Dolly znowu obudziła się we śnie. Było już ranek. Kiedy się rozejrzała, znowu nie było Dylana obok niej. Jednak przy wejściu, zobaczyła psa. Jednak światło sprawiło, że był on tylko czarną postacią. Kształt wydawał się Dolly znajomy, jednak nie była pewna czy dobrze widzi.
Dolly: Kto tam?
?????: Ty.
Dolly: Że niby co?
Ciemny kształt ruszył się, pokazując swoją twarz... twarz Dolly.
?????: Jestem Yllod. Twoja druga osobowość. Mądrzejsza osobowość. To ja tworzyłam te sny, dzięki którym byłaś w stanie uratować rodzinę.
Dolly: Yllod... trochę dziwne imię. Będę cię nazywać Camilla.
Yllod: Dobra, skoro tak wolisz. Myślałam raczej z myślą twoje imię od tyłu, ale jak pamiętasz, to imię też ma swoje znaczenie.
Dolly: Ale... czemu tu jesteś? Nie zrozum mnie źle. To nie jest tak, że cię nie lubię, ale to moje ciało, i mój mózg. Nie chcę się nim dzielić.
Camilla: Nie martw się, nie chcę chodzić, oddychać, czy innych rzeczy, jakkolwiek to by nie brzmiało. Tutaj, w świecie snów, nie muszę tego robić, mogę się skupić w 100% swojemu hobby. Więc jedyny moment, w którym będziesz mnie zauważać, to w snach. Przechodząc do tego czemu tu jestem? Lepiej by było, gdybyś zapytała ojca. Nie chcę niszczyć waszej relacji. On powinien ci to powiedzieć, nie ktoś inny.
Dolly: Ooookk... faktycznie dziwnie wyglądał kiedy zapytałam go o sny. Jakby wiedział, co jest na rzeczy. Choć pewnie wiesz to z moich wspomnień.
Camilla: Dokładnie.
Dolly: Mogę cię o coś zapytać?
Camilla: Nigdy się mnie o to nie pytaj. Po prostu idź od razu do pytania.
Dolly: Dobra. Czy mogłabyś robić te sny trochę mniej... realistyczne? Jeszcze kilka i boję się, że będę się bała w ogóle zasnąć.
Camilla: Postaram się, dotąd robiłam je takie, żeby skłonić cię do zapobiegnięciu tym wydarzeniom. Teraz kiedy się spotkałyśmy, myślę, że mogę trochę spuścić z tonu, jeśli w ogóle tworzyć te sny. Mogę ci po prostu mówić, co się wydarzy.
Dolly: Nie lubię gadki. Lepiej zobaczyć, ale nie chcę czuć tych wszystkich bóli i cierpienia, a przynajmniej w zmniejszonej ilości.
Camilla: Da radę zrobić.
Dolly: Wspominałaś o hobby. Czym ono jest?
Camilla się uśmiechnęła.
Camilla: Przewidywanie co się stanie następnie. Znając odpowiednią ilość danych, można przewidzieć.
Dolly zakryła Camilli pyszczek łapą.
Dolly: Gadasz jak Dawkins.
Dolly zabiera łapę.
Camilla: Tyle że to prawda, choć rozumiem, że cię to nie obchodzi. W każdym razie lubię przewidywać, co się stanie następnie. Jeśli chcesz, możesz mnie uznać za swój szósty zmysł, czy inny anioł stróż. - trochę ciszej - Gdzie tym właściwie miałam być.
Dolly: Powtórz, proszę.
Camilla: Nie nic, to coś, co twój ojciec powinien ci wyjaśnić. Teraz jednak powinnaś się obudzić. Nie udław się.
Dolly: Co masz na myśli?
Camilla: Zrozumiesz.
Camilla zaśmiała się, a Dolly zaczęła się budzić.
Wszystko zaszło mgłą. Dolly się obudziła, choć jeszcze nie otworzyła oczu. Od razu poczuła, że ma coś w pyszczku, coś, co niemal idealnie wpasowywało się w jej usta. To coś było twarde i miało specyficzny smak. Spróbowała poczuć językiem, co to jest. Mimo twardości było zrobione z mięsa. To coś było dość grube, żeby leżało swobodnie między bocznymi zębami Dolly i dość długie, żeby sięgało krtani Dolly, pod koniec, czyli przy krtani Dolly, zwężało się trochę niczym grot strzały. Nagle usłyszała.
Dylan: Dolly... co ty robisz?
Słychać było, że ma problem z oddechem.
Dolly otworzyła oczy, i zobaczyła, że miała przed oczami ogon. Ogon Dylana. Skoro widziała ogon Dylana, to znaczy, że to, co miała w ustach to...
Dolly się zerwała z łóżka, wyciągając to coś z ust co okazało się być penisem Dylana.
Dolly szybko: Przepraszam Dylan. Nie wiem, co się stało. Obudziłam się, i od razu miałam go w ustach, nie wiedziałam, co to jest, i byłam ciekawa...
Dylan: Nie martw się. Trochę to dziwne, ale ostatecznie sama właśnie powiedziałaś, że nie było to zamierzone. Dziwne, że ruszałaś się tak we śnie, ale nie jestem zły. Tylko teraz będę miał trochę spóźniony start, bo będę musiał się tym zająć...
Dolly: Jeszcze raz przepraszam, mogę ci z tym jakoś pomóc?
Dylan zarumieniony: Tym akurat wolałbym się zająć samemu, ale jak chcesz mi pomóc, to pójdź zrobić śniadanie.
Dolly: Dobrze.
Dolly idzie do kuchni, robi śniadanie. Zajęło trochę czasu robienie 101 porcji, po czym woła rodzinę. Jednak Dylan nie zszedł jeszcze z domku na drzewie.
Delilah: Wiesz może Dolly, co się stało z Dylanem?
Dolly: Taaaak, pójdę po niego.
Minęło pół godziny.
Delilah: Trochę jej schodzi w tym domku na drzewie. Lepiej pójdę sprawdzić.
Delilah wychodzi z kuchni do ogrodu, po czym wspina się do domku. Puka do drzwi, które po chwili otwiera Dylan.
Dylan: Witaj mamo. Mogę coś dla ciebie zrobić?
Delilah: Cóż, śniadanie zostało podane, a ty jeszcze nie wyszedłeś z domku, martwiłam się. Dolly miała do ciebie pójść, ale chyba się zagubiła.
Dolly wchodzi do drzwi: Tutaj jestem. Dylan chciał, żebym mu z czymś pomogła.
Dylan: Dokładnie! Właśnie skończyliśmy, i mieliśmy iść na śniadanie kiedy ty zapukałaś.
Delilah: Dobrze. Chodźmy więc.
Kiedy szli Delilah: Dolly, masz coś białego na pyszczku.
Dolly ścierając plamkę: Dzięki.
Cała trójka wróciła do kuchni, na śniadanie.
W czasie śniadania Dolly opowiadała Dylanowi, jaki sen miała tym razem, oraz o Camilli. Kiedy większość już skończyła swoją karmę.
Dolly: Tato, możemy porozmawiać?
Doug: Tak, właściwie dzisiaj wziąłem sobie wolne, żeby móc z tobą porozmawiać na temat tych twoich snów.
Dolly: Co do nich, to wiem co, a raczej kto je powodował. Dokładniej to jest moja druga osobowość, jak się okazuje, która nazywa się Camilla.
Doug: Oh, czyli wiesz już o twoim drugim ja. To dobrze. Będzie mi to łatwiej wyjaśnić.
Dolly: O czym ty mówisz tato?
Doug: Wczoraj powiedziałem o tym twojej matce. Obawiałem się, że zareaguje gorzej, ale chyba mimo wszystko dalej mnie kocha. Jednak Dolly, to będą dłuższe wyjaśnienia. Chodźmy do pokoju mojego i waszej matki.
Dolly: Dobrze. Dylan, też chodź, myślę, że będę lepiej się czuć z tobą w pobliżu.
Dylan: Dobra. Dawkins, Dante, Da Vinci, proszę, zajmijcie się dzisiaj szczeniakami, bardzo was proszę. Mam wrażenie, że trochę nam zejdzie przy tej rozmowie.
Po tych słowach skierowali się do pokoju rodziców, a Delilah wyszła do pracy.
CZYTASZ
Ulica Dalmatyńczyków 101
RandomNie wiem co tu wpisać, żeby zachęcić losowego czytelnika. Napiszę tylko, że postaram się wrzucać rozdziały raz w tygodniu w niedzielę.