Rozdział 5

914 56 22
                                    

-Przykro mi, ale nie spodkałem się jeszcze z takim przypadkiem. Łowcy zawsze zabierają, że tak się wyrażę, swoje ofiary, i nigdy ich nie zostawiają na 'tym świecie' -powiedział Deaton, po tym jak zadał mi kilka kolejnych pytań, a ja westchnąłem

-Trudno, muszę chyba nauczyć się tak żyć -urwałem, gdy wyczułem, Scotta, Masona, Coreya... i Liama- No nic, ja już pójdę, bo wyczuwam Scotta. Dziękuję.

-Do usług -uśmiechnął się serdecznie, a ja wycofałem się z sali operacyjnej...

*

Zatrzymałem się, wsłuchując się w bicia serc. Biły dwa.

-Co jest? -spytał mnie Mason.

-Ktoś tam jest -mruknąłem, i wsłuchałem się w rozmowę.

-... Dziękuję -powiedział ten sam głos co z telefonu rano.

-Liam? Idziesz? -spytał mnie Scott, ale ja tylko mruknąłem "chwila", bo na nic innego nie było mnie stać, po chwili z kliniki wyszedł wysportowany brunet, w granatowej bluzie i czarnych rurkach, jego szare oczy wyrażały ból, smutek i obojętność.

-To z tobą rano rozmawiałem? -spytałem, gdy ten się zatrzymał.

-Nie wiem o czym mówisz, nawet ciebie nie znam -powiedział, ale dobrze wyczułem, że to było kłamstwo. Chciał przejść, ale go zatrzymałem.

-Kłamiesz, znasz mnie -odwrócił głowę w moją stronę, jego oczy dalej były smutno szare, ale mógłbym długo na nie patrzyć- Dlaczego widzę w twoich oczach  ból? -szepnąłem, bojąc się, że nie powinieniem zadawać tego pytania.

-Odczepisz się? -spytał, z irytacją w głosie i czymś czego nie potrafiłem nazwać.

-Odpowiedz

-Po co skoro znasz odpowiedź? Tak to ze mną rozmawiałeś rano, zadowolony? Muszę iść, Liam -powiedział ostro, po czym wszedł do czarnego pick-up'a i z piskiem opon odjechał.

Przez resztę zebrania, byłem kompletnie wyłączony. Myślałem o tym brunecie. Skąd on mnie zna? Czemu był smutny, gdy na mnie spojrzał? Czemu te szare oczy były tak znajome jak nieznajome? Pytania rozsadzały mi głowę, dlatego po prostu wyszedłem z kliniki i z ciężkim plecakiem skierowałem się do domu. Czemu Scott, nie pozwolił mi odnieść tych książek do szafki?

Będąc w domu, dalej myślałem o chłopaku. Liam, kurwa ogarnij się. Postanowiłem zrobić lekcje by oderwać się od tych myśli i pytań, tylko czemu kurwa w każdym zeszycie mam napisane, raczej nabazgrolone imię "Theo"? I kiedy ja to pisałem? Czemu to wszystko jest tak skąplikowane? Wkurzony zatrzasnąłem zeszyty i rzuciłem się na łóżko. Zamknąłem oczy, i próbowałem zasnąć, oby to chociaż pomogło, na chwilę. Tylko czemu moja posciel pachnie tym brunetem? Albo to ja już kompletnie wariuję, albo to jest nieśmeiszny koszmar, chociaż kiedy był jakiś śmieszny koszmar?

Poczułem zimno, i to że jestem kompletnie przemoczony i głodny. Obwiniałem o to wszystko Hayden, gdyby nie ona i jej głupia zazdrość.

Tak, wmawiaj sobie Liam, po prostu się przyznaj, że go kochasz.

