part five

590 48 11
                                    

Dopiero, gdy musiał wybrać ubrania, zorientował się, że nigdy w życiu nie poznał jeszcze rodziców nikogo, z kim był.

Co się ubierało na taką okazję? Chciał wyglądać porządnie. Mógł założyć marynarkę? Nie chciał wyjść na zbyt poważnego. Co było idealnie pośrodku? Mógł założyć sweter? Koszulę? T-shirt? Nie założy t-shirtu, to zbyt luźne. Ale koszuli też chyba nie powinien, to nie Wigilia, tylko rozmowa z rodzicami.

W końcu wybrał koszulę w czerwono-czarną kratę i nałożył na to czarny sweter. Wyglądał, jakby się postarał, ale jednocześnie wciąż był sobą, więc było idealnie. Biała koszula byłaby zbyt oficjalna, a bez swetra wyglądałby, jakby po prostu szedł na imprezę do Deana.

Włosy nie były tragiczne, wciąż nieco odskakiwały, ale udało mu się je względnie ułożyć. Nie wyglądał źle. Czuł się trochę gorzej.

Każdy mógł się stresować przed poznaniem rodziców, prawda? Nie wszystkich partnerów się im przedstawia. Tyle tylko, że rodzina Deana nasłuchała się o nim paskudnych rzeczy przez prawie cały pierwszy semestr, a teraz blondyn miał go przedstawić jako dobrego, fajnego chłopaka, ni stąd ni zowąd. To mogło wszystko nieco komplikować.

-Młody, dasz radę.-Balthazar odezwał się w telefonie, gdy brunet pakował gitarę do futerału, trzymając komórkę na ramieniu policzkiem.-Z tego co mi mówiłeś, jego rodzice są spoko. Zaakceptują cię.

-Chciałbym.-chłopak westchnął ciężko.-Lubię go. Chcę zrobić na nich dobre wrażenie.

-I zrobisz, zaufaj mi. Weź głęboki oddech i bądź sobą.

-Te dwa zdania się wykluczają.-Castiel zapiął futerał i przetarł twarz dłonią. Ściszył głos, by mieć pewność, że rodzice go nie usłyszą.-Poznałeś kiedyś rodziców któregoś z twoich chłopaków?

-Większość tych, z którymi byłem dłużej, nie miała nawet kontaktu z rodziną.-odparł mu brat, tym smutnym głosem przyzwyczajonym do takiej rzeczywistości.-Poznałem jednych. Byli w porządku, lubili mnie. Typ rzucił mnie po tygodniu.

-Nie pocieszasz, wiesz?

-Wybacz, braciszku. Słuchaj, skoro lubisz tego twojego Deana i ma spoko rodzinę, po prostu tam idź i ich poznaj. Kiedyś będziesz musiał to zrobić, nie? Poza tym, brata już znasz i chyba nie było tak źle.

-Brat to co innego.-Castiel założył gitarę na ramię.-Ale może masz rację...

-Oczywiście, że mam rację. Ale to ty musisz to jakoś ogarnąć, to twój związek, Cassie. Ja tu jestem potrzebny jak dziwce majtki.

-Wiem. Wiem.-brunet odetchnął głęboko.-Nie wiem, czemu tak się denerwuję. I tak będziemy rozmawiać raczej krótko, bo oni zaraz wyjadą do jakiegoś wujka Deana, gdy my będziemy mieli imprezę.

-No to alleluja, dotknij chuja. Idź i baw się dobrze, młody.

-Dzięki. Trzymaj się, uważaj na siebie, Nowy York jest pełen zboczeńców.

-Przecież wiem. Utrzymujemy między sobą kontakt.

Castiel uniósł kącik ust.

-Naprawdę na siebie uważaj. Zadzwonię za kilka dni, dobrze?

-Jasne. Postaraj się nikogo nie zapłodnić do tego czasu.

Rozłączył się, zanim brunet zdążył mu odpowiedzieć.

Dobra, da sobie radę, gorszy stres w życiu przeżywał. Musi się tylko zrelaksować i być sobą. W rozsądnych granicach.

Wyszedł niepewnie z pokoju, cicho zamykając drzwi. Rodzice siedzieli w salonie, oglądali telewizję-nie przejdzie obok nich niezauważony, a z gitarą nie mógł wyjść oknem. Poza tym, wychodził na dłużej, w końcu zorientowaliby się, że go nie ma: a wtedy miałby prawdziwe piekło.

Do I Wanna Know?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz