Po incydencie w Wielkiej Sali James i Lily nie bardzo wiedzieli, jak się w swojej obecności zachować. Z jednej strony oboje starali się zignorować fakt, że ich patronusy okazały się dopasowane, a oni tym samym wylądowali na językach całej szkoły. Z drugiej jednak strony ten fakt był po prostu nie do przeskoczenia; nie mógł ot tak wyparować z ich pamięci. Na patrolach rozmawiali rzadko, a jeśli już, najczęściej było to niezręczne. Poza nimi unikali się jak ognia, co męczyło zarówno ich, jak i wszystkich dookoła. W końcu zdenerwowany Syriusz zaskoczył Lily któregoś wieczoru, nakazując jej usiąść w fotelu przed kominkiem i odbyć z nim rozmowę.
— Coś się stało? — zdziwiła się Evans, usadawiając się wygodnie, podczas gdy Black patrzył na nią spode łba z drugiego fotela, ustawionego naprzeciwko. Pokój wspólny był już prawie pusty, a nawet gdyby nie był, Syriusza mało by to obchodziło. Miał już dość tej ciągłej zabawy w kotka i myszkę, której, chcąc nie chcąc, został uczestnikiem.
— Słuchaj mnie — zażądał. — Mam już po dziurki w nosie tych waszych podchodów.
Lily uniosła brwi.
— Naszych podchodów? — zapytała ze zdziwieniem, co tylko rozzłościło Syriusza jeszcze bardziej.
— Tak, waszych podchodów! Ciągle tylko w tą, a może w tamtą, a może jednak w tą, a jak już wasze patronusy wam próbują powiedzieć, że może jednak w tą, to nieee, bo po cooo?!
Lily przygryzła wargę.
— Wiesz, Syriusz, nie jestem do końca pewna, czy chcę o tym rozmawiać.
— Wiesz, Lily, bez obrazy, ale średnio mnie to obchodzi — przedrzeźnił ją. Zaraz jednak wziął głęboki wdech i uspokoił się trochę. — Chodzi mi o to — kontynuował — że James to mój najlepszy przyjaciel, rozumiesz? A nawet więcej, on jest dla mnie jak brat. I nie mogę patrzeć, jak się męczycie, bo żadne z was nie jest na tyle odważne, żeby zrobić jakikolwiek ruch. Jesteście w Gryffindorze, do cholery, co to ma być?
Lily przygryzła wargę.
— Syriusz, ja naprawdę doceniam, że...
— Ale poczekaj, musisz zrozumieć. — Uniósł dłoń. Evans poprawiła się nerwowo na fotelu. — Nie mów mu, że ci powiedziałem, bo mnie zabije, ale przecież jak ktoś nie zareaguje, to wy się w życiu nie ogarniecie. On za tobą szaleje od piątej klasy, rozumiesz? Wiesz o tym? Od cholernej piątej klasy słyszę tylko Evans to, Evans tamto. A ty szalejesz za nim, co prawda trochę krócej, ale tak jest i nawet nie próbuj zaprzeczać. Rozmawiałem z Alicią, też jest tylko James to, James tamto. Jakby ja rozumiem, że się boicie jedno drugiego, serio, nawet się nie dziwię, oboje potraficie być naprawdę przerażający, ale słuchaj, jak nie zaryzykujecie, to na pewno nic z tego nie będzie i na pewno będziecie żałować. I do końca życia już będę słyszał Evans to, Evans tamto, więc zadbaj też, proszę cię, o mój komfort psychiczny.
Lily pokręciła głową z uśmiechem.
— Nie sądzisz, że to jest rozmowa, którą powinieneś odbywać z Jamesem, a nie ze mną? — zapytała w końcu. — Sam powiedziałeś, jest dla ciebie jak brat.
Syriusz uśmiechnął się kwaśno.
— Myślisz, że nie próbowałem? On uważa, że nie chce się narzucać i zniszczyć tego, co jest — zrobił cudzysłów w powietrzu, przedrzeźniając przyjaciela — bo jest przekonany, że jesteś... — zawahał się. Lily uniosła brwi pytająco. Uciekł wzrokiem gdzieś w bok i dokończył zdanie wcale nie tak, jak zamierzał. James wciąż wierzył, że dziewczyna była zakochana w Severusie i żadne logiczne argumenty do niego nie docierały. Syriusz poczuł nagle, że to jest granica, której już nie może przekroczyć, więc mruknął tylko:
CZYTASZ
Patronus || Jily fanfiction ✔
FanfictionDopasowane patronusy są oznaką bratnich dusz. A przynajmniej tak twierdzi Sharon Kelsey, jedna z przyjaciółek Lily Evans. Uważa, że jeśli dwaj czarodzieje to odkryją, nic już nie może ich rozdzielić, bo zwyczajnie są sobie przeznaczeni. To właśnie t...