzieckiem. - Nie pamiętam tego. Jesteś pewna, że...
- Mam ci opisać twój tyłek w szczegółach?
- Naprawdę nie pamiętam. - Wyglądał jak zagubione dziecko, aż chciało by się go przytulić... tyle, że nie było komu tego zrobić.
- A pamiętasz wszystkie swoje zaliczone laski?? - zadrwiłam
- Nie, ale... Przepraszam jeśli cię uraziłem. - kajał się, a mnie o mało nie rozerwał wybuch śmiechu.
- Uraziłeś? - zaśmiałam się mimo iż próbowałam być poważna. - Jay, spaliśmy ze sobą. Nie zgwałciłeś mnie. Nie masz mnie za co przepraszać.
- Więc dlaczego traktujesz mnie jak zło konieczne?
- Bo nie lubię pracować z kimś kto widział mnie nago. - odparłam dumna, że najważniejsze wciąż zachowałam dla siebie. Chyba uznał to za żart.
- Możesz pocieszyć się tym, że nie pamiętam.
- A może przestaniemy o tym gadać? - przytaknął, a ja wciąż czułam, że to nie koniec. On w końcu dowie się prawdy. A wtedy nie będzie czasu na przepraszam ze żadnej strony.
to be continued....
CZYTASZ
Shock memories - CHICAGO P.D. FF
FanfictionKolejne Fanfiction o przygodach policji Chicago.