-Liam! -usłyszałem krzyki z oddali, to był on, ale nie mam siły odpowiedzieć. Krzyki robiły się głośniejsze, a po chwili on mnie znalazł i pomogł wydostać się, z tej przeklętej studni. Jego ciepłe ramiona otuliły mnie, a ja zaciągnąłem się jego przecudownym zapachem.

Zdecydowanie się zakochałem.

*

-Kim może być ten on? -pytam Masona, po tym jak odpowiedziałem mu mój sen- Z resztą to Scott mnie znalazł w tej studni, a ja zerwałem z Hayden, bo to coś pomiędzy nami zgasło -zacząłem mówić szybko- Z resztą nawet nie widziałem jego twarzy! Nie wiem jak wygląda! Nie wiem kim jest ten on!

-Liam uspokój się do cholery!

-No co?! -aż podskoczyłem na krześle na stołówce.

-Ściąłeś się czy jak? -spytał rozbawiony Bryant, zmarszczylem brwi, czułem się jakby wyrwany z transu, dopiero po chwili dotarło do mnie o czym mówiłem- A to może ten Theo? O którym cały czas piszesz w zeszytach.

-Możliwe, tylko że ja ten głos gdzieś słyszałem i to nie raz. -mruknąłem i uderzyłem głową o ławkę.

-A ten gościu, co z nim gadałeś przed kliniką? -podsunął Mason, a ja dziękowałem w duchu za takiego przyjaciela, to przecież ten sam głos!- Zawsze mam rację -zaśmiał się wusząc zapewne moją minę.

-To ten sam głos, teraz pytanie kto to Theo

-Liam, a ty czasem nie walnąłeś się w głowę? Może to zwykły przypadek, a ty masz bujną wyobraźnię -zaśmiał się Corey, a Mason pokiwał głową.

-Ty też przeciwko mnie? Jak chcecie, ale ja stąd idę -powiedziałem wstając od stolika i ruszyłem w stronę wyjścia ze szkoły.

Piepszyć lekcje już i tak ich dużo opuściłem. Już wychodziłem głównym wejściem gdy złapał mnie trener. Czasem przeklinam tego faceta w myślach.

-Dumbar

-Dunbar trenerze -znudzony go poprawiłem.

-No przecież mówię, nieważne, słyszałem że kolegujesz się z Raeken'em to mu to oddaj - powiedział wciskając mi w dłonie koszulkę z lacrossa.

-Ja... nie znam żadnego...

-Jak to nie znasz, no Theo, ugh... jak się te dzieciaki pokłócą to od razu, że się nie znają... -powiedział odchodząc, miałem cały czas zmarszczone brwi.

Nie znam żadnego Theo Raeken'a, rozwinąłem koszulkę, a na jej plecach był numer 31 i nazwisko tego chlopaka. Chciało mi się śmiać i płakać, no bo o co tu do cholery chodzi? To wszystko jest jakieś popierdolone. Zrezygnowałem z reszty lekcji i po prostu wolnym krokiem, z koszulką w ręku i znowu ciężkim plecakiem wracałem do domu. Jak ja kocham swoje humorki. Czasem zachowuję się jak kobieta z okresem.

Jak byłem już w domu rzuciłem plecak gdzieś w kąt, a sam z koszulką w ręce położyłem się na łóżku. Właściwie po co targam tą koszulkę, ze sobą. Bo ładnie pachnie. Pokręciłem głową, może na chwilę sen oderwie mnie od myślenia o... sam już nawet nie wiem kim.

Gdy po kolejnych kilkunastu minutach sen do mnie nie przychodził, postanowiłem zrobić lekcje. I chociaż to pozwoliło mi AŻ TAK dużo myśleć. Taki plus. Może po prostu zrezygnuję? Może to serio jakiś popiepszony wytwór mojej wyobraźni? I Mason i Corey mają rację? Tak... tak zrobię, zajmę się szkołą, i spróbuję nie myśleć o tych chłopakach... w sumie nie wiem o kim mam nie myśleć...

____________
Nie bijcie

Do you remember me? | ThiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz