✧ 7 ✧

1.9K 126 40
                                    

Gryfon zbiegł na dół i z niecierpliwością rozejrzał się po pokoju wspólnym. Nigdzie nie dostrzegł rudowłosej dziewczyny i powoli zaczął już godzić się z myślą, że po prostu nie chciało jej się na niego czekać. Już miał wchodzić z powrotem do dormitorium, żeby poprosić Remusa o pokazanie trasy, gdy z damskiej części sypialnej wybiegła zaspana Lily.

— Merlinie, Potter, przepraszam za spóźnienie! — wyrzuciła z siebie na jednym tchu, gdy tylko stanęli naprzeciwko siebie. James uśmiechnął się, widząc jej zarumienione policzki. — Chciałam się na chwilę położyć i...

— Nie szkodzi, ja też się spóźniłem, ale co powiesz na to, żeby pogadać o tym po drodze? — zapytał, unosząc brwi. Lily pokiwała głową i oboje skierowali się do wyjścia z pokoju wspólnego. James przytrzymał dla niej obraz i wyszedł zaraz za nią.

— Tędy — mruknęła, pokazując na jedne ze schodów i próbując jednocześnie ułożyć jakoś swoje potargane włosy. Chwilę szli w ciszy, aż w końcu James zapytał z uśmiechem:

— To... dlaczego się spóźniłaś? Zaczęłaś coś opowiadać.

Rudowłosa westchnęła.

— Chciałam zrobić sobie krótką drzemkę. Wiesz, trochę się już dzisiaj działo, a to dopiero początek. I poprosiłam Sharon, żeby mnie obudziła za równo godzinę.

James roześmiał się. Sharon pozostanie Sharon.

— Chyba już wiem, do czego zmierza ta historia.

Lily skinęła głową z uśmiechem.

— No więc właśnie, Sharon zapomniała mnie obudzić. Dlatego tak wyszło. Merlinie, ale mi głupio, jeszcze ci nagadałam, że prefektom nieładnie się spóźniać...

— Daj spokój, reszta pewnie też się spóźni. — Próbował ją pocieszyć James. Niestety, reszta się nie spóźniła. Gdy weszli do kanciapy prefektów, wszystkie oczy natychmiast zwróciły się na nich, a Simon Crane mruknął coś o spóźniających się randkowiczach. Potter rozejrzał się po pomieszczeniu. Było całkiem przytulne; niewielkie, ale gustownie urządzone. Na środku stał kominek, wokół którego tworzyły koło wygodne pomarańczowe kanapy, gotowe pomieścić wszystkich prefektów i jeszcze zostawało na nich miejsce. Nad kominkiem, który zdawał się być centrum tego pokoju, umieszczono ogromną mapę i, choć James na początku myślał, że to mapa Hogwartu, szybko zdał sobie sprawę, że nie miało to sensu. Przypatrzył się tylko różnokolorowym kreskom przecinającym się pod wieloma kątami i lekko mrugającym w nikłym świetle lamp i stracił nią zainteresowanie. Bezwiednie poszedł za Lily, by usiąść na pustym fotelu po jednej stronie kominka, podczas gdy ona usiadła na fotelu po drugiej, tym samym zamykając koło. Przed nimi, na małym stoliku, stał zestaw szybkich przekąsek, lekko już naruszony. James z zadowoleniem wyciągnął rękę po ostatniego tosta.

— Dzisiaj będzie krótko — zapowiedziała Lily, odgarniając włosy. — Przepraszamy za spóźnienie, mieliśmy... mały wypadek przy pracy. Wybaczcie, że musieliście czekać.

— Mhm, wypadek przy pracy — mruknął Simon, ale zaraz został skarcony przez swoją partnerkę, Mandy.

— Nie odzywaj się, sam dopiero przyszedłeś — fuknęła, znacząco patrząc na Cynthię. Krukonka tylko uniosła brwi wyzywająco. Lily westchnęła ciężko.

— Do rzeczy — zaoponował James w przerwie między jednym kęsem a drugim, zwracając na siebie całą uwagę. — Dumbledore chce, żebyśmy w tym roku patrolowali też błonia, bo Sami-Wiecie-Kto robi się coraz potężniejszy, bezpieczeństwo zamku, ble, ble, ble, chyba łapiecie, o co chodzi. — Spojrzał pytająco na wszystkich zebranych, odrywając skórkę od tosta. Gdy nikt się nie odezwał, kontynuowała Lily.

Patronus || Jily fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz