3. Deszczowe dni

707 51 36
                                    

Przez następne trzy dni ciągle lało, a ja nie wychodziłem z pokoju. Leżałem na moim łóżku, wpatrując się w ekran wyłączonego telefonu, co jakiś czas zerkając przez okno na bramkę, w której miałem nadzieję ujrzeć Daniela. Nie mogłem się spodziewać telefonu od niego, ponieważ nigdy nie podawałem mu swojego numeru, poza tym postanowiłem całkowicie wyłączyć to małe urządzenie, zirytowany ciągłymi wiadomościami i połączeniami od Amandy, których nie odbierałem. Nie byłem w stanie rozmawiać z nią, jakby wszystko było w porządku. Dla mnie nie było. Miałem za duży szacunek do tej dziewczyny, by ją okłamywać. Jednak... Czy właśnie tego nie robiłem przez ostatnie miesiące?

Nie mogłem też zresztą oczekiwać, że Daniel nagle pojawi się u mnie po moim szybkim odejściu trzy dni wcześniej. Coś się wydarzyło. Nie umiałem tego nazwać i przez ten fakt jeszcze bardziej bałem się tego. Byłem jednak niemal pewien, że i on to poczuł. Wtedy jednak ogarniały mnie zbyt duże emocje, by zastanawiać się, czy robię dobrze, odchodząc nawet bez zbytniego pożegnania. Zresztą nadal nie potrafiłem ocenić tej sytuacji i nie wiedziałem, co zrobiłbym, gdybym musiał przeżyć to jeszcze raz. Jednak w myślach snułem scenariusze, co by było, gdybym mógł pozwolić sobie choć na chwilę wpatrywać się w jego usta. Chciałbym, by to wszystko było łatwiejsze.

Duże krople deszczu spływały po szybie mojego okna, zapadał zmrok, który nie różnił się zbytnio od całodziennego półmroku spowodowanego ciągłymi opadami i ciemnymi chmurami. Siedziałem na krześle, opierając się o parapet na łokciach. Na zewnątrz wyglądałem pewnie jak bardzo znudzony człowiek, który przez brak ciekawych tematów do rozmyślań wpatruje się w przestrzeń za oknem. Moje włosy były rozczochrane, gdyż nie sprawiłem sobie trudu, by rozczesać je rano. Miałem na sobie dres i poplamioną obiadem koszulkę. Nic innego jak znudzony dzieciak w deszczowy dzień.
Moi dziadkowie wyjechali dzisiaj do koleżanki babci, więc nie musiałem nawet wychodzić z pokoju, by spytać się ich choćby dla przyzwoitości, czy potrzebują w czymś pomocy, co pozwoliło mi na całodzienne siedzenie przy oknie i wpatrywanie się w strugi deszczu na szybie i bramkę. Ostatnimi dniami ruszenie się z łóżka czy stołka przy przychodziło mi z niemałą trudnością, ale jakakolwiek praca mogłaby oddalić mnie od natłoku myśli. Jednak przez pogodę i tak dostawałem odpowiedź, że moi dziadkowie nie potrzebują niczego. Nie chciałem też za bardzo z nimi rozmawiać. Kochałem ich, ale nie zrozumieliby mnie w tej kwestii.

Wewnątrz jednak, w mojej głowie trwała zawzięta kłótnia dwóch diametralnie różniących się od siebie poglądów na świat, a ja stałem gdzieś pośrodku. Już od dawna w moich myślach pojawiały się podobne tematy, lecz szybko zagłuszałem je, całując Amandę. Teraz starałem się o niej nie myśleć, bo to wzmagało tylko poczucie winy, że tak ją zaniedbuję.
Teraz przerabiałem i analizowałem podobną sytuację, jak parę lat temu, jednak mimo najszczerszych chęci odrzucenia od siebie myśli, że poczułem coś do Daniela, nie umiałem tego zrobić. To było zbyt oczywiste, zbyt mocne. A jednak zaprzeczałem sam sobie, jak tylko mogłem. Wmawiałem sobie, że tak mi się tylko wydaje, że wracają stare myśli, że on jest po prostu przystojny, ale ja mam dziewczynę. Poza tym nie mogłem być pewien, czy on mógłby poczuć coś do mnie. Może on jest już w długoletnim szczęśliwym związku, nigdy nie pytałem. Nie znałem go zupełnie, a jedyne, co przy nim czułem, to niesamowicie mocne emocje, jednak nie nazwałbym ich do końca dobrymi. Czego ja do cholery szukałem? Nie do końca pozbyłem się jeszcze jednego emocjonalnego rollercoastera, a już chciałem wpadać w kolejny? Czy nie mógł mi już wystarczyć zwyczajnie prosty i stabilny związek z Amandą?

Jednak druga strona mnie, gdy wpatrywałem się tak w bramkę zanurzoną w nieustającym wodospadzie deszczu, wyobrażała sobie, że stoi w niej Daniel, przemoczony do suchej nitki, który nawet w taką pogodę był w stanie przyjść tu do mnie, by powiedzieć mi o czymś ważnym. Wpatruje się w moje okno i uśmiecha się tak jak zawsze, a ja odwzajemniam ten uśmiech. Nawet w takich warunkach na swój sposób jest idealny. Wychodzę z pokoju. Po chwili stania na deszczu również jestem cały mokry, leje jak z cebra. Podchodzę do niego i patrzę w jego niemal czarne w tym świetle oczy. Po jego twarzy ciekną krople deszczu. Podchodzę do niego i...

Wrześniowy huragan [boyxboy] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz