17

3.5K 153 234
                                    




* Harry *

Czy byłem szczęśliwy, że Louis mnie nie zostawił?
Byłem niezmiernie szczęśliwy.

Budząc się tego poranka, po serii mdłości, które wyrwały mnie z błogiego stanu.
Pomimo tego, że się nie prosiłem. Louis podniósł się z łóżka i ruszył za mną w stronę łazienki. Zagarniając moje włosy do tyłu i gładząc plecy.

- Już lepiej? - spytał, kiedy usiadłem koło muszli.
Pokiwałem jedynie głową, z pomocą  szatyna podchodząc do umywalki. I płucząc usta.
Louis również pomógł dostać mi się do kuchni. Gdzie posadził mnie na blacie, stając między moimi nogami. - Zrobię ci ziółka. - mężczyzna cmoka mnie w nos, robiąc wcześniej wspomnianą rzecz.
Po około pięciu minutach podał mi napar, znów stając między nogami.

- Dziękuje - szepnąłem  popijają ostrożnie, gorący płyn.

- zrobię ci śniadanie, masz ochotę na coś konkretnego? - dłonie szatyna lądują na moich biodrach. Odłożyłem kubek, na blat. Zarzucając dłonie na ramiona starszego.

- Nie - uśmiechnąłem się, pochylając do pocałunku. Szatyn, od razu połączył nasze usta, podgryzając moją dolną wargę na co jęknąłem. Pocałunek trwał by dłużej gdyby nie wchodzący do kuchni Aiden i jego durny komentarz.

- Oszczędźcie mi tych widoków. - podszedł do lodówki, otwierając ją i wyciągając z niej sok. Obrócił się w naszą stronę, patrząc na nas z uniesionymi brwiami.
Spojrzałem na Lou on na mnie a następnie przyciągnąłem szatyna bliżej siebie, łącząc nasze usta w mokrym pocałunku, w którego skład wchodził język.  - Jesteście obrzydliwi - powiedział, w odpowiedzi jęknąłem kiedy dłonie Lou znalazły się pod moją koszulką. Dotykając rozgrzanej skory.

- dzień dobry dzieci - powiedział niewzruszony Robin wchodząc do kuchni.
Odsunęliśmy się od siebie, z mlaśnięciem. Szatyn posłał mi uśmiech.

- Zrobię ci omleta - posiedział, odsuwając się i ruszając w stronę lodówki.

- Jak się czujesz Harry? - zagadnął ojczym, zaparzając sobie kawę i posyłając mi uśmiech.

- Dziękuje, już lepiej. A jak tobie się spało. - postanowiłem pociągnąć rozmowę dalej.

- A wiesz, że dobrze. Wysapałem się jak nigdy.  - mężczyzna, napił się łyka kawy, wzdychając wyraźnie szczęśliwy.

Chwilę później na stole wylądował omlet dla mnie, oraz w między czasie Robin zrobił sobie kanapki.

- Proszę kochanie - szatyn, pomógł mi zjeść z blatu stawiając stabilnie na ziemi.
Ucałował czubek mojej głowy, pociągając mnie do stołu i siadając, a mnie biorąc sobie ma kolana.

- Ale wiesz, że mogę sam siedzieć - zaśmiałem się, Louis objął mnie w pasie, kładąc dłonie na leciutko wypukłymi brzuchu. Nachylił się do mnie tak, że czułem jego oddech na skórze i szepnął do ucha.

- Chcę mieć was blisko siebie - mimowolne „Awww" umknęło z moich ust. Czyż on nie jest w tym momencie słodki.

Poranek minął zaskakująco miło, nawet pomimo obecności Mamy i Aidiena.

****

- dobrze czyli makaron i sos już mamy. To Lou? Rozstawisz zastawę? - spytałem się wyłączając gotowe danie, kładąc na balt na deskę aby się nie przypaliło.

- Już - powiedział szatyn, chciał wziąć wszytko na raz, ale mu nie wyszło przez co kilka talerzy prawie spadło na podłogę, gdyby nie ojczym, który postanowił pomóc szatynowi.

Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, który poinformował o przybiciu gości.
Poszedłem otworzyć, drzwi. I od razu poczułem kobiece ramiona oplatające mnie w szyi.

- Harry! - zapiszczała Barbara.

- Hej, Barb - przytuliłem kobietę. Następnie przywitałem się z Niallem, Zaynem, który posłał mi wszytko wiedzące spojrzenie. I Liamem, oraz jak się okazało rodziną Lou, która zdążyła przyjechać.

W domu panował tłok wszyscy witali się ze wszystkimi, i rozmawiali o wszystkim.

- Zapraszam do stołu. - goście usiedli przy stole, który rozsunęliśmy. Ja zaśmiałem u szczytu stołu wraz z Louisem, szatyn położył dłoń na moim udzie posyłając mi uśmiech.

- Smacznego - powiedział głośno Tomlinson na co reszta odpowiedziała mu tym samym.

I zabrali się za nakładanie jedzenia.

****

Od kilkunastu minut przy stole panował lekki gwar, wszyscy jedli gadają cicho aby nie przeszkadzać innym.

Spojrzałem na szatyna, a on na mnie. Obaj skinęliśmy głowami wstając, tym samym wszyscy przy stole zamilkli, patrząc na nas. Złapałem się ramienia szatyna będąc dość niepewnym tego co ma się wydarzyć.

- Zebraliśmy was tu bi chcemy coś ogłosić.

- Rozstajecie się? - spytał Aiden na co inni z wyjątkiem mojej matki zgromili go wzrokiem. Louis przewrócił jedynie oczami.

-  cóż...ja i Harry - zaciął się szatyn patrząc na mnie.

- Zostaniemy rodzicami - wydusiłem z siebie.

- Adoptujecie dziecko? - spytała radośnie Jay.

- Nie, Harry jest w ciąży - oznajmił szatyn.

- O moj Boże - zapiszczały w tym samym momencie Jay i Barbara - Gratulacje.
Wszyscy zaczęli nam gratulować po kolei, no oprócz mojej matki, i jej przydupasa.

- Dość! - krzyknęła moja rodzicielka.
Nagle zapanowała cisza, a my spojrzeliśmy na nią. - Masz usunąć tego bęnkara, albo wydziedziczę cię i już nie będziesz Styles! - pomimo, że mogłem spodziewać się takich słów, one i tak zabolały.

- Nie usunę moich dzieci - wykrztusiłem twardo ze łzami w oczach.

- Dzieci? - spytał Robin

- trojaczki - odpowiedział Louis, Robin z Jay i Barbarą aż usiedli. Liam i Niall zemdleli a reszta była w szoku. - I z chęcią dam Harry'emu swoje nazwisko. - szatyn objął mnie w pasie kładąc dłonie na brzuchu.

- W takim razie nie masz matki! - wzięła Aidena za rękę i tak po prostu wyszła. Wyszła z mojego życia.

#####

Wesołego 28 sun ❤️❤️

𝐼𝑐𝑒 𝐹𝑙𝑜𝑤𝑒𝑟  ✔︎ || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz