15

4K 150 381
                                    



3 tygodnie później.

* Harry *


Można powiedzieć, że powoli wszystko się układało, mieszkałem z Lou. Codziennie rano wstawaliśmy, razem do pracy i wracaliśmy. Co przyjaciele szatyna uznali za wyleczenie z pracoholizmu, bo nie spędzał w firmie dłużej niż osiem godzin.  Z czego sam byłem dumnny,  mogłem cieszyć się obecnością mojego chłopaka.
Dobrze słyszycie chłopaka, tydzień po naszej rozmowie, z której stwierdzam, że jestem totalnym idiotą. Lou zabrał mnie na randkę, na której spytał się o oficjalnie nadanie tytułu temu związkowi.

Aktualnie była sobota a dokładnie wczesny ranek, razem z Tomlinsonem mieliśmy w weekendy wolne. Przez co mogliśmy dłużej poleżeć w łożku, i poprzytulać się bądź porobić inne ciekawsze rzeczy.

Jęknąłem ponieważ obudziło mnie natrętne dzwonienie telefonu, na oślep w miarę swoich możliwość, będąc obejmowanym przez Lou wychyliłem się sięgając po urządzenie i nie patrząc kto dzwoni odebrałem.

- Halo?  - Louis obrócił się kładąc głowę na mój brzuch i przy okazji szepcząc ciche „kto to?"

- Harry - słysząc ten głos podniosłem się do siadu.

- Jak śmiesz dzwonić - warknąłem, Louis otworzył oczy domyślając się kto dzwoni, i zakłóca nasz poranek.

- Otwórz proszę drzwi, porozmawiajmy -  już chciałem zaprotestować, ale odezwał się Lou. Słysząc wszytko.

- Nie bądź jak ona, porozmawiaj. - niechętne kiwnąłem głową, ma racje nie będę jak ona, będę lepszy.

- Masz dwie minuty - nie zamierzałem jej odpuszczać.

- otworzysz drzwi? - Louis podniósł się z łóżka, wyciągając do mnie rękę na znak, że pójdzie ze mną.

- Już - rozłączyłem się wstając na równe nogi i patrząc na szatyna.

- Jestem przy tobie, pamiętaj - posłał mi pokrzepiający uśmiech, który odwzajemniłem. I nie przejmując się naszym stanem ubrań jakim u Lou były same bokserki a u mnie moje ulubione majteczki i siedząca do połowy uda koszulka Louisa.

Czytając na klamkę, i biorąc głęboki oddech, otworzyłem drzwi za, którymi stała mama. Za nią Robin, a z tyłu pupilek, Anne.

- Mów - nie bawiąc się w powitania, i wpuszczenie do domu. Patrzyłem na kobietę, która teraz kuliła się w sobie.

- Chciałam was przeprosić, za moje zachowanie. - mam wrażenie, że wcale nie żałuje swoich słów. Pewnie przyszła bo coś chce.

- Jasne fajnie, pa - już ciałem zamykać drzwi ale but kobiety zablokował drewnianą powłokę.

- Nie mamy gdzie się podziać. - wiedziałem, że jest w tym jakiś haczyk.

- Tata, może zostać wy nie - oznajmiłem sucho, Robina. Mężczyzna, chyba sam nadal nie wybaczył mamie, bo jedynie wzruszył ramionami, przechodząc z torbą obok kobiety i witając mnie i szatyna uściskiem na powitanie.

- A co z nami? - ona nigdy się nie zmieni.

- Pani może zostać ale jego - Lou wskazał na Aidena. - nie wpuszczę do domu.

- Naprawdę nie mamy, gdzie się zatrzyma. Proszę obiecuje, że Aiden nic nie zrobi. - naprawdę nie wiedziałem co ma zrobić, jedynie popatrzyłem się na Lou szukając ratunku.

- Dobrze, ale niech tyko jeden jego mału wybryk a ląduje na cmentarzu. - wpuściliśmy ich do środka, umieszczając w pokojach.

****

Podczas śniadania panowała niezręczna cisza.

- co się tak w ogóle stało? - zagadnąłem.

- rura w domu pękła i go zalała, remonty potrwają jakieś dwa do trzech tygodni.

- A dlaczego on tu jest? - nie ukrywałem swojej niechęci do tego zjeba.

- mieszka z nami. - ją do reszt popierdolilo.

- Harry, bo ja cię kocham i myślałem...- nie wytrzymałem, wstając od stołu.

- Co myślałeś! Że jak mnie zgwałcisz to się w tobie zakocham?! Popierdolilo cię do reszty?!! - nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno, Louis zerwał się podtrzymują mnie, ale długi to nie trwało, bo jak burza zerwałem się do biegu. Lądując głową w muszli, i zwracając śniadanie.

Poczułem dłonie na plecach i uspokajający głos Lou, zwracałem śniadanie już trzeci dzień z rzędu.

- Nie ma, że nie kochanie jedziemy do lekarza. - pomógł mi wstać, a po przepłukaniu ust, ruszyliśmy do sypialni gdzie szatyn mnie przebrał, byłem tak wyczerpany, że nie zorientowałem się nawet kiedy znaleźliśmy się w aucie.

****

Czekanie na wyniki było najgorsze, siedziałem z Lou w poczekalni mając głowę na ramieniu szatyna.

- Pan Styles?  Proszę do gabinetu - lekarka zaprosiła nas do środka, zasiadliśmy na krzesłach, patrząc na lekarkę mającą grobową minę.

- Gratulacje panom - jej twarz zmieniła się w uśmiech.

- Co? - spytałem głupio.

- Jest pan w ciąży, a teraz proszę na usg - zasiadłem na fotelu, podciągając koszulkę   Wiedziałem o mężczyznach mogących rodzic dzieci ale nie wiedziałem, że jestem jednym z nich.

- nie spodziewane -  kobieta rozszerzyła oczy.

- Coś nie tak? - spytał przerażony Lou.

- Spodziewacie się trojaczków.  - na chwile zabrakło mi powietrza.

A Louis zemdlał

####

Dobra żeby nie było i żebyście nie krzyczeli, robiłam ankietę paru osobą i podałam liczby od 1 do 3 i one oznaczły liczbę dzieci.
Ale te osoby nie widziały tera już pewnie wiedzą.
No i wygrała trójka.

Bay bay ❤️

𝐼𝑐𝑒 𝐹𝑙𝑜𝑤𝑒𝑟  ✔︎ || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz