„My brain is a mess"

374 9 3
                                    

- Ciągle za nim tęsknisz? - pyta wpatrując się we mnie pożądliwie, jednakże jego wzrok po chwili przybiera smutnego wyrazu.

- Ja... - zaczynam próbując wypowiedzieć w miarę składne zdanie, ale znów nie potrafię niczego z siebie wydusić.

- Mam tego dość - wypowiada sfrustrowany schodząc z łóżka i zostawiając mnie samą zatrzaskując za sobą drzwi.

Wciągam na siebie z powrotem piżamę i wychodzę na balkon. Pieprzyć to, że jest cholernie zimno, nie odczuwam już temperatur, nie odczuwam chyba niczego, najgorsze jest w tym wszystkim to, że właśnie przez to ranię osobę, której na mnie zależy.

Odpalam papierosa i przyglądam się temu, co dzieje się na zewnątrz.

Jakaś para kłóci się przy restauracji, dzieci siedzą zapatrzone w telefony ignorując swoich rodziców, którzy próbują nawiązać z nimi jakiś kontakt. Stary grajek, który zbiera pieniądze na chleb, niewidomy wchodzący przez przypadek w jakiegoś przechodnia wywołując w nim atak nerwów - mężczyzna go popycha i pędzi w pośpiechu ku drugiej stronie ulicy. A reszta? Nie zwraca na to uwagi, bezsilny mężczyzna leży na podłodze i wciąż się nie rusza, nikt wciąż się nim nie interesuje. Nagle podchodzi do niego jakaś kobieta - oceniając po stroju, to kelnerka z jednej z restauracji, pomaga mu wstać i gwałtownie gestykuluje - raczej nie jest zadowolona z jego obecności. Po jej mimice twarzy można dojrzeć, że zaczyna krzyczeć, pcha staruszka w stronę straganów i odchodzi nawet się nie obracając.

Co dzieje się z naszym społeczeństwem? Czy to ludzie nie potrafią już podchodzić pozytywnie do innych i ukazywać takich emocji? A może to po prostu ja? Może to ja dostrzegam tylko te negatywne rzeczy. Znów powracam do przyglądania się przechodniom.

Jakaś młodzież popycha młodszego od siebie i głośno się z niego śmieje udając przy tym niewiadomo jak dorosłych.

- Hej! - krzyczę, aby zwrócić ich uwagę - odczepcie się od niego!

Nagle śmiech staje się coraz głośniejszy - a może zejdziesz do nas?! - krzyczy jeden chłopak - wyglądasz całkiem apetycznie paniusiu.

Rzucam papierosa i wychodzę z balkonu zatrzaskując drzwi.

Do czego to wszystko zmierza? - wracam do łóżka i podsuwam na siebie kołdrę. Biorę do ręki telefon i odczytuję wiadomość od
Raphaela - nie chcę być ciągle na drugim miejscu Cynthia, mam tego dość.

Biorę głęboki oddech i odpisuję chłopakowi - przepraszam, od jakiegoś czasu czuję się po prostu dość niestabilnie.

- Ciągle taka jesteś, musisz się w końcu zdecydować, nie chcę kazać ci zapomnieć, ale nie chcę też, abyś nadal się przez to wszystko wykańczała.

- Wiem Raph... - odkładam telefon i podchodzę z powrotem do balkonu, aby sprawdzić, czy głośna młodzież znów pogrąża młodszego chłopaka.

Są tam, popychają go i głośno się śmieją, nie zostawię tak tej sytuacji - mówię do siebie w myślach i zakładam w pośpiechu kurtkę wychodząc z mieszkania.

Jest dość ciemno, ale rynek jest cały oświetlony, więc bez problemu dostrzegam trzech na moje oko 17 letnich chłopców.

Widząc ich zachowanie podchodzę i chwytam jednego za ramię - co wy do cholery wyprawiacie? - syczę patrząc na nich z zawodem.

- O chuj ci chodzi? - mówi nagle jeden z nich patrząc na mnie złowrogo - to nie twój interes.

- Nie mój interes? - pytam z niedowierzaniem podnosząc głos - nie przechodzi się obojętnie obok krzywdy drugiego człowieka, to moralność, a nie wtrącanie się w nie swoje sprawy.

Dzisiaj, jutro, zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz