Byłem sam, było ciemno, nie chciało mi się zapalać światła, był tylko blask z ulicy. Wiedziałem jednak, że muszę to zrobić, pstryk i po strachu, nagle zrobiło się jasno. Coś jednak było nie tak, nie wiedziałem jednak co, a może nie chciałem wiedzieć. Na kuchence podpaliłem gaz, aby zagotować wodę na herbatę. Nie byłem pijany, ale alkohol wraz z tym, że zapomniałem o mojej tabletce robiły swoje. Dawno już się tak nie czułem, jednak nie sposób to opisać. Mówią, że pewnych rzeczy ten kto ich nie doświadczył osobiście nie zrozumie i to jest prawda. Gwizdek czajnika chciał wyskoczyć z siebie, ale mnie jakoś to nie interesowało, dopiero po dłuższej chwili podszedłem, aby wyłączyć gaz. Nie zrobiłem jednak herbaty, byłem już w innym świecie. To jest
tylko mój świat, kiedy w nim jestem nie ma tam innych osób. Czasem z niego wracam, wtedy wracają też rzeczy i osoby, ale tylko na chwilę. Nie dzieje się to często, kiedy zamykam się tam sam. Do tej pory może były dwa lub trzy takie epizody, nie wszystko też wtedy dobrze pamiętam, jakby to był sen, a kiedy, się budzę część tego snu się wymazuje z mojej głowy. Gdy wszedłem do mojego mieszkania wiedziałem już, że właśnie kolejny taki epizod się zaczyna, ile potrwa trudno powiedzieć, raz może tylko miesiąc raz nawet do roku.
Odpływałem, ale nie tak jak by mi się chciało spać, po prostu szedłem w stronę mojej bujnej wyobraźni. To będzie długa noc, a co przyniesie kolejny dzień, nie będzie wcale takie normalne i oczywiste. W takiej chwili mieszają się nastroje, raz chce mi się śmiać za chwilę jestem naburmuszony i zły na cały świat. Raz tańczę, za chwilę uderzam głową w ścianę. W jeden chwili jako altruista kocham świat i wszystko wokół, by za chwile kipieć nienawiścią.
Leżałem w ubraniu na łóżku i śniłem choć oczy miałem otwarte. Jechałem sportowym samochodem, gdzieś po pustyni, a może tylko mi się zdawało i był to gęsty las, na pewno było ciemno. Drogę rozświetlały tylko reflektory samochodu. Dokąd jechaliśmy nie miałem pojęcia, zresztą cel podróży nie obchodził mnie kompletnie. Wiem, że czułem się dobrze i czerpałem z tej przejażdżki satysfakcję. Nie wiem kto prowadził auto oraz czy był tam ktoś jeszcze. Mówiłem już w takich chwilach jestem skoncentrowany tylko na sobie. Nie wiem jak długo trwała podróż i czy dojechaliśmy do celu, wiem tylko że w takich chwilach jedne obrazy przechodzą w drugie. Wydają się ze sobą nie powiązane i kompletnie do siebie nie pasujące dla mnie jednak wszystko jest jasne i ma określony porządek i cel, choć teraz wam tego nie umiem wyjaśnić.
Kiedy i jak pojawił się kolejny obraz nie wiem w tym moim świecie czas nie istnieje. Teraz byłem na szczycie góry, dużej góry, ale jakiej konkretnie nie wiem. Było na pewno lato, bo śniegu było niewiele. Znowu jednak był mrok jakby zapadał wieczór, tylko księżyc był w pełni. Jak się dostałem na szczyt to nieistotne, ważne było to, że go zdobyłem i to mnie cieszyło, z resztą większość obrazów w moim świecie jest przepełniona dobrem i radością. Nie wiem czy każdy tak ma, gdy idzie do tego swojego świata, pewnie nie, bo dlaczego jest tyle zła na tym świecie, nazwijmy go normalnym. Od czego to zależy też wam nie powiem, wychowania, dzieciństwa, nie wiem.
Po tych dwóch obrazach, na chwilę wróciłem do Warszawy do mojego mieszkania, światło było zapalone, czajnik już wystygł, więc nie dało rady zrobić sobie herbaty, napiłem się więc wody. Była późna noc i było bardzo cicho. Nie chciało mi się rozbierać, wiedziałem, że jestem tu tylko na chwilę, dlatego zgasiłem światło i w ubraniu położyłem się do łóżka. Przykryłem się całkowicie kołdrą i chciałem zniknąć, bo to co się działo, nie mogło skończyć się szybko i nie wiem czy do końca dobrze. Dobrze dla mnie, dla mojej rodziny, przyjaciół i znajomych? Dobrze dla mojego poukładanego już od kilku lat życia i w końcu dobrze dla normalności? Ale skoro machina już ruszyła niech i tak będzie co będzie.
Wysunąłem głowę spod kołdry wyjrzałem przez okno, tylko w jednym oknie po przeciwnej stronie paliło się światło. Miasto było w letargu i pewnie nikt nie zauważył, co się działo u mnie? Każdy zaganiany, zajęty własnymi sprawami, dlaczego miałby zauważyć akurat mnie? Wielu z nas marzy o sławie i podziwie, nie doceniając tego co mamy, gdyż jutro może już być kompletnie inaczej. Inaczej nie znaczy wcale lepiej, ale właśnie gorzej. To też jest subiektywne, bo co dla jednego jest katastrofą dla drugiego okazją. Życie ma sens i powód, ale czy my będziemy z tego co dał nam los szczęśliwi, czy będziemy narzekać to już nasz wybór. Ja nie narzekam, jestem szczęśliwy teraz kiedy za chwilę powrócę do mojego świata i byłem szczęśliwy wtedy, kiedy wiodłem życie zwane normalnym. To i to ma swój sens i powód, ja w to wierzę.
Znowu przełączyłem kanał z normalnego na mój świat. Mój świat, tak go będę nazywał a nie świat wariatów, bo co to jest wariactwo? Są definicje, ale one nie oddają do końca tego co opisują. Bo któż to jest wariat? Czy był nim Święty Franciszek, gdy wyzbył się bogactwa i tańczył z wróblami? Czy jest nim ktoś kto widzi świat inaczej jak ja? Nigdy tak do końca tego nie zrozumiemy.
Aktualnie w moim świecie byłem na statku, takim wielkim, pasażerskim, ale jedynym pasażerem na nim byłem ja. Morze było spokojne, statek kołysał się na niewielkich falach, ale płyną do przodu. Tym razem było jasno, środek dnia i to upalnego, słońce grzało mocno. Leżałem na leżaku przy basenie, woda w nim była błękitna. Na nosie miałem okulary przeciwsłoneczne, czarne i fioletowe szorty. Nie mam pojęcia o czym wtedy myślałem, bo w moim świecie nie myślę tylko obserwuję.
Jeszcze kilka takich podobnych obrazów, widziałem tej nocy, nie wiem, czy chciałem je widzieć? Nie wiem, czy miałem wybór po prostu przychodziły i odchodziły. Nie był to sen ani jawa był to po prosu mój świat, nie wiem czy było to dobry świat, czy nie do końca dobry, ale wiem jedno, był mój i tylko mój. Nie robiłem nikomu krzywdy, nie miałem nawet takich intencji. Po prostu to co było do tej pory normalne, dla mnie stało się nienormalne, tylko mój świat obecnie był normalny. Pewnie dla kogoś kto patrzyłby na to z boku, byłoby zupełnie odwrotnie, bo to co dla mnie było normalne dla kogoś obcego byłoby nienormalne. To co teraz dla mnie było oczywiste, dla obserwatora już takie oczywiste by nie było. Ale tak jest od zarania dziejów, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Normalna nienormalność, nienormalność normalna.
Kiedy wrócił normalny sen był już wczesny ranek, zaczynał się właśnie drugi dzień, jakże inny od tego co mijał właśnie.
CZYTASZ
Dwa dni z życia wariata
AcakWszystkie postacie w tej historii są fikcyjne i wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń, jeśli jest, to jest przypadkowe. Normalność to nienormalność!