💀Wygnanie💀

671 41 7
                                    

Na wstępie dodam, że piszę od nowa całą książkę... Znaczy... Treść każdego rozdziału będzie ta sama (chyba, niektórych) jak i będą te same akcje/sceny (chyba, niektóre) tylko że poprawione. Rozbuduje tą książkę. Miłego czytania♥



- To twoja wina, że nasza matka wtedy umarła. To ty powinieneś zginąć. Nie ona - Alice ze spokojem w głosie powiedziała mi to prosto w twarz. Powiedziała mi to. Nagle moje zaskoczenie ustąpiło, zamiast tego zaczął panować nade mną gniew.

Brunetka bez wzruszenia mówiła dalej. O tym wszystkim o czym chciałem zapomnieć... 

W pewnym momencie powiedziała coś, przez co coś we mnie pękło... Nie zastanawiając się zbyt odepchnąłem się od ściany przy której wstałem i podszedłem do Alice która oparta była o blat kuchenny.

Dziewczyna rozbawiona patrzyła się na mnie w sposób mówiący ,,co ty odpierdalasz dzieciaku?". W pewnym momencie moje emocje puściły i po prostu dałem jej z liścia. Głośny huk odbił się po pomieszczeniu, a zszokowana nastolatka jęknęła z bólu. 

Moje oczy powędrowały na blat gdzie znajdował się... Nóż. Tego mi było trzeba. Tak bardzo czekałem na ten piękny moment kiedy ona zapłaci za to wszystko i... zniknie.

Złapałem za rękojeść noża i przystawiłem dziewczynie do gardła na co ta momentalnie się spięła.

- Oh... dlaczego ta cała sytuacja już cię nie bawi? - spytałem z udawanym smutkiem - Przecież teraz czas na najlepszy moment w... - westchnąłem podekscytowany - ...całym moim życiu. 

Nagle po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy. Zaczęła łkać i prosić bym się opamiętał. Tyle razy ja też ją o to prosiłem... Tyle razy... 

- Al... Ja też prosiłem. Też płakałem... Pamiętam jak ojciec mi wykrzyczał, żebym był taki jak ty... a ty nigdy się nie wycofałaś. Mimo moich łez i próśb, ty nadal wbijałaś mi sztylet w serce. Ja... - zamilkłem na chwilę - ...będę jak ty. Nie wycofam się.

Naparłem mocniej ostrzem na szyje dziewczyny, której zaczęło brakować powietrza. W pewnym momencie bez wahania poderżnąłem jej gardło. Po chwili posadziłem dziewczynę na krześle i sprawdziłem puls.

Udało mi się... Ona nie żyje. 

Zadowolony z mojego czynu oczyściłem się z krwi po czym wyszedłem z domu. To była teraz tylko kwestia czasu kiedy przybędą po mnie anioły... Udałem się szybkim krokiem do parku. Mijały milisekundy... sekundy... minuty... z każdą chwilą miałem przeczucie, że już za chwilę zniknę.

Zniknę z tego miejsca. 

Wyrzucą mnie z nieba.

Gdy dotarłem do parku, ruszyłem w stronę fontanny. Uwielbiałem tam przychodzić. Posąg przedstawiał piękną kobietę, która bardzo przypominała mi kogoś... 

Z przemyśleń wyrwała mnie nagła strata równowagi. Upadłem na kolana, potem już leżałem na ziemi, przyciśnięty przez anielską straż. Już wiedzą. A jeśli oni wiedzą to niewykluczonym jest, że archanioły także.



Szedłem podtrzymywany przez dwóch strażników do sądu, miejsca gdzie wszystko co piękne się kończy. Czułem wzrok zszokowanych ludzi, którzy patrzyli się na mnie jakby nie mogli uwierzyć. 

Idąc do sądu skrzyżowałem wzrok z pewną dziewczyną, która była we mnie zakochana od małego. Kiedyś w dzieciństwie się z nią trzymałem. Z czasem stawała się coraz bardziej... dziwna? To chyba odpowiednie słowo. W 6 klasie szkoły podstawowej stała się już kompletnie... inna. Stała się moją stalkerką, chodziła za mną ale jak chciałem z nią pogadać to uciekała i omijała mnie szerokim łukiem.

Teraz w jej oczach był strach... podobało mi się to. Lekko uśmiechnąłem się pod nosem, patrząc jej w oczy. Ta jak się spodziewałem, zarumieniła się. Czyli mimo morderstwa coś do mnie czuje? Nieźle.

Po paru minutach w końcu weszliśmy do sali sądowej...



- Skazuje cię, Kairo Hyoshi na wygnanie do piekieł. Archanioł Gabriel zajmie się osobiście doprowadzeniem cię do bram otchłani - rzekł spokojnym głosem bóg - Chcesz coś dodać, chłopcze? 

- Ja... - westchnąłem - Wybacz mi Panie bo zgrzeszyłem... Myślą, mową, jak i uczynkiem. Jestem gotów pożegnać niebo oraz ponieść konsekwencję tego okropnego uczynku, którego dokonałem - powiedziałem opanowanym głosem po czym nie wiedzieć czemu po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.

Podniosłem skute dłonie by otrzeć łzę, po czym uśmiechnąłem się do Boga, co ten odwzajemnił.

Podszedł do mnie Gabi i... rozkuł mnie. Dlaczego?

Objął mnie ramieniem i dał znak bym poszedł z nim. Bez słowa ruszyliśmy do wyjścia z sądu. Za nami wyszło jeszcze kilku strażników. 


Po parunastu minutach doszliśmy do... wielkiej bramy która znajdowała się w katakumbach królestwa niebieskiego. Od kiedy ona tu jest? Chodź w sumie... To i tak nie jest ważne. Stanęliśmy pod wielką, czarną, żelazną, bramą. Po chwili ta otworzyła się i wyszedł z niej mężczyzna o czarnych włosach spiętych w kok oraz o przenikliwych czerwonych oczach. Razem z nim były dwa demony, ubrane w żelazne zbroje. 

Cała trójka miała czarne peleryny z jakimś dziwnym znakiem, pewnie było to coś w stylu herbu... nie wiem. Nie znam się.

- To jest...? - mężczyzna miał chrypkę przez co przeszedł mnie lekki dreszcz.

- Kairo Hyoshi - odezwał się Gabi - wygnaniec. Zamordował swoją siostrę - po wypowiedzeniu powodu przez który zostałem wygnany, spiąłem się lekko. Nie dlatego, że żałuje... po prostu Gabriel podczas mówienia tego spojrzał na mnie z... czymś w oczach. Nie sądzę by była to emocja pozytywna. Może nawet było to coś w rodzaju... obrzydzenia?

Ała.

- Skujcie go - czarnowłosy mężczyzna skinął na mnie głową, przez co demony za nim podeszły do mnie. Miałem kajdanki na nadgarstkach oraz... obroże. Do której był przypięty łańcuch. Ehh...

- Mógłbym wiedzieć kim tak właściwie... umm... Pan jest? - spytałem zaciekawiony patrząc z ciekawością na faceta, który zdziwiony moją odwagą chwilę się nie odzywał zdumiony.

- Jestem władcą piekieł. 

- Co ze mną będzie?

- Na razie będziesz w lochach, potem się zobaczy.

- Oh, okej - odpowiedziałem po czym uśmiechnąłem się szeroko i sam z siebie ruszyłem w stronę bramy. 

- Żegnaj, dzieciaku - w końcu usłyszałem głos... Gabriela.

- Żegnaj... - kim właściwie on dla mnie był? - ...tato.

Spojrzałem przez ramie na wyraz jego twarzy. Była bezcenna... Widać w niej było... Szok, smutek, niedowierzanie jak i szczęście. 

Po raz ostatni uśmiechnąłem się do niego, co ten odwzajemnił. Gdy w końcu przeszedłem z diabłami przez bramę, ta zamknęła się po kilku minutach od naszego przejścia.

- Witamy w piekle... dzieciaku - powiedział do mnie władca na co ja jeszcze szerzej się uśmiechnąłem o ile było to w ogóle możliwe...

He is Mine // Poprzednie (poprawione) rozdziały + KONTYNUACJAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz