Rozdział 3

736 47 55
                                    

- Jakaś godzina - odpowiedziałem spoglądając na zegarek, wiszący na ścianie za mną. Gdy mój wzrok powrócił w stronę współlokatorów, moją uwagę przykuł jeden szczegół, który prędzej czy później bym zobaczył, nawet jeśli byłbym głupi jak but. - Zastanawiam się... - powiedziałem, podnosząc do góry, dłoń Yamaguchiego - Co to jest?

- Nie widziałeś nigdy pierścionka...? - zapytał ze zdziwieniem blondyn, który już o dziwo kończył swoją porcję śniadania i obecnie patrzył się na mnie, jak na największego debila i idiotę, jakiegokolwiek spotkał w życiu - No wiesz... Ma kształt obręczy, zrobione z, na przykład, złota, sre-

- Wiem, czym jest pierścionek! - przerwałem mu w połowie zdania.- wiem co to jest. Widocznie źle dobrałem pytanie... Akhem... Co on tu robi? 

- Jak to co? Jest sobie na palcu. Co miałby robić innego? - na twarzy okularnika widoczne już były delikatne uniesienia w kącikach ust, co wskazywało, że chyba się dobrze bawił, drocząc ze mną w ten sposób.

- Jeszcze trochę i cię stąd wyrzucę - zaśmiałem się, a następnie wziąłem łyka wcześniej przygotowanej sobie kawy - Od kiedy?

- Pomyślmy... Trzy- nie... Około czterech miesięcy... - odpowiedział mi ciemnowłosy, piegowaty przyjaciel - Nie mówiłem ci...?

- Chwila, chwila, nic mi nie mówiłeś - burknąłem odstawiając kubek gorącego napoju na stół - Czemu ja o tym nie wiedziałem? Gdybym wiedział, zrobił bym jakieś przyjęcie czy coś, a tak to na sucho wszystko.

- Na sucho...? Co ty chcesz zrobić? Chyba nie chcesz urządzać jakiejś popijawy, prawda...? Zaręczyny, to raczej jeszcze nie jest powód do jakiegoś oblewania, czy po prostu uczczenia tego wszystkiego... Zgodziłbym się co do wesela, ale to...? - powiedział najwyższy z nas, patrząc na mnie po raz kolejny wzrokiem politowania nad idiotą którym według niego jestem. 

- Jeśli nie chcecie, to nic nie zrobię. Po za tym musiałbym szukać większości naszej starej drużyny. Nie mogłoby ich tam zabraknąć, więc trzeba by było ogarnąć ponowny kontakt. Chociaż wątpię, że to kiedykolwiek by wypaliło...

Kontakt z wszystkimi trzema rocznikami z Karasuno, za czasów, gdy byłem w pierwszej liceum, zanikał krok po kroku od ukończenia szkoły danego rocznika. Nasi dużynowi rodzice dostali się na ten sam uniwersytet w Tokio, a nasz płochliwy as, z tego co mi wiadomo, nie chciał kontynuować nauki, więc zaczął pracę w jakiejś firmie swojej rodziny. W kolejnym roku, gdy kończyłem drugą klasę, wszyscy z drużyny, starsi o rok, dosłownie jakby rozpłynęli się w powietrzu. Na samym końcu, ja, Yamaguchi, Tsukishima i... Hinata... No właśnie... Z naszego rocznika, tylko z Hinatą kontakt się urwał... Podobno wyjechał gdzieś do Osaki lub Fukuoki, ale nikt nie wie tego na sto procent...

Oczywistym jest to, że tęsknię za tym jego lataniem wokoło mnie. Większość długich przerw, gdy było ciepło, spędzaliśmy razem na dworze odbijając piłkę. Zwykle robiliśmy to rozmawiając jakkolwiek, ale któregoś razu, ciszę wokół nas przerywał, dźwięk odbijania piłki o nasze dłonie i przedramiona, szum liści z drzew i ćwierkające ptaki na niebie, które co chwila latały obok. 

Tamtego dnia, Hinata robił się z dnia na dzień co raz cichszy, jednak wokół nas starał się pokazywać to, jak wesoły. Mimo to, doskonale było widać to, że był przygnębiony całą tą sprawą... Nie mógł zrozumieć, dlaczego wszyscy nagle przestali się odzywać do pozostałych... Jego na co dzień radosna duszyczka nie mogła pojąć tego wszystkiego, ponieważ zżył się z nami wszystkimi. 

- ...yama! Kageyama! Tobio! Halo tu ziemia! - usłyszałem wołanie jednego ze współlokatorów. Musiał używać mojego imienia...? - Coś się stało? - zapytał, gdy zauważył, że ocknąłem się i jakkolwiek jeszcze kontaktuję. 

- Nie... Chyba nie... Jest w porządku... - powiedziałem, próbując zrozumieć się przed chwilą stało - Będę już się zbierał, bo zaraz się spóźnię, a o dziesiątej mam spotkanie z klientem 

Odłożyłem talerz po śniadaniu do zlewu, po czym poszedłem do sypialni, w celu przebrania się w swój garnitur, który musimy mieć w biurze, czego niecierpię, ale muszę to znosić... Najbardziej nienawidzę wiązać tego chrzanionego czegoś, co zwą krawatem. Ja osobiście nazywam to obrożą z częścią smyczy, bo na co innego to wygląda...?

Przebranie się, zajęło mi nieszczęsne dziesięć minut... No cóż... Pracuję w tej firmie trzeci rok i nadal nie mogę do tego przywyknąć... Chyba jednak czas zacząć wpajać sobie do głowy, że powinna już być moja rutyna...

Wyszedłem z domu, żegnając się szybko z przyjaciółmi, po czym ruszyłem w stronę przystanku, gdzie autobus miałem już za kilka minut. Muszę zajechać jeszcze do warsztatu, by odebrać samochód... Może zdążę to zrobić przed pracą i nie będę zmuszony wzywać taksówki lub jechać metrem...?

Po kilku minutach, które spędziłem rozmowie telefonicznej z mechanikiem, przyjechał pojazd, na który czekałem. Po wejściu do niego, zająłem pojedyncze miejsce, a następnnie wyjąłem z torby białe bezprzewodowe słuchawki i włączyłem swoją playlistę, odpływając w swoich myślach, jednak dwa wersy jednej z piosenek, wystarczyły, by z moich oczu popłynęła jedna czy dwie łezki, ponieważ od razu, moje myśli skupiły się na Hinacie...

"Nawet smutek tamtych dni, nawet ból tamtych dni. Kochałem w nich wszystko, ponieważ byłeś ze mną" 

Błędem jest to, że za nim tęsknię i zrobiłbym wszystko, by móc z nim jakkolwiek porozmawiać...? 

--------------------------------------------------

Witam, witam

Ten rozdział może dawać wrażenie, że to opko będzie angstem jednak nie ma tak dobrze, bo nie planuję tego robić.

Historia dopiero zaczyna się rozwijać, więc będzie kilka takich, nazwijmy to "dram", więc możecie się przyzwyczajać.

Jest po drugiej w nocy, gdy to wstawiam, więc tak jakby chyba dzisiaj nie zasnę, bo inaczej ten rozdział by się pojawił dopiero jutro popołudniu/wieczorem.

Od dzisiaj też rozdziały będą co kilka dni, ponieważ wykończyłam już materiały zebrane wcześniej i właśnie częstotliwość wrzucania, będzie zależeć od mojego czasu.

Liczę, że rozumiecie :')

Do następnego!

~Iwa-chan

It Was One Meeting [KageHina]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz