To było dziwne uczucie. Dolly biegła na 4 łapach. Czyli tak jak powinna. Jednak z jakiegoś powodu, nie było jej wygodnie tak biec. Miała ochotę wstać na dwie tylnie łapy, i pobiec w ten sposób. Tego chciało jej ciało, ale dalej biegła na czworaka. Uciekała przed czymś. Nie wiedziała co to jest, ale słyszała głośnie tupanie i głos człowieka.
Rzeźnik: Oddawaj mi kiełbasę złodzieju!
Dolly zorientowała się, że w zębach trzymała sznur kiełbasy. Rzeźnik gonił ją przez kilka ulic, aż się zmęczył, i uznał że nie sensu tak się męczyć dla kilku kiełbasek.
Dolly powoli zwalniała, dalej trzymając sznur w zębach. Powoli poszła do zaułka, gdzie spotkała trzy psy. Bezdomne psy, których nie znała.
???: Widzę że wywiązałeś się, a nawet przyniosłeś więcej jak trzeba.
Powiedział wąchając kiełbasę.
???: Jak widzisz Szefie, dziesięć sztuk kiełbasy. Chcieliście dwie na łebka, ale wziąłem jeszcze cztery dla siebie.
Ostatnie słowa, wydobyły się z ust Dolly, jednak to nie ona mówiła. To nie był jej głos, tylko jakiegoś chłopca. Znała ten głos, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd.
Szef się uśmiechnął złowieszczo.
Szef: Ok, czyli dziewięć dla nas, reszta dla ciebie. Dodatkowo, za nieposłuszeństwo czeka cię kara. Chłopcy.
Dolly poczuła ugryzienie na łapie. Zawiła się z bólu, następnie poczuła uderzenie w głowę. Przewróciła się na plecy. Później wszystkie uderzenia były albo w głowę, albo w brzuch. Tak nieprzerwanie, aż się nie znudzili. W czasie kary, jeśli kiełbasę, którą Dolly ukradła. Kiedy skończyli, Szef ugryzł ostatnią kiełbasę.
Chłopiec: Moja...
Przerwało mu ostatnie uderzenie.
Szef: To część twojej kary. Ostatnią kiełbaskę zjem ja. Jest już późno, więc lepiej się prześpij. Jutro czeka cię kolejne zamówienie. Tym razem bądź dokładny.
Trzy psy opuściły zaułek, pozostawiając Chłopca samego. Ten przez chwilę leżał, pozostając w agonii. Po jakiejś pół godzinie przewrócił się, spojrzał w szybę okna. I Dolly zobaczyła chłopca, znała go. Młody, wychudzony blondyn, z czerwoną, pogniecioną kurtką. Hunter.
Hunter do siebie praktycznie płacząc: Czemu to mnie spotyka? Czy nie postąpiłem dobrze, ratując te Dalmatyńczyki? Czemu po tym skończyłem w ten sposób? Nie należy mi się za to jakaś nagroda?
Dolly, widząc odbitego w szybie okna Huntera, nie widziała już wroga, jakim jeszcze wczoraj by go uważała. Mimo że uratował jej rodzinę, to najpierw on pomógł ją uwięzić, a tego nie mogła wybaczyć. Teraz widziała słabe, porzucone dziecko, nad którym się znęcają. Gdyby mogła, przytuliłaby go, by chociaż w ten sposób mu ulżyć. Dolly poczuła wilgoć na policzkach.
Hunter płakał.
Wraz z jego szlochem, zaczęła się budzić.
W łóżku, z Dylanem przytulonym do jej boku, dalej czuła smutek spowodowany Hunterem. Sama jego sytuacja sprawiła, zaczęła płakać, i mocno przytuliła się do Dylana. Tak mocno go ścisnęła, że aż obudził się z jękiem.
Dylan: Dusisz mnie, wiesz?
Dolly rozluźnia trochę uścisk.
Dylan: Chcesz o tym porozmawiać?
Dolly: ...
Dylan: W porządku.
Dylan odwzajemnia ten mocny uścisk.
CZYTASZ
Ulica Dalmatyńczyków 101
CasualeNie wiem co tu wpisać, żeby zachęcić losowego czytelnika. Napiszę tylko, że postaram się wrzucać rozdziały raz w tygodniu w niedzielę.