Profesor Dumbledore złożył ręce pod brodą, patrząc przenikliwie na resztę zebranych nauczycieli.
— No, moi drodzy — zaczął w końcu po chwili ciszy — myślę, że już się wszyscy zorientowali, że nasi prefekci w końcu zostali parą. To chyba odpowiednia pora na rozwiązanie naszego zakładu. Od czego by tu zacząć? — zastanowił się.
— Proponuję od tego, że przegrałeś, Albusie — stwierdziła rzeczowo profesor McGonagall. — Mówiłam ci, że moje dzieciaki nie są tak żenujące, żeby zejść się w walentynki. Poproszę moje galeony. — Wyciągnęła rękę wyczekująco. Profesor Dumbledore westchnął.
— Chyba masz rację, Minerwo — mruknął, przeszukując kieszenie. Zaraz potem położył na dłoni wicedyrektorki należną jej sumę.
— Dziękuję bardzo. — Skinęła głową zadowolona. Rozejrzała się po zebranych wyzywająco, jakby tylko czekała, aż ktoś odmówi jej wygranej.
— Chciałem tylko zaznaczyć, że dawałem im pół roku i moje słowa się spełniły. — Uśmiechnął się profesor Slughorn. — Zdaje mi się, że również mi się coś należy, prawda, Minerwo?
Profesor McGonagall skrzywiła się, ale oddała mu część swojej wygranej.
— Chociaż ja, znając ich najlepiej, obstawiałam pierwszą połowę marca, więc trafiłam idealnie — oznajmiła. — Filiusie, o ile dobrze pamiętam twój głos nawet nie był blisko?
— Może dlatego, że jakoś nieszczególnie miałem ochotę uczestniczyć w tej zabawie, moja droga — odparł niski czarodziej zadziornie. — Jednak obserwowanie podchodów moich wychowanków jest dla mnie bardziej interesujące. Choć muszę przyznać, nie bawiłem się tak dobrze od czasu Aldena Lensa i Hortense Drake.
Profesor McGonagall wyciągnęła do niego rękę, czekając na przypadające jej galeony.
— Dobra zabawa i złe obstawianie kosztuje, Filiusie — oznajmiła. Flitwick westchnął, wyjmując z szaty trochę złotych monet. Odliczył właściwą sumę i podał McGonagall.
— Wiesz co, Minerwo, zakłady z tobą są świetne, dopóki nie wygrywasz i nie łapiesz tego swojego ducha rywalizacji.
— Filiusie, takie zakłady to dla mnie czysta inwestycja, nie bierz tego do siebie.
— A ja nadal uważam, że nie powinniście tak robić. — Westchnęła profesor Sprout. Cała czwórka popatrzyła na nią wymownie.
— Pomono, wiesz, że wszyscy cię kochamy, ale musisz nam pozwolić na trochę zabawy — zauważył profesor Slughorn. — Poza tymi zakładami nic ciekawego się w tej szkole nie dzieje.
— Powinniście się po prostu cieszyć, że są szczęśliwi — zauważyła, nie dając zbić się z tropu.
— Ależ cieszymy się — zaprotestowała profesor McGonagall. — Po prostu musisz przyznać, że trochę im to zajęło.
— Nie macie ciekawszych rzeczy do roboty? — wtrąciła się profesor Cox, przyglądając się swoim paznokciom.
— Przepraszam bardzo, sama trzymałaś kciuki za Cynthię i Syriusza! — zawołał Flitwick z oburzeniem.
— I mogłabyś zdjąć nogi ze stołu — dodała McGonagall, krzywiąc się. Profesor Cox pokręciła głową z westchnieniem.
— To była zupełnie inna sytuacja — zaprotestowała spokojnie.
— Gadaj sobie, gadaj, nasze przewidywania przynajmniej się sprawdzają.
— Jesteście niereformowalni — skwitowała profesor Sprout. — A ja podtrzymuję swoje stanowisko i stanowczo zabraniam zakładania się o moich Puchonów.
— Ależ Pomono...
— Nie, Horacy.
Slughorn westchnął ze zrezygnowaniem.
— No cóż, wygląda na to, że nie dzieje się już nic na tyle ciekawego, by się o to zakładać.
Profesorowi Dumbledore'owi zabłyszczały oczy.
— Chyba że... — zaczął, zwracając tym samym uwagę wszystkich nauczycieli. — Chyba że — powtórzył — możemy założyć się o to, kogo zaproszą na ślub.
— Potter i Evans? — upewniła się McGonagall. Dyrektor pokiwał głową. Opiekunka Gryffindoru zamyśliła się. — W porządku, niech będzie. Mnie na pewno zaproszą, mogę postawić całą moją wygraną z tego zakładu. — Spojrzała wyzywająco na resztę grona pedagogicznego. — Ktoś jeszcze?
CZYTASZ
Patronus || Jily fanfiction ✔
FanficDopasowane patronusy są oznaką bratnich dusz. A przynajmniej tak twierdzi Sharon Kelsey, jedna z przyjaciółek Lily Evans. Uważa, że jeśli dwaj czarodzieje to odkryją, nic już nie może ich rozdzielić, bo zwyczajnie są sobie przeznaczeni. To właśnie t...