- 𝚝𝚑𝚎 𝚏𝚘𝚞𝚛𝚝𝚑 𝚍𝚊𝚢 -

111 15 3
                                    

- 𝚜𝚞𝚙𝚙𝚘𝚜𝚒𝚝𝚒𝚘𝚗𝚜 -

×××

×××

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nic nie dało się racjonalnie wyjaśnić, wszystko było powalone do tego stopnia, że szkoda było w ogóle o tym mówić.


Ciało Jisoo zniknęło.

Ale jak?

Kiedy?

Nie dziwne było, że pierwszą osobą, jakiej zarzucono winę był Junhui. Przecież to on był całkiem sam, kiedy to my ruszyliśmy do lasu w poszukiwaniu Chana, który do tej pory właśnie tam się znajduje. Postanowiliśmy go zostawić, nie było sensu brać go z powrotem. Zresztą, byłoby to strasznie trudne. Został przez nas pochowany, ale nie mieliśmy ze sobą łopaty, by wykopać grób, bo przecież, kto by się tego spodziewał, że będzie nam potrzebna, dlatego przykryliśmy go kamieniami, by żadne dzikie zwierzę nie dorwało się do jego ciała.

Wczorajszego wieczoru nie obyło się bez kłótni, którą zapoczątkował Hansol. Kłótnie w takiej sytuacji były akurat najgorsze.

Niestety, ale przez te ciągle niewyjaśnione sprawy, nasza grupa podzieliła się na dwie różne. Jedna była dość nienawistna, za to druga bardziej cicha, jakby chcieli się po prostu wyciszyć, opanować wszystkie emocje, jakie się w nich kumulowały. Do tej grupy właśnie należałem ja. Oczywiste było, że po śmierci dwóch przyjaciół nie będzie już to, co było z początku, ale czy naprawdę przez to musimy się od siebie nawzajem odwracać?

Junhui, Wonwoo, Jihoon, Soonyoung, Seungkwan, Seungcheol. Tak prezentowała się pierwsza grupa, pozostali należeli do tych cichych. A wszystko zaczęło się od tego, jak Vernon ponownie dorwał się do Wena. Po tym rozpoczęła się wielka kłótnia, w której jedynie Seokmin i Jeonghan nie brali udziału, tylko siedzieli cicho z boku. Sam bym też tak postąpił, ale nikt nie zdawał się myśleć w tamtym momencie, jedynie kierowała nami złość i strach.

- Jak myślisz, kto będzie następny?

To jedno, wypowiedziane w bardzo smętny sposób pytanie, wyrwało mnie z własnych przemyśleń i zmusiło bym spojrzał na starszego chłopaka, który aktualnie czytał książkę.

Długo patrzyłem w ciszy na jego twarz, pokrytą jedynie smutkiem z małym dodatkiem skupienia. To pytanie nie tyle, co mnie zdziwiło, a zaniepokoiło. Na nowo utkwiłem swój wzrok na oddalonej ode mnie o parę metrów wodzie. - Dlaczego myślisz, że będą następni? - odpowiedziałem po chwili pytaniem. Mój głos cudem nie zadrżał, wypowiadając te słowa. Schowałem dłonie w rękawach swojej bluzy i oparłem łokcie o kolana, nie odwracając wzroku od spokojnie ruszającej się tafli wody.

Seokmin zamknął książkę i postanowił uwiesić spojrzenie na tym samym obiekcie, co ja. - To... zdaje się być oczywiste. Jednego dnia straciliśmy Jisoo, a następnego Chana. Obawiam się, że na nich się nie skończy. - tak jak zawsze Lee był uśmiechnięty, rozweselał każdego, to tak teraz był nie do poznania. Uśmiech już od dłuższego czasu nie gościł na jego twarzy, a cały entuzjazm, jakim wszystkich zarażał zdawał się, jakby nigdy nie miał u niego racji bytu. Wyglądał na pozbawionego wszelkich uczuć. To było przerażające, jak człowiek mógł się tak diametralnie zmienić w zaledwie dwa dni.

𝚍𝚘𝚗'𝚝 𝚠𝚊𝚗𝚗𝚊   ̶c̶r̶y̶ 𝚑𝚘𝚕𝚒𝚍𝚊𝚢 ➮ 𝚜𝚎𝚟𝚎𝚗𝚝𝚎𝚎𝚗Opowieści tętniące ÅŒyciem. Odkryj je teraz