•13 Dzisiaj nie mam granic•

31 4 2
                                    

_____

Dzwonek, który usłyszałem w piątek o godzinie czternastej trzydzieści był dla mnie zbawieniem. Zwiastował on początek weekendu, co oznaczało naszą imprezę.

Każdy z naszej szóstki zerwał się jak poparzony z krzesła i ruszyliśmy pod auto Nicka, którym pojechaliśmy zrobić zakupy.

Oczywiście Patrick zajmował się doborem alkoholi na dzisiejszy wieczór, Isaac z Oliverem dobrali się do przekąsek, Grizz znalazł świecące słomki, którym nie mógł się oprzeć, a Nick pakował  w tym czasie jednorazowe kubeczki do koszyka.

Tak właśnie wyglądały nasze typowe zakupy.

Staliśmy w kolejce do kasy, kiedy rudowłosy stwierdził, że ma świetny plan, po czym zaginął między sklepowymi regałami. Po krótkim czasie przyszedł dzierżąc oburącz stertę białych koszulek.

- Pralka ci się zepsuła?- zapytał podejrzliwie Nicholas - Czy po prostu już cię nie stać, żeby ubrać się gdzieś indziej niż w sklepie pokroju spożywczaka?

- Każdy z gości założy na siebie koszulkę i coś na niej napisze- wyjaśnił stawiając na taśmę artykuły- Widziałem to gdzieś i stwierdziłem, że można byłoby spróbować.

- A nie miało być tylko najbliższe grono?- dopytałem nie rozumiejąc, po co była ta cała szopka.

- Właściwie to...- przeciągał swoją wypowiedź Patrick.

- Powiedziałeś całej szkole?- dokończyliśmy chórem, na co chłopak podniósł ręce w obronnym geście.

- Nie ja, ale jakoś to się tak rozniosło na większą skale- wymamrotał- Po za tym to ja ją robię i nie po to załatwiałem wolną chatę, żeby zaprosić kilka osób.

- To było do przewidzenia- stwierdził Isaac.

Po drodze do samochodu zdążyliśmy się cztery razy pokłócić o to, czy starczy nam alkoholu, czy branie dwunastu opakowań mrożonej pizzy jest dobrym pomysłem oraz o to, czy świecące słomki Grizz'a nie przekroczyły naszego budżetu.

Patrick starał się upchnąć do portfela dwu metrowy paragon, po czym bez zbędnych ceregieli wszyscy zajęliśmy miejsca w samochodzie.

W domu gospodarza panowała luźna atmosfera. Muzyka z głośników umilała nam rozpakowywanie zrobionych zakupów i szykowanie przekąsek. Standardowo nie obyło się bez strat- Grizz podczas swojego tanecznego występu z mopem zwalił szklaną wazę, która stała na komodzie. Niestety opierająca się obok niej srebna rama również uległa zniszczeniu.

- Teraz to sprzątaj- nakazał przyjaciel- Słowo daje Grizz, jak matkę kocham tak ci przywalę, jak jeszcze raz coś rozwalisz.

- Ahh, w takim razie nie będzie bolało- zaśmiał się, lecz na widok zezłoszczonych szarych oczu sprawnie zajął się robieniem porządku.

- Masz- wcisnął mi w ręce koszulkę gospodarz.

- Ale co mam z tym zrobić?- spojrzałem na biały materiał, który nawet nie był w moim rozmiarze.

- Napisz coś- odparł podając również czarny, gruby marker- Cokolwiek.

- Zrobię to za ciebie- odezwał się Grizz przechwytując ode mnie rzeczy. Podszedł do komody, po czym otworzył marker i płynnymi ruchami zaczął mazać coś na ubraniu- Nie dziękuj.

Szukam kogoś na szybki numerek- głosił napis, który niechlujnym pismem zapełniał cały przód. Podniosłem wzrok na przyjaciela, by posłać mu pełne zwątpienia spojrzenie. Ten jedynie uśmiechnął się głupio i wzruszył ramionami.

•my own heaven•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